Czarne włosy dziew-
czyny przytrzymywała zbytkowna przepaska; jedynie lśniące kosmyki poruszały
się obok jej zaczerwienionych od wiatru policzków. Gdyby nie znał Etty, mógł-
by ją pomylić z jakimś młodym ulicznym chuliganem. Zwłaszcza teraz, gdy po
słowach Sorcora lekko się zjeżyła.
— Sądzę, że pani sama potrafi rozpoznać, co jest zbyt krwawe lub okrutne dla
jej gustów, a wtedy na pewno wycofa się do kajuty — stwierdził oschle młody
pirat.
Mały koci uśmieszek zagościł na ustach dziewczyny, gdy bezwstydnie stwier-
dziła:
— Skoro cieszę się towarzystwem kapitana Kennita w nocy, chyba nie muszę
się niczego bać za dnia.
Sorcor zarumienił się, blizny wyraźnie odznaczyły się bielą na tle czerwonych
policzków. Etta jednakże tylko zerknęła na Kennita z ukosa, chcąc zobaczyć, czy
spodobało mu się jej pochlebstwo. Udawał, że tak nie jest, ale rozśmieszył go
widok starego mata zmieszanego faktem, że kobieta chwali jego kapitana, więc
lekko się uśmiechnął na potwierdzenie jej słów. To wystarczyło. Dziewczyna zro-
zumiała. Wydęła nozdrza i obróciła głowę — jego tygrysica na smyczy.
169
Sorcor odwrócił się od obojga.
— No cóż, chłopcy, zacznijmy maskaradę — krzyknął do piratów, którzy pod-
skoczyli na rozkaz. Opuścili Kennitową banderę z krukiem i wciągnęli na maszt
flagę kupiecką, którą zabrali dawno temu z jakiegoś statku handlowego. Za burtę
wyrzucono kotwice dryfujące, spowalniające ruch żaglowca. Większość piratów
zeszła pod pokład, pozostali pochowali szable. „Marietta” ruszyła statecznie jak
obciążony ładunkiem bezbronny handlowiec. Statek z niewolnikami okrążył cypel
i stał się dla nich w pełni widoczny. Kennit wiedział, że łatwo go dogonią.
Leniwie obserwował przeciwnika. Tak jak zauważył Sorcor, żaglowiec miał
trzy dość wysokie maszty, dzięki czemu mieścił więcej żagla. Na pokładzie wy-
dymał się brezentowy namiot — tymczasowe schronienie dla załogi; bez wątpie-
nia pracujący na statku marynarze nie wytrzymywali zbyt długo smrodu swego
„szczelnie zapakowanego” ładunku i rzadko odwiedzali dziobówkę, wybierając
bardziej przewiewne kwatery. „Sicerna” — zgodnie z nazwą na rufie — handlo-
wała niewolnikami już od co najmniej kilku lat. Z jej rzeźbień płatami odpadała
pozłota, a plamy w dolnej części burt sugerowały, że wiele krwawiących trupów
wyrzucono z pokładu do morza.
W kilwaterze, niczym zadowolona maskotka, płynął tłusty, żółtozielony wąż.
Jeśli bestia była tak gruba jak Kennit podejrzewał, pożarła ostatnio sporo niewol-
niczych ciał. Młody pirat przez zmrużone oczy patrzył na pokład ściganego statku.
Znajdowało się tam znacznie więcej osób, niż oczekiwał. Czyżby byli wśród nich
uzbrojeni strażnicy? Zmarszczył brwi na tę myśl. Kiedy jednak „Marietta” zbli-
żyła się do „Sicerny”, zebrani na pokładzie ludzie okazali się niewolnikami. Ich
zniszczone łachmany trzepotały w rześkim zimowym wietrze, a oni sami poruszali
się niezbyt swobodnie, zapewne skuci jednym łańcuchem. Kapitan prawdopodob-
nie sprowadził grupę na górę, by odetchnęła świeżym powietrzem. Kennit zasta-
nowił się, czy przypadkiem fakt ten nie oznacza choroby pod pokładem, bowiem
nigdy w życiu nie widział, by handlarze niewolników przejmowali się dobrym
samopoczuciem swego „towaru”.
Odległość między dwoma statkami znacząco się teraz zmniejszyła i wiatr
przyniósł fetor „Sicerny”. Piracki kapitan wyjął z kieszeni pachnącą lawendą chu-
steczkę i przyłożył ją lekko do twarzy.
— Sorcorze! Mam do ciebie słówko — zawołał.
Niemal natychmiast mat znalazł się u jego boku.
— Tak, kapitanie?
— Chyba tym razem sam poprowadzę ludzi. Przekaż im, że mają pozosta-
wić przy życiu przynajmniej trzech członków załogi. Najlepiej oficerów. Zanim
nakarmimy ich ciałami węże, chciałbym uzyskać odpowiedź na parę pytań.
— Przekażę im, panie. Lecz niełatwo będzie ich powstrzymać.
— Mam wielką nadzieję, że zdołają nad sobą zapanować — oświadczył groź-
nie kapitan. Nieposłusznych zamierzał ukarać.
170
— Tak, panie — odparł Sorcor i udał się do piratów na pokładzie, a potem do zbrojnych przedstawicieli oddziału abordażowego, którzy czekali w ukryciu.
Kiedy mat odszedł, Etta cicho spytała:
— Po co chcesz ryzykować?
— Ryzykować? — Rozważał przez moment znaczenie tego słowa, potem od-