Wszystkiemu winien Morelli, który stał się twoją obsesją, jego bezsensowne usiłowania łudzą cię powrotem do utraconego raju, biedny preadamito snack-barów, złotego wieku w celofanie. This is a plastic's age, man, a plastic's age[98]. Zapomnij o sukach. Umykaj, psia zgrajo, musimy pomyśleć, prawdziwie pomyśleć, to znaczy poczuć, ustawić się w stosunku do, skonfrontować, zanim otworzymy drogę dla najmniejszego zdania, głównego czy też podrzędnego. Paryż to centrum, rozumiesz, to mándala, które trzeba obejść bez dialektyki, labirynt, w którym pragmatyczne formułki służą tylko do tego, żeby się zgubić. A więc cogito, które by było jakby wchłanianiem Paryża, jakbyś wszedł w niego pozwalając mu jednocześnie wejść w siebie, pneuma, a nie logos. Zarozumiały Argentyńcu, wysiadający ze statku, z pewnością siebie i swojej kultury po zniżonej cenie, mający wszystko w małym palcu, au courant wszystkiego, obdarzony tak zwanym dobrym smakiem, obkuty we wszystkich takich przedmiotach, jak historia ludzkości, prądy w sztuce, barok i gotyk, kierunki filozoficzne, polityczne napięcia, Shell i Esso, działalność i refleksje, kompromis i wolność, Piero delia Francesca i Anton Webern, prawidłowo skatalogowana technologia, maszyna do pisania Olivetti, fiat 1600, Jan XXIII, brawo! Brawo!
To była mała księgarenka przy rue Cherche-Midi, niebo i szarołagodne powietrze, to było to popołudnie i ta godzina, to była pora kwitnących kwiatów, to było Słowo (na początku) i mężczyzna, który czuł sic mężczyzną. Matko moja, co za brednie! I ona wyszła z księgarenki (dopiero teraz widzę, że to było coś w rodzaju uroczej metafory - ona wychodząca ni mniej, ni więcej tylko właśnie z księgarni!), i zamieniliśmy z sobą parę słów, i poszliśmy na kieliszek pelitre d'oignon[99] w jakiejś kawiarni na Sčvres-Babylone (i znów metafora - krucha, dopiero co wyładowana ze statku porcelana, handle with care[100], i ona - Babilonia, korzenie czasu, coś pradawnego, primeval being[101], przerażenie i rozkosz początków, romantyczna jak Atalia, ale z zaczajonym za drzewem autentycznym tygrysem). I tak Sčvres powędrował z Babylone na kieliszek pelure d'oignon, patrzyliśmy na siebie i, jak dzisiaj myślę, już zaczynaliśmy mieć na siebie ochotę (choć to działo się później na ulicy Réaumour) i tu nastąpił pamiętny dialog, pełen niedomówień zmieniających się w niepewne milczenia aż do chwili, gdy zaczęły działać ręce, milo było głaskać się po rękach patrząc na siebie i uśmiechając się, zapaliliśmy gauloise'y, jedno od niedopałka drugiego, tarliśmy się oczami, byliśmy tak jednomyślni na każdy temat, że po prostu wstyd, wokół nas Paryż tańczył w oczekiwaniu, zaledwie przyjechaliśmy, zaledwie zaczynaliśmy żyć, wszystko było tu w zasięgu ręki, bez imion, bez historii (przede wszystkim dla Babylone, a biedny Sčvres robił olbrzymi wysiłek, zafascynowany tym, że Babylone ogląda gotyk nie naklejając etykietek, że spacerowała nad Sekwaną nie widząc pływających pod prąd kaczek norman-dzkich). Kiedyśmy się rozstali, byliśmy jak dwoje dzieci, które gwałtownie zaprzyjaźniły się na jakichś imieninach i teraz patrzą na siebie, podczas gdy rodzice odciągają je za ręce, i jest w tym jakiś słodki ból i jakaś nadzieja, i już się wie, że jedno ma na imię Tony, a drugie Lulu, i to wystarcza, żeby serduszko było jak poziomka i...
Horacio, Horacio.
Merde alors. Chociaż dlaczego nie? Mówię o wtedy, o Sčv-res-Babylone, nie zaś o tej żałosnej punktacji, w której wynik gry jest z góry przesądzony.
(68)
94
MORELLIANA
Fragment prozy może popsuć się nagle, niby kawałek polędwicy. Od lat spostrzegam oznaki gnicia w moim pisaniu. Jak ja, przechodzi ono swoje anginy, swoje żółtaczki, swoje zapalenia wyrostka, wyprzedza mnie jednak na drodze do ogólnego rozkładu. W gruncie rzeczy gnicie oznacza koniec składników nieczystych i powrót do praw chemicznie czystego sodu, magnezu, węgla. Moja proza gnije od strony składni, zmierzając - z wielkim wysiłkiem - ku prostocie. Przypuszczam, że dlatego nie umiem już pisać „koherentnie”. Słowa wierzgają zrzucając mnie natychmiast na ziemię. Fixer les vertiges - jak to miło! Ale ja czuję, że powinienem ustalać elementy. Wiersze na to czekają i pewne rodzaje powieści, nawet teatru. Reszta jest faszerowaniem i nie wychodzi mi na dobre. Chociaż, czy rzeczywiście najważniejsze są elementy? Przecież opis węgla jest mniej interesujący niż opis historii rodziny Guermantes.