Każdy jest innym i nikt sobą samym.


— Bardzo by nam to pomogło. Omiń Lendę, jedź na przełaj polami. Na po-
łudnie od miasta wróć na trakt. Jestem pewien, że Annias ma swoich szpiegów również w Lendzie.
— Powodzenia, panie Sparhawku — powiedział Olven.
— Dzięki. — Sparhawk ścisnął mu prawicę, — Może być nam potrzebne. —
Skierował Farana w bok od drogi i drużyna zbrojnych minęła go w galopie.
— Zobaczymy, jak szybko potrafisz dopaść tego lasku — zwrócił się rycerz
do wierzchowca.
Faran parsknął kpiąco i skoczył do przodu pędząc na złamanie karku.
Kalten czekał na skraju zagajnika. Jego szary płaszcz był ledwo widoczny we mgle.
— Pozostali są między drzewami — raportował. — Czemu pan Olven tak
pędzi?
— Poprosiłem go o to. — Sparhawk zeskoczył z siodła. — Gwardziści nie
domyślą się, że opuściliśmy kolumnę, dopóki pan Olven będzie trzymał się pół
ligi czy ligę przed nimi.
31
— Jesteś sprytniejszy, niż na to wyglądasz, Sparhawku — powiedział Kalten, również zsiadając z wierzchowca. — Zabiorę stąd konie. Unosząca się z nich para może je zdradzić. — Zerknął na Farana. — Powiedz tej twojej wstrętnej bestii, żeby mnie nie ugryzła.
— Słuchaj go i bądź grzeczny — polecił Sparhawk swemu rumakowi.
Faran stulił uszy i rzucił mu złe spojrzenie.
Gdy Kalten odprowadzał konie, Sparhawk położył się na brzuchu w niskich
zaroślach. Zagajnik był oddalony od traktu nie więcej niż o pięćdziesiąt kroków.
Zbliżał się świt, mgła rzedniała coraz bardziej i rycerz mógł obserwować znaczną część drogi. Wtem z południa przygalopował samotny gwardzista w czerwonym
mundurze. Miał dziwnie tępy wyraz twarzy, jechał trzymając się sztywno w siodle.
— Zwiadowca? — wyszeptał Kalten, podczołgując się blisko przyjaciela.
— Więcej niż pewne — odszepnął Sparhawk.
— Czemu szepczemy? — zapytał Kalten. — Nie może nas przecież usłyszeć
w hałasie czynionym przez końskie kopyta.
— Ty zacząłeś.
— To z przyzwyczajenia. Zawsze szepczę, gdy się skradam. Zwiadowca wje-
chał na szczyt wzgórza, potem zawrócił pognał z powrotem. Na jego twarzy nadal malowała się bezmyślność.
— Zajeździ konia na śmierć — powiedział Kalten.
— To jego koń.
— Masz rację. To jego sprawa, że będzie musiał iść piechotą, gdy mu padnie.
— Spacer dobrze robi gwardzistom. Uczy ich pokory.
Pięć minut później przegalopował obok nich cały oddział. Dowódca był wy-
soki, chudy, osłonięty czarną szatą. Jego plecy robiły wrażenie mocno zdeformo-wanych. Być może to gra światła w ten mglisty poranek sprawiła, że wydawało się, iż spod kaptura dobywa się słaba, zielonkawa poświata.
— Nie ma wątpliwości, że próbują mieć zbrojnych Olvena na oku — powie-
dział Kalten.
— Mam nadzieję, że spodoba im się Demos — odparł Sparhawk. — Pan
Olven nie da się dogonić. Muszę porozmawiać z Sephrenią. Pozostaniemy tu
przynajmniej godzinę. Upewnimy się, że gwardzistów nie ma w pobliżu i dopiero wtedy ruszymy dalej.
— Dobry pomysł. I tak właśnie naszła mnie ochota na śniadanie.
Poprowadzili konie pomiędzy mokrymi drzewami do małej kotlinki otaczają-
cej rwący strumień.
— Przejechali? — zapytał Tynian.
— Galopem. — Kalten uśmiechnął się szeroko. — I nie rozglądali się za bar-
dzo dookoła. Kto ma coś do jedzenia? Umieram z głodu.
— Mam kawałek zimnego bekonu — zaoferował Kurik.
32
— Zimnego?
— Z ognia jest dym. Chciałbyś, szlachetny panie, aby ten lasek zapełnił się gwardzistami?
Kalten westchnął ciężko.
Sparhawk podszedł do Sephrenii.
— Z tymi żołnierzami jedzie ktoś, a raczej coś — powiedział. — Bardzo mnie
to niepokoi. Myślę, że to samo, co widziałem tej nocy w Cimmurze.
— Czy mógłbyś to opisać?
— Jest dość wysokie i bardzo szczupłe. Plecy ma chyba zdeformowane. Ubra-
ne było w czarną szatę z kapturem, więc nie mogłem dojrzeć nic więcej. —
Zmarszczył brwi. — Gwardziści z tego oddziału sprawiali wrażenie jakby za-
uroczonych. Zwykle zwracają baczniejszą uwagę na to, co robią.
— Opowiedz mi coś więcej o tej dziwnej postaci. — Czarodziejka mówiła
z całkowitą powagą. — Co jeszcze zauważyłeś?
— Nie jestem pewien, ale zdawało mi się, że jej oblicze promieniowało czymś w rodzaju zielonkawej poświaty. To samo zauważyłem wtedy, w Cimmurze.
Sephrenia pobladła jak chusta.
— Sparhawku, musimy natychmiast wyruszyć.
— Gwardziści nie wiedzą, że tu jesteśmy. . .
— Niedługo będą wiedzieć. Opisałeś mi właśnie szukacza. W Zemochu uży-

Tematy