Każdy jest innym i nikt sobą samym.

Dla ozdoby wielkiej sali pałacu umyślił rozwiesić na jej ścianach szereg portretów królów polskich (już nie wiem po kim odziedziczonych); wszędzie, gdzie miejsce okazało się zbyt ciasnem, kazał im poobcinać ramiona i ręce, i przemalować zwężonych tak na nowo z ujmą ciała, byle mogli się pomieścić na przeznaczonych dla siebie ścianach. Można łatwo wyobrazić

40 sobie żałosną postawę tych ociosanych królów, których nam jednak poczciwy książę pokazywał, jako arcydzieła.
Naśmiawszy się dobrze jego kosztem, wyszliśmy, udając się na jakiś bal, aleśmy się zatrzymali na schodach, chcąc się przypatrzeć niesionej na górę wieczerzy, było istotnie co widzieć (a zaręczam, że tu nie haftuję): przeszedł koło nas sążnisty hajduk, niosąc ogromny półmisek szpinaku, wpośród którego pływały, jakby trzy wyspy, trzy duże kawały szpikowanej cielęciny; hajduk, jak i cała służba Jego Książęcej Mości, oddawna nie pobierał pensyi, a żył własnym sprytem; cielęcina uśmiechała mu się, walczył czas jakiś z pokusą, ale prędko znalazł się, jak wszyscy, począwszy od Adama, grzesznicy, w stanie zgryzoty po popełnionej winie; ażeby zatrzeć ślady, rozprowadził łapą jak kielnią szpinak na półmisku, zapełniając nim miejsce pożartej cielęciny. Widząc to, powinszowaliśmy sobie, żeśmy postanowili jeść wieczerzę gdzieindziej. Tysiące szczegółów równie prawdziwych złożyłyby się nie na romans, ale na komiczną historyę tego radziwiłłowskiego domu. Wszystko, cośmy widzieli w Grodnie, zdawało się nam tak pociesznem i niezwyczajnem, żeśmy tam jeszcze tydzień bawili po sejmie, poczem wróciłem do Warszawy.
Jakkolwiek poważnym jest cel tego pisma, pozwalam sobie jednak rozweselać je niekiedy, nietylko dla ulżenia sobie w pracy, ale jeszcze bardziej dla tego, że odmalowane szczegóły mogą służyć do dokładnego obrazu obyczajów i ducha czasu, oraz ludzi, o których mówię.
Wróciwszy do Warszawy, widziałem zbliżającą się decyzyę w sprawie wydania za mąż wojewodzianki ruskiej za księcia Lubomirskiego, wówczas strażnika, a dzisiaj marszałka wielkiego koronnego.
Ojciec zostawił mu niewielki majątek, dwa lata spędzone w akademii turyńskiej, trochę podróży, niewielki udział w kampanii czeskiej, a później służba szambelana przy królu i doskonałe towarzystwo domu Lubomirskich w Dreźnie, dokończyły jego wychowania. Po powrocie do Polski przywiązał się do wojewodziny ruskiej, swojej siostry ciotecznej9, która ze wszystkich krewnych zdawała się go lubić najwięcej.
Namówiła męża, że tego ulubionego kuzyna wziął do swego domu, wypłacał mu nawet pensyę i przyczyniał się do jego ukształcenia. Wkrótce publiczność przeznaczyła go na zięcia wojewody ruskiego; że tak być miało w istocie, o tem ostatnia dowiedziała się wojewodzina, i długo oświadczała najwyraźniej całe stąd nieukontentowanie swoje; wszystko się skrupiło głównie na córce, która tem więcej miała powodów do smutku, że czuła wstręt do strażnika i wychodziła za mąż jedynie z posłuszeństwa rozkazom ojca. Książę wojewoda nigdy dotykalniej nie dowiódł, że w rzeczach odpowiadających jego widokom nic go nie wstrzyma, niż wówczas, gdy zmusił do uległości ukochaną tę córkę, jedyny na pozór przedmiot swych dogadzań.

Tematy