Ostatni raz widzia³a go rannego i posiniaczonego, w ubraniu zaplamionym krwi¹ iziemi¹, z w³osami brudnymi od posoki i kurzu... 

Każdy jest innym i nikt sobą samym.

Teraz mia³ na sobie luŸn¹ bia³¹ koszulê i
ciemne spodnie, a umyte w³osy, jasnoz³ote i puszyste, ³agodnie okala³y mu twarz. Gdy
odgarn¹³ z oczu parê kosmyków, zobaczy³a, ¿e znowu ma na palcu ciê¿ki srebrny pierœcieñ.
-To twoje ubranie? - spyta³a zdezorientowana. - Jesteœ obanda¿owany... - Zawiesi³a
g³os. - Wygl¹da na to, ¿e Valentine dobrze siê tob¹ opiekuje.
Uœmiechn¹³ siê ze znu¿eniem i czu³oœci¹.
- Gdybym powiedzia³ ci prawdê, uzna³abyœ, ¿e zwariowa³em. Serce zatrzepota³o jej w
piersi jak koliber bij¹cy skrzyde³kami. -Nie.
- Ten strój da³ mi ojciec. Trzepotanie zmieni³o siê w ³omot.
- Jace - zaczê³a ostro¿nie. - Twój ojciec nie ¿yje.
- Nie. - Pokrêci³ g³ow¹. Clary odnios³a wra¿enie, ¿e Jace hamuje jakieœ silne emocje:
przera¿enie albo zachwyt. Albo jedno i drugie. - Myœla³em, ¿e nie ¿yje, ale to nieprawda. To
wszystko by³a pomy³ka.
Clary pamiêta³a, co powiedzia³ Hodge o Valentinie i jego umiejêtnoœci wymyœlania
czaruj¹cych i przekonuj¹cych k³amstw.

- Valentine ci tak powiedzia³? To k³amca. Pamiêtasz, co mówi³ Hodge? Jeœli twierdzi,
¿e twój ojciec ¿yje, na pewno k³amie, ¿eby sk³oniæ ciê do zrobienia tego, czego on chce.
- Widzia³em ojca - powiedzia³ Jace. - Rozmawia³em z nim. Da³ mi to. - Szarpn¹³ now¹,
czyst¹ koszulê, jakby to by³ niezbity dowód - Mój ojciec ¿yje. Przez te wszystkie lata
myœla³em, ¿e jest martwy, ale to nieprawda. Hodge mnie oszuka³.
Clary rozejrza³a siê po pokoju pe³nym lœni¹cej porcelany, skwiercz¹cych pochodni,
luster.
- Jeœli twój ojciec naprawdê ¿yje, to gdzie jest? Jego te¿ Valentine porwa³?
Oczy Jace'a b³yszcza³y. Pod rozchylon¹ koszul¹ Clary widzia³a cienkie, bia³e blizny na
obojczyku, jedyne skazy na g³adkiej, z³otej skórze.
- Mój ojciec...
Drzwi, które Clary zamknê³a za sob¹, otworzy³y siê ze skrzypieniem i do pokoju wszed³
mê¿czyzna.
Valentine. Jego srebrzyste, krótko obciête w³osy lœni³y jak stalowy he³m. Usta mia³
zaciœniête. Z pochwy przytroczonej do szerokiego pasa wystawa³a rêkojeœæ d³ugiego miecza.
Trzymaj¹c na niej d³oñ, spyta³:
- Zabra³eœ swoje rzeczy? Nasi Wyklêci powstrzymaj¹ wilki jeszcze tylko... - Na widok
nieproszonego goœcia urwa³ w pó³ zdania. Nie nale¿a³ do ludzi, którzy trac¹ rezon, ale Clary
zobaczy³a b³ysk zdumienia w jego oczach. Spojrza³ na Jace'a. - Co to ma znaczyæ?
Tymczasem Clary ju¿ siêga³a po sztylet zatkniêty za pasek. Chwyci³a go i odchyli³a
rêkê do ty³u. Wœciek³oœæ dudni³a jej w uszach jak werbel. Mia³a okazjê zabiæ tego cz³owieka.
Chcia³a go zabiæ.
Jace chwyci³ j¹ za nadgarstek.
-Nie!
- Ale, Jace... - Spojrza³a na niego z niedowierzaniem.
- Clary, to jest mój ojciec - powiedzia³ twardo.

23
Valentine
- Widzê, ¿e zjawi³em siê nie w porê - stwierdzi³ Valentine g³osem suchym jak pustynny
wiatr. - Synu, zechcia³byœ mi wyjaœniæ, kto to jest? Jedno z dzieci Lightwoodów?
- Nie. - Jace mówi³ znu¿onym, nieszczêœliwym g³osem, ale nie puœci³ jej nadgarstka. -
To jest Clary, Clarissa Fray. Moja przyjació³ka. Ona...
Czarne oczy Valentine'a zmierzy³y j¹ od rozczochranej g³owy po wytarte tenisówki.
Zatrzyma³y siê na sztylecie, który nadal œciska³a w rêce. Po jego twarzy przemkn¹³
nieokreœlony wyraz: po czêœci rozbawienia, po czêœci irytacji.
- Sk¹d masz ten nó¿, m³oda damo?
- Jace mi go da³ - odpar³a ch³odno Clary.
- Oczywiœcie, ¿e tak - rzek³ Valentine ³agodnym tonem. -Mogê go zobaczyæ?
-Nie!
Clary zrobi³a krok do ty³u, jakby siê ba³a, ¿e Valentine siê na ni¹ rzuci. Poczu³a, ¿e nó¿
g³adko wysuwa siê z jej palców. Jace spojrza³ na ni¹ z przepraszaj¹c¹ min¹.
- Jace! - krzyknê³a, wyra¿aj¹c w tym jednym s³owie ca³y ból zdrady.
- Nadal nie rozumiesz, Clary - stwierdzi³ Jace. Podszed³ do Valentine'a i wrêczy³ mu
sztylet z uni¿onoœci¹, od której zrobi³o siê jej niedobrze. - Proszê, ojcze.
Valentine wzi¹³ nó¿ i obejrza³ go dok³adnie.
- To kind¿a³, czerkieska broñ. Kiedyœ by³ drugi do pary. - Obróci³ broñ w rêce i
podsun¹³ j¹ pod oczy Jace'owi. - Widzisz, tu na ostrzu jest wyryta gwiazda Morgensternów.
Jestem zdziwiony, ¿e Lightwoodowie tego nie zauwa¿yli.
- Nigdy im go nie pokaza³em - wyjaœni³ Jace. - Szanowali moj¹ prywatnoœæ. Nie
myszkowali w moich rzeczach.
- Oczywiœcie, ¿e nie. - Valentine odda³ kind¿a³ Jace'owi. -Myœleli, ¿e jesteœ synem
Waylanda.
Jace wsun¹³ sztylet za pasek.
- Ja te¿ - powiedzia³ cicho.

Tematy