Każdy jest innym i nikt sobą samym.

Zresztą i tak musimy tam polecieć: Breil'lya chce odebrać swój statek.
Han pokiwał głową zastanawiając się, co Botańczyk powie swojemu szefowi po powrocie na Coruscant.
- No dobrze... W takim razie chyba przygotujemy nasz statek.
- Tak. - Bel Iblis się zawahał, ale zaraz wyciągnął rękę. - Miło było pana spotkać, Solo. Mam nadzieję, że się jeszcze
zobaczymy.
- Jestem pewien, że tak - zapewnił Han, ściskając jego dłoń.
Senator skinął Landowi głową.
- Do widzenia, panie Calrissian - powiedział. Puścił dłoń Hana, odwrócił się i odszedł w stronę zabudowań.
Solo patrzył w ślad za nim, próbując określić, czy bardziej podziwia senatora, czy też raczej mu współczuje. Nie po-
trafił tego rozstrzygnąć.
- Nasze bagaże zostały na kwaterze - oznajmił Senie.
- Każę je przysłać, kiedy będziecie przygotowywać statek do lotu. - Niespodziewanie w jej oczach pojawiły się groźne
błyski. - Ale musicie pamiętać o jednym - powiedziała żarliwie. - Teraz możecie odjechać z naszym błogosławieństwem na
drogę. Ale jeśli w jakikolwiek sposób zdradzicie senatora, zginiecie. I jeśli to będzie konieczne, osobiście tego dopilnuję.
Han wytrzymał jej spojrzenie, nie bardzo wiedząc, co odpowiedzieć: przypomnieć jej, że napadali na niego łowcy na-
gród i znani w całej galaktyce kryminaliści, strzelali do niego imperialni szturmowcy i torturowano go z polecenia samego
Dartha Vadera? Miał jej oznajmić, że pogróżki ze strony kogoś takiego jak Sena są zbyt śmieszne, by miał je brać na serio?
- Rozumiem - stwierdził z powagą. - Nie zawiodę pani.

Od strony górnego luku, który był połączony zatrzaskiem magnetycznym z pancernikiem, dobiegło trzeszczenie prze-
ciążonych nagle elementów konstrukcyjnych “Ślicznotki”, a nieliczne widoczne przez osłonę kabiny gwiazdy zmieniły się
nagle w świetlne smugi.
- I znowu lecimy gdzieś z jakąś misją - zauważył Lando z rezygnacją w głosie. - Dlaczego ja zawsze pozwalam ci się
na coś takiego namówić?
- Bo jesteś szanującym się obywatelem - odparł Han, zerkając na przyrządy “Ślicznotki”. Niewiele tam było do oglą-
dania w sytuacji, kiedy silniki i większość układów było przełączonych w stan spoczynku. - A poza tym wiesz równie do-
brze jak ja, że musimy to zrobić. Wcześniej czy później Imperium się dowie, że Flota Katańska została odnaleziona i samo
zacznie jej szukać. Jeśli dotrze do niej wcześniej niż my, to będziemy mieli spore kłopoty. - A na razie mieli znowu przez
dwa dni tkwić bezczynnie w nadprzestrzeni, holowani przez “Tropiciela” na Nową Kowię. I bynajmniej nie dlatego, iż pra-
gnęli się tam udać, ale dlatego, że Bel Iblis bał się wyjawić im danych o położeniu swojej głupiej bazy...
- Martwisz się o Leię, prawda? - przerwał milczenie Lando.
- Nie powinienem był pozwolić jej tam lecieć - mruknął Solo. - Stało się coś złego. Po prostu to czuję. Ten parszywy
obcy wydał ją w ręce Imperium albo wielki admirał znowu przejrzał nasze plany... Nie wiem co, ale stało się coś złego.
- Leia na pewno da sobie radę. A poza tym nawet wielki admirał popełnia czasem błędy.
Han pokręcił głową.
- On popełnił błąd na Sluis Van, ale to się już nie powtórzy. Założę się o “Sokoła”, że nie zrobi kolejnego.
- Daj spokój, stary. Zamartwianie się nic tu nie pomoże. - Calrissian poklepał przyjaciela po ramieniu. - Musimy się
czymś zająć przez te dwa dni. Chodź, utniemy sobie partyjkę sabaka.

Wielki admirał dwukrotnie przeczytał raport, nim podniósł na Pellaeona gorejące oczy.
- Uważa pan, że ta informacja jest wiarygodna, kapitanie?
- Na tyle, na ile może być wiarygodna informacja, która nie pochodzi od agenta Imperium - odparł Pellaeon. - Ale z
drugiej strony akurat ten przemytnik nadesłał nam na przestrzeni ostatnich dziesięciu lat pięćdziesiąt dwa meldunki, z cze-
go czterdzieści osiem okazało się prawdziwymi. Myślę więc, że można mu wierzyć.
Thrawn ponownie rzucił okiem na raport.
- Endor - mruknął pod nosem. - Dlaczego właśnie Endor?
- Nie wiem, panie admirale. Może szukali kolejnej kryjówki.
- Pośród Ewoków? - Thrawn prychnął drwiąco. - Chyba rzeczywiście muszą być zdesperowani. Zresztą nieważne. Je-

Tematy