Każdy jest innym i nikt sobą samym.

Jej oczy błysnęły, głośno zatrzasnęła drzwi. Jeod z westchnieniem prze­czesał palcami włosy. Eragon podziękował mu za pomoc i dosiadł Cadoca. Jeszcze raz pożegnali się i odjechali.
Strażnicy przy południowej bramie Teirmu przepuścili ich bez cienia zainteresowania. W chwili gdy przejeżdżali pod olbrzymim murem ze­wnętrznym, Eragon dostrzegł, jak coś porusza się w cieniu. Solembum przycupnął przy ziemi, jego ogon kołysał się lekko. Kotołak odpro­wadził ich nieprzeniknionym wzrokiem. Po chwili miasto zniknęło w oddali.
- Czym są kotołaki? - spytał Eragon. Brom spojrzał na niego ze zdumieniem.
- Skąd to nagłe zainteresowanie?
- Słyszałem, jak ktoś wspominał o nich w Teirmie. Nie są chyba prawdziwe? - dodał Eragon z udaną ignorancją.
- O nie, są bardzo prawdziwe. W czasach chwały Jeźdźców były równie sławne jak smoki. Królowie i elfy trzymali je dla towarzystwa, lecz kotołaki zawsze robiły, co chciały. Niewiele o nich wiadomo. Lę­kam się, iż ostatnio stały się rzadkością.
- Umiały posługiwać się magią?
- Nikt nie wie na pewno, ale potrafiły robić niezwykłe rzeczy. Za­wsze zdawały się wiedzieć, co się dzieje, i w taki czy inny sposób an­gażować we wszystko.
Brom naciągnął kaptur, chroniąc się przed przenikliwym, zimnym wiatrem.
- Co to jest Helgrind? - zapytał Eragon po chwili namysłu.
- Sam zobaczysz, gdy dotrzemy do Dras-Leony.
Kiedy ostatecznie stracili z oczu Teirm, Eragon posłał naprzód myś­li i zawołał:
Saphiro! Siła owego myślowego okrzyku była tak wielka, że Cadoc z irytacją zastrzygł uszami.
Saphira odpowiedziała i popędziła ku nim ze wszystkich sił. Na oczach Broma i Eragona wypadła z chmur ciemna strzała, potem usły­szeli głuchy huk - to Saphira rozłożyła gwałtownie skrzydła. Słońce przeświecało przez cienkie błony, podkreślając ciemne żyły. Smoczyca wylądowała przed nimi w wirze powietrza.
Eragon cisnął wodze Cadoca Bromowi.
- Wrócę na lunch.
Brom przytaknął z roztargnieniem.
- Bawcie się dobrze. - Spojrzał na Saphirę i uśmiechnął się. - Do­brze znów cię widzieć.
- I ciebie też.
Eragon wskoczył na grzbiet Saphiry i przytrzymał się mocno. Smoczyca wystrzeliła w powietrze, przecinając je niczym nóż.
- Trzymaj się - ostrzegła Eragona i skręciła gwałtownie, zataczając szeroką pętlę.
Eragon krzyknął z radości, unosząc ręce nad głową i trzymając się wy­łącznie nogami.
- Nie wiedziałem, że się utrzymam w ten sposób, nie przypięty do siod­ła - rzekł z szerokim uśmiechem.
- Ja też nie - przyznała Saphira, śmiejąc się po swojemu. Eragon ob­jął ją mocno i polecieli naprzód, para władców powietrza.
W południe nogi bolały go odjazdy na oklep, ręce i twarz miał odrę­twiałe od lodowatego powietrza. Łuski Saphiry zawsze pozostawały ciepłe, nie potrafiła jednak uchronić go przed zmarznięciem. Kiedy wylądowali na posiłek, Eragon wsunął dłonie za pazuchę i znalazł cie­płe, słoneczne miejsce. Zaczęli jeść. Eragon w myślach spytał Saphirę:
- Nie będziesz miała nic przeciw temu, że dalej pojadę na Cadocu? Postanowił w końcu wypytać Broma o jego przeszłość.
- Nie, ale powtórz mi, co powie.
Eragona nie zdziwiło, iż Saphira znała jego plany. Gdy pozostawali złączeni myślowo, niemal niczego nie potrafił przed nią ukryć. Po posiłku smoczy ca odleciała, a on dołą­czył do Broma na szlaku. Po jakimś czasie ściągnął wodze Cadoca.
- Musimy porozmawiać - oznajmił. - Chciałem to zrobić po przy­jeździe do Teirmu, ale postanowiłem zaczekać.
- O czym? - spytał Brom. Eragon się zawahał.
- Dzieje się mnóstwo rzeczy, których nie rozumiem. Na przykład, kim są twoi „przyjaciele" i czemu ukrywałeś się w Carvahall? Ufam ci całkowicie, dlatego jeszcze razem podróżujemy. Ale muszę wiedzieć coś więcej o tym, kim jesteś i co robisz. Co ukradłeś w Gil’eadzie? Czym jest tuatha du orothrim, przez którą chcesz mnie przeprowadzić? Myślę, że po tym, co razem przeszliśmy, zasługuję na wyjaśnienie.
- Podsłuchiwałeś.
- Tylko raz - przyznał Eragon.
- Widzę, że nie nabyłeś jeszcze właściwych manier. - Brom z ponu­rą miną szarpnął brodę. - Czemu sądzisz, że to ma jakiś związek z tobą?
- Sam nie wiem. - Eragon wzruszył ramionami. - Może to tylko dziwny zbieg okoliczności, że przypadkiem ukrywałeś się w Carvahall, gdy znalazłem jajo Saphiry, i że tak doskonale znasz się na smo­kach. Im dłużej o tym myślę, tym mniej prawdopodobnie to wygląda. Były też inne rzeczy... wówczas ich nie dostrzegłem, teraz widzę jas­no. Na przykład wiedziałeś, kim są Ra'zacowie. I dlaczego właściwie uciekli, gdy się zbliżyłeś? Cały czas dręczy mnie też myśl, że miałeś coś wspólnego z pojawieniem się jaja Saphiry. Niewiele nam powie­działeś, a my z Saphirą nie możemy dłużej ignorować czegoś, co mo­że okazać się niebezpieczne.
Czoło Broma przecięły głębokie bruzdy. Gwałtownie wstrzymał Śnieżnego Płomienia.