Każdy jest innym i nikt sobą samym.


- A kto mi udowodni, że zabiłam Władka? - prychnęła. - Załamał się biedaczek. Tak się ciebie wystraszył, że chciał lecieć na policję. Musiałam mu w tym przeszkodzić. W ogóle żałowałam, że wciągnęłam go do interesu.
- Jakiego interesu? - spytałam szybko. Wciąż nie wiedziałam najważniejszego.
- Konrad dorabiał trochę na boku, namówiłam go na to dzięki informacjom Władka. Puszczał więcej samochodów niż było w zamówieniu, a pieniądze zamieniał na brylanty. Bał się, że mogą odkryć jego konto.
- I po to pojechałaś do niego? Żeby zabrać brylanty?
- Dokładnie. Konrad też chciał się zmyć, mieliśmy dobry plan, ale zawalił sprawę z kartką i już nie mógł się stamtąd ruszyć. A przede mną otworzyła się możliwość zgarnięcia brylantów dla siebie.
- Wiesz, jak bardzo mnie narażałaś?
- Miałam niezły ubaw. Tak pięknie przejechałaś granicę, nikt cię nie kontrolował. Spotkałyśmy się w takim przypadkowym miejscu. Musiałam się przecież upewnić, gdzie odstawiasz auto. I zabrałabym te brylanciki od razu tej samej nocy, ale zadzwonił Konrad i zmieniłam plany.
- A w czym on ci przeszkadzał?
- Nie rozumiesz? - zdziwiła się. - Gdybym zabrała brylanty od razu, musiałabym czekać na Konrada i dzielić się z nim. A tak, wiadomość o zgubionej przez niego kartce bardzo mnie ucieszyła. Wystarczyło tylko odczekać i brylanty należały do mnie.
- Wydałaś na niego wyrok - powiedziałam. - I to wszystko zrobiłaś dla tych świecidełek.
- Ty nawet nie wiesz, ile one są warte. Będę mogła żyć do końca swoich dni w prawdziwym luksusie. Zawsze tego chciałam.
- Wykorzystałaś nas wszystkich.
- Owszem, a jednocześnie świetnie się bawiłam. Szczególnie przy tobie. No, ale kończmy to przedstawienie.
- Mogę jeszcze zapalić? - spytałam.
Zgodziła się. Podniosłam papierosy; w tym samym momencie wyciągnęłam rękę do góry i wyłączyłam światło. Pamiętałam, że Nika włożyła latarkę do bagażnika; będzie potrzebowała chwili, aby ją odnaleźć. Ale nie spodziewałam się, że będzie strzelać na oślep.
- Karol! - krzyknęłam rozpaczliwie. - Karol!
Usłyszałam drugi strzał, całkiem niedaleko mnie. Weronika nie mogła chyba znaleźć latarki, a może wcale jej nie szukała; w każdym razie po ciemku podbiegła do drzwi. Otworzyła je gwałtownie i równie gwałtownie się zatrzymała. Cały garaż oświetlony był reflektorami.
- Stać!
Nie pozostało jej nic innego, jak odrzucić pistolet i unieść ładnie rączki do góry. Podbiegło do niej kilku chłopców i sprawnie zakuło w kajdanki. Zapaliłam ponownie światło i dech mi zaparło. Moja Lalunia miała przestrzelony bagażnik i strzaskaną szybę.
- Ty świnio! - krzyknęłam. - Zraniłaś mi Lalunię.
Spojrzała na mnie z pogardą i nie odezwała się.
- Mówiłam ci, że stąd nie wyjdziesz - syknęłam. - A resztę życia spędzisz w takim luksusie, o jakim nawet nie marzyłaś. Powodzenia.
Andrzej podszedł do mnie i przytulił mocno.
- Nic ci się nie stało? - spytał.
- Nic, najadłam się tylko trochę strachu, ale za to dowiedziałam się wszystkiego.
- Jesteś nieoceniona - pochwalił mnie. - Ale i ja mam dla ciebie niespodziankę.
Spojrzałam zaciekawiona na niego.
- Jutro będziesz mogła spotkać się z Igorem.
 
* * *
 
SZEF mafii rosyjskiej wyglądał tak jak wtedy, to znaczy dostojnie i atrakcyjnie. Andrzej osobiście zawiózł mnie na komendę i jeszcze po drodze próbował pertraktować ze mną warunki spotkania. Ostatecznie stanęło na tym, że Igor wystąpi w kajdankach, rozmawiać będziemy w pokoju z lustrem, za którym będzie dyżurował Andrzej z chłopcami. Na wszelki wypadek. Zupełnie nie wiedziałam, o czym chcę z Igorem rozmawiać, ale bardzo zależało mi na tym, aby jeszcze raz się z nim zobaczyć.
Gdy weszłam do sali, Igor siedział przy stole i wyraźnie ucieszył się na mój widok. Podszedł do mnie i wyciągnął obie dłonie. Podałam mu swoją.
- Nie spodziewałem się ciebie tutaj - powiedział cicho.
- Ale ja wiedziałam, do kogo jadę.
- Usiądźmy.
Siedzieliśmy blisko siebie, nadal trzymałam dłoń w jego dłoniach i wyobrażałam sobie, co dzieje się z Andrzejem.
- Pięknie wyglądasz - odezwał się Igor. - Cieszę się, że mogę na ciebie jeszcze raz popatrzeć.
Pochylił się w moją stronę i spytał cicho:
- Kto tam siedzi za tym lustrem?
- Mój przyszły mąż.
- Słyszy nas?
- Obiecał, że nie będzie nasłuchu.
- To dobrze.
- Igor, czy ty naprawdę nie mogłeś sobie inaczej ułożyć życia?
- Mogłem, ale po co, dla kogo?
- Tylko mi nie mów, że taki przystojny facet jak ty miał kłopoty ze znalezieniem żony.
- No widzisz - uśmiechnął się -jak już znalazłem odpowiednią kobietę, to na wszystko było za późno.
Wiedziałam, że mówi o mnie i Bogu dziękowałam, że Andrzej tego nie słyszy.
- Nie mówmy o tym - poprosiłam.
- Dlaczego? - zdziwił się. - Przecież nic innego nam nie pozostało, jak tylko rozmowa. Nawet nadziei już nie ma.
- Nadziei nigdy nie było.
- Masz rację - przyznał i posmutniał. - Cały czas żałuję, że musieliśmy się spotkać w takich dziwnych okolicznościach.
- Masz do mnie żal?
- Może nie żal, może jest mi tylko przykro. - Uśmiechnął się lekko. - To nie twoja wina, że jesteś po tamtej stronie.
- Nie przyjechałabym wtedy do ciebie, gdybym wcześniej wiedziała, jaki jesteś - powiedziałam cicho.
- A jaki jestem?
Potrząsnęłam głową.
- No powiedz - nalegał - proszę. Bądź tak samo odważna jak wtedy, gdy spotkaliśmy się pierwszy raz.
- Nie powinnam.
- Boisz się?
- Tak, to są poważne słowa.
- Zrozumiem je odpowiednio, wierz mi - szepnął, ściskając moją rękę.
- Igor - popatrzyłam mu w oczy, w te piękne, czarne, błyszczące oczy - nie takiego mężczyzny spodziewałam się na stanowisku szefa mafii. Ty zupełnie tam nie pasujesz. Jesteś po prostu inny. No dobrze - zdenerwowałam się, bo wiedziałam, że gadam bez sensu -jesteś uroczym romantycznym facetem, przy tym straszliwie przystojnym. Masz piękne oczy, ujmujący uśmiech. Przy tobie można się czuć bezpiecznym, a nie zagrożonym. I dlatego szkoda mi, że nie wybrałeś innej drogi życia.
- Może gdybym ciebie spotkał wcześniej, wszystko byłoby inaczej...
- Wiesz, co mnie dziwi? Rozmawiam z tobą jak z dobrym znajomym i sprawia mi to przyjemność.