Każdy jest innym i nikt sobą samym.

- Musisz użyć zwykłych szmat, a jedzenie będzie zimne.
Eragon skrzywił się na tę myśl, ale nie oponował. Delikatnie poło­żył dłoń na karku elfki. Saphira usiadła obok niego, wpatrując się w kobietę lśniącymi oczami. Odetchnął głęboko, sięgnął po magię i zabrał się do roboty.
Szybko wymówił pradawne słowa:
- Waise heill.
Oparzenie zamigotało pod jego dłonią i zastąpiła je nowa, nietknię­ta skóra, łącząca się z blizną. Nie zwracał uwagi na siniaki i lekkie ra­ny - ich wyleczenie zabrałoby mu energię potrzebną do poważniej­szych obrażeń. Pracując, zastanawiał się, jakim cudem elfka zdołała przeżyć. Wielokrotnie torturowano ją aż na skraj śmierci, z precyzją, która zmroziła go do szpiku kości.
Choć starał się uszanować jej skromność, musiał dostrzec, że pod bliznami i oparzeniami jej ciało było niezwykle piękne. Wyczerpany, nie zastanawiał się nad tym, choć parę razy poczerwieniały mu uszy. Miał tylko szczerą nadzieję, że Saphira nie wie, o czym wówczas myślał.
Nie ustawał, a tymczasem świt rozjaśnił niebo. Czynił tylko krótkie przerwy, by zjeść coś i wypić, starając się uzupełnić zapas sił po swym poście, ucieczce i uzdrowieniu. Saphira trwała u jego boku, użyczając mu sił. Słońce wzniosło się już wysoko na niebo, nim w końcu wstał z jękiem, poruszając obolałymi mięśniami. Ręce miał szare, suche oczy piekły nieznośnie. Potykając się, ruszył do juków i pociągnął długi łyk z bukłaka.
- Już? - spytał Murtagh.
Eragon, drżąc cały, powoli skinął głową, nie ufał własnemu głoso­wi. Świat zawirował mu przed oczami, o mało nie zemdlał.
- Dobrze się spisałeś - rzekła kojąco Saphira.
- Czy ona przeżyje'?
- Nie... nie wiem - odparł ochryple. - Elfy są silne, lecz nawet one nie są w stanie znieść czegoś takiego. Gdybym znał się lepiej na uzdrawianiu, może zdołałbym ją ocucić, ale... - Bezradnie skinął ręką. Dłoń dygotała mu tak mocno, że rozlał część wina. Kolejny łyk pomógł mu się opanować. - Lepiej ruszajmy.
- Nie. musisz się przespać - zaprotestował Murtagh.
-Ja... mogę spać w siodle, ale nie możemy sobie pozwolić na postój. Szukają nas żołnierze. Murtagh ustąpił niechętnie.
- W takim razie poprowadzę Śnieżnego Płomienia, a ty odpo­czywaj.
Ponownie osiodłali konie, przypięli elfkę do Saphiry i wyruszyli w drogę. Eragon zjadł podczas jazdy, starając się uzupełnić zapas energii. Potem pochylił się i zamknął oczy.
Woda z piasku
 
 
 
 
Gdy wieczorem zatrzymali się na popas, Eragon nie czuł się wcale lepiej, a humor znacznie mu się pogorszył. Niemal cały dzień krążyli, starając się unikać żołnierzy ścigających ich z psami gończymi. Ze­skoczył ze Śnieżnego Płomienia i spytał w myślach:
- Co z nią?
- Nie gorzej niż przedtem - odparła Saphira. - Parę razy poruszyła się lekko, ale nic poza tym. Smoczyca przywarła do ziemi, pozwalając, by Eragon zdjął z siodła elfkę. Przez moment obejmował ją mocno, po­tem pośpiesznie złożył na ziemi.
Wspólnie przygotowali skromny posiłek, z trudem walczyli z sen­nością. Gdy zjedli, Murtagh odezwał się pierwszy:
- Nie możemy utrzymywać takiego tempa. Nie zdołaliśmy zwięk­szyć dystansu do żołnierzy. Jeszcze parę dni i z pewnością nas do­ścigną.
- Co innego możemy zrobić? - warknął Eragon. - Gdybyśmy byli tylko we dwóch i zechciałbyś zostawić Tomaca, Saphira by nas stąd zabrała. Ale z elfką? Niemożliwe.
Murtagh spojrzał na niego z rezerwą.
- Jeśli chcesz odejść, nie będę cię zatrzymywał. Nie mogę oczeki­wać, że zaryzykujecie z Saphira uwięzienie.
- Nie obrażaj mnie - wymamrotał Eragon. - Tylko dzięki tobie wciąż jestem wolny. Nie zostawię cię na pastwę imperium. To dopie­ro byłaby wdzięczność.
Murtagh skłonił głowę.
- Twoje słowa radują me serce. - Milczał przez chwilę. - Ale nie rozwiązują naszych problemów.
- A co mogłoby je rozwiązać? - spytał Eragon, gestem wskazał elfkę. - Gdyby tylko mogła nam powiedzieć, gdzie ukrywają się elfy. Może schronilibyśmy się wśród nich?
- Zważywszy na to, jak pilnie strzegą swych tajemnic, wątpię, by je nam wyjawiła. A nawet gdyby to zrobiła, jej pobratymcy nie witaliby nas zbyt chętnie. Czemu zresztą mieliby nas ukryć? Ostatnimi Jeźdźcami, z którymi mieli do czynienia, byli Galbatorix i Zaprzysiężeni. I nie pozo­stawili po sobie przyjemnego wspomnienia. A ja nie mam nawet wątpli­wego zaszczytu bycia Jeźdźcem jak ty. Nie chcieliby kogoś takiego.
- Przyjęliby nas - rzekła Saphira pewnym siebie tonem, poruszając skrzydłami tak, by ułożyć je wygodniej. Eragon wzruszył ramionami.
- Nawet gdyby zechciały nas obronić, i tak nie możemy ich znaleźć. I nie zdołamy spytać elfki, póki nie odzyska przytomności. Musimy uciec, ale dokąd? Na północ, południe, wschód czy zachód?
Murtagh splótł palce i przycisnął kciuki do skroni.