Motywem były pieniądze. Jakie pieniądze?
Pieniądze pochodzące z nielegalnego handlu narkotykami. Pieniądze,
które w tajemniczy sposób zniknęły. Zatem pan Peters miał rację, gdy
opowiadał o pół milionie franków. Kto był jednak mordercą? Mógł być
nim Peters. Nie było trudno wyobrazić go sobie w roli bezlitosnego
zabójcy. Latimer przypomniał sobie słowa Petersa wypowiedziane w
pociągu: „JeŜeli Wielki Stwórca chce, abyśmy czynili zło, naleŜy pod-
dać się jego woli i wierzyć, Ŝe Stwórca nakazał nam czynić zło w do-
brej wierze”. Jego słowa brzmiały jak usprawiedliwienie morderstwa.
Czy w istocie były usprawiedliwieniem morderstwa? Oczami wyobraź-
ni Latimer widział, jak pan Peters wypowiada to samo zdanie pociąga-
jąc za spust rewolweru.
— 134 —
Latimer zmarszczył brwi. PrzecieŜ nikt nie pociągnął za spust, Di-
mitrios zginął od pchnięcia noŜem. W umyśle Anglika pojawił się ko-
lejny obraz: pan Peters zatapiający ostrze w ciele przeciwnika. Taki
scenariusz nie był wiarygodny. Pan Peters nie wydawał się zdolny do
takiej zbrodni. Brak logiki zmusił Latimera do przewartościowania
całego problemu. PrzecieŜ nie było Ŝadnych podstaw, które wskazywa-
łyby na udział Petersa w zajściu. JeŜeli pan Peters namordował Dimi-
triosa dla pieniędzy, to skąd wiedział o sumie pół miliona franków?
Ponad to, jakie informacje posiadał Latimer, których nie miał Peters?
Zagadka Dimitriosa zaczynała przypominać skomplikowane zadanie
algebraiczne, w którym był szereg niewiadomych i tylko jedno równa-
nie kwadratowe. JeŜeli istniał sposób na określenie niewiadomych...
Dlaczego Peters chciał, aby Latimer przyjechał do ParyŜa? Prze-
cieŜ mogli połączyć siły (cokolwiek miałoby to znaczyć) nie wyjeŜ-
dŜając z Sofii. Przeklęty pan Peters! Latimer wstał z łóŜka i poszedł do
łazienki. Usiadł w wannie wypełnionej gorącą, lekko brunatną wodą i
postanowił uprościć problem.
Istniały dwie moŜliwości.
Z jednej strony, mógł wrócić do Aten i przystąpić do pisania ko-
lejnej ksiąŜki. W ten sposób przestałby myśleć o Dimitriosie, Ma-
rukakisie, panu Petersie i niejakim Grodku. Z drugie strony, mógł je-
chać do Genewy i spotkać się z Grodkiem (jeŜeli osoba o takim nazwi-
sku naprawdę istniała). W ten sposób na chwilę przestałby myśleć o
obietnicy Petersa.
Pierwsze wyjście wydawało się bardziej rozsądne. PrzecieŜ zajął
się badaniem dziejów Dimitriosa, aby przekonać się o własnych zdol-
nościach detektywistycznych. Nie mógł pozwolić, by prosty ekspery-
ment stał się obsesją. JuŜ teraz znał kilka ciekawych faktów z Ŝycia
Dimitriosa. Jego duma nie ucierpiałaby, gdyby wycofał się w tym wła-
śnie momencie. Co więcej, nadszedł najwyŜszy czas, aby przystąpić do
pracy nad kolejną ksiąŜką. Musiał zarabiać na chleb, a znajomość histo-
rii przestępcy i tajemnicy pana Petersa nie usprawiedliwią debetu na
— 135 —
bankowym koncie. A co z milionem franków? PrzecieŜ nie mógł rozu-
mieć słów Petersa nazbyt dosłownie. Tak. Nadszedł czas, aby wracać
do Aten.
Z drugiej strony, gdyby nie osobliwe spotkanie z panem Petersem,
prawdopodobnie siedziałby teraz w pociągu do Belgradu i próbował
ujawnić kolejne fakty z Ŝycia Dimitriosa. Nie stało się nic wielkiego.
Tajemniczy jegomość imieniem Peters zaproponował, aby zamiast do
Jugosławii udać się do Szwajcarii. Zmiana kierunku podróŜy nie po-
wstrzymałaby detektywa przed wyjaśnieniem zagadki do końca. Ponad
to, Latimer wiedział, Ŝe nie zapomni o Dimitriosie i Petersie. Czy rze-
czywiście doprowadził swój eksperyment do końca? Zdecydowanie
nie! Wszystkie teorie o nieangaŜowaniu się w wykonywane zadanie
wydawało się nieracjonalne. Czy w toku dotychczasowego śledztwa
udało się rozwiązać zagadkę przestępcy? Zdecydowanie nie! Fascyna-
cja Dimitriosem juŜ dawno przerodziła się w obsesję. „Obsesja” nie
była właściwym słowem. Sugerowała pogoń za nieistniejącymi dowo-
dami na to, Ŝe Ziemia jest płaska. Jednak zagadka Dimitriosa była in-
trygująca i pochłonęła Latimera w nieznanym dotąd stopniu. Czy rze-
czywiście zdoła pracować nad kolejną powieścią wiedząc, Ŝe w Szwaj-
carii Ŝyje człowiek imieniem Grodek, który mógł zaspokoić jego cie-
kawość i odpowiedzieć na wszystkie pytania? JeŜeli odpowiedź na ta-
kie pytanie była przecząca, to czy wyjazd do Aten przyniósłby zamie-
rzony skutek. Z pewnością nie. Czy konto bankowe rzeczywiście ucier-
pi, jeśli spóźni się z kolejnym kryminałem o kilka tygodni? Z pewno-
ścią nie!
Latimer wyszedł z wanny i sięgnął po ręcznik.
NaleŜało zastanowić się nad panem Petersem. PrzecieŜ nie mógł
przystąpić do tworzenia kolejnej ksiąŜki zanim nie odpowie na podsta-
wowe pytania. Nikt by tak nie potrafił. Ponad to, mowa jest przecieŜ o
prawdziwym morderstwie. Nie o przewidywalnej, literackiej fikcji,
gdzie mamy trupa i szereg poszlak, które prowadza do zidentyfikowa-
nia oczywistego mordercy. W tym przypadku mówimy o prawdziwej
— 136 —
zbrodni. Zbrodni zbyt trudnej dla pułkownika tureckiej policji, który
zamknął śledztwo, nim rozpoczęto wstępne dochodzenie. Tak, to była
prawdziwa zagadka. Dimitrios istniał lub istnieje naprawdę. Nie mó-
wimy o postaciach ze stron powieści, A o Ŝywych ludziach. Kobietach i
męŜczyznach. Równie prawdziwych, co Proudhon, Monteskiusz i RóŜa