- Zaufaj mi, Autumn. Nigdy cię nie skrzywdzę, ma bijou. Kobiety trzeba kochać i rozpieszczać, a nie krzywdzić.
- To bardzo miłe, co powiedziałeś - odparła zaskoczona. Nie mogła zrozumieć, jak to się stało, że całkowicie przejął nad nią kontrolę. - Chyba powinnam ci zaufać. W końcu i tak nie mam innego wyjścia.
Uśmiechnął się jak mały chłopiec.
- Nie, ma bijou, nie masz.
Nagle las się skończył, ukazując niewielką, trawiastą polanę, otoczoną z jednej strony wąskim strumykiem. Na końcu strumyk wpadał do maleńkiego jeziorka, a z niego wypływał niskim wodospadem w dół. Stanęli i zsiedli z koni. Puścili je wolno, by swobodnie skubały trawę. Król rozłożył swoją pelerynę i zaprosił Autumn, by usiadła obok niego.
- Tu jest pięknie - powiedziała, siadając. - Nie potrafiłabym sobie nawet wyobrazić równie pięknego miejsca, zwłaszcza w środku gęstego lasu. Jak je odnalazłeś?
- Jeździłem tu od dzieciństwa. Chambord należało do króla. Ojciec podarował je wujowi, mając nadzieję, że renowacja, którą chciał tu przeprowadzić, zatrzyma go na wsi na dłużej i nie będzie przysparzał mu problemów w Paryżu. Po śmierci wuja zamek wróci do mnie. Niestety, wuj znalazł bardzo sprawnych architektów i wykonawców, a na dodatek świetnego nadzorcę do pilnowania remontu. Szybko wrócił do Paryża i znów zaczął te swoje polityczne gierki, intrygi i wojny. Nigdy nie wybaczę mu tego, że wysłał na wygnanie Mazarina i sprawił po śmierci ojca tyle kłopotów mojej matce. Gdyby nie mama i tatko Jules, pewnie zginąłbym z jego ręki. - Przerwał i zaczerwienił się, a potem podjął poważnym tonem: - Nie słyszałaś, jak przed chwilą nazwałem kardynała, ma bijou. Muszę, ku własnemu zawstydzeniu przyznać, że na chwilę się zapomniałem. Łatwo się przy tobie zapomnieć, chérie.
- Nic nie słyszałam, Ludwiku. Nic do mnie nie dotarło - zapewniła go Autumn.
Wyciągnął dłoń i dotknął jej twarzy.
- Naprawdę jesteś bardzo piękna, ma bijou. Spodobałaś mi się już, kiedy cię pierwszy raz widziałem. Złamałaś mi serce, odprawiając mnie tak stanowczo.
Pochylił się i pocałował ją. Mruczał z zadowoleniem, kiedy jej usta ugięły się pod naporem jego ust i oddała pocałunek, a potem dotknęła językiem jego języka. Odsunął ją i znów spojrzał jej w oczy.
Autumn znów się zaczerwieniła, czując, że wilgotnieje pod wpływem podniecenia. On uśmiechnął się, zdjął rękawice i wsunął dłoń pod jej spódnicę, by pogładzić wnętrze ud.
- Podciągnij spódnicę - powiedział. - Chcę zobaczyć skarb, który się tam kryje. Och - westchnął, kiedy materiał uniósł się w górę i jego oczom ukazały się szczupłe nogi w zielonych pończochach podtrzymywanych podwiązkami ze złotymi wstążkami i kremowymi różyczkami. Nad podwiązkami lśniły jasne uda, a nad nimi kłębiły się ciemne, kręcone włosy. Wargi miała nieco nabrzmiałe. Pośród ciemnych loków było widać, jak lśnią wilgocią.
Jęknął, jakby go coś zabolało.
- Obiecałem sobie, że kiedy wezmę cię po raz pierwszy, będzie to w pokoju pełnym kwiatów i w blasku świec, ale nie mogę już czekać. Rozłóż nogi, moja piękna Autumn. Muszę cię wziąć teraz!
- A jeśli myśliwi będą tędy wracać? - zapytała nerwowo, choć wystarczyło jedno spojrzenie na niego, by domyślić się, że nic go teraz nie powstrzyma.
- Tędy na pewno nie będą jechali - odparł król i nim zdążyła zaprotestować, szybko położył się na niej. Pośpiesznie uwolnił członek ze spodni i umieścił jego wierzchołek u wejścia do jaskini miłości. Pochylił się, pocałował ją raz jeszcze, tym razem naprawdę namiętnie.
Autumn czuła na swoim ciele pulsującą męskość. Jej ciało przeszył ból pożądania. Rozwarła mocno nogi, objęła go nimi i jęknęła cicho, gdy wszedł w nią i wypełnił jej wnętrze. Wstydziła się swego entuzjazmu, ale nic nie mogła na to poradzić. Od jak dawna żaden mężczyzna jej nie dotykał? Nieważne, w jakie ubrała to słowa, czuła się teraz jak zwykła ladacznica, ale przestało ją to przerażać. Pragnęła go. Pożądała go tak samo jak on jej. Obejmowała go nogami i przyciskała się mocno i już po chwili poczuła, że napełnił ją nasieniem. Ku swojemu zupełnemu zaskoczeniu sama osiągnęła szczyt rozkoszy dokładnie w tej samej chwili.
- Och, Wasza Wysokość! - mruknęła.
- Och, madame la marquise - szepnął. - Jesteś cudowna i taka gorąca. Jesteś jeszcze bardziej namiętna, niż mogłem mieć nadzieję. Nawet nie wiesz, jak bardzo mnie to cieszy.
- Popsułam kapelusz - westchnęła, spoglądając na dwa złamane pióra.
- Dam ci inny, tuzin innych - obiecał, wstając i poprawiając odzienie. - Chodź, ma bijou, musimy opuścić miejsce naszego pierwszego zbliżenia i jak najszybciej wrócić do zamku. Dziś w nocy przyjdziesz do mego łoża i będziemy dalej rozkoszowali się sobą nawzajem. Mógłbym cię znów wziąć już teraz i zrobię to, jeśli nie opuścisz spódnicy i nie ukryjesz przede mną swojego uroczego skarbu!
Nachylił się i ściągnął w dół zadartą spódnicę, zakrywając jej nagość. Pomógł jej wstać. Zakręciło jej się w głowie. Była bardzo słaba.
- Poczekajmy chwilę - błagała. - Osłabłam i ledwo stoję, Ludwiku.
Oparła się o niego, a on ją przytulił. Zamknęła oczy i położyła głowę na jego ramieniu. Stali przez chwilę objęci i milczący. Potem podniosła głowę i uśmiechnęła się do niego.
- Jesteś cudowna, ma bijou - rzekł i pomógł jej wsiąść na konia.
Dołączyli do myśliwych, gdy jeleń był właśnie przywiązywany do drąga. Miał zostać zaniesiony do Chambord i sprawiony, a potem przygotowany na kolejny posiłek. Kilku myśliwych miało przytroczone do siodeł ptactwo. Słońce zawisło już nisko nad horyzontem. Powietrze zrobiło się chłodne i wszyscy zgodnie postanowili wracać do zamku.
- Gorąca kąpiel - rozkazała Autumn, kiedy weszła do sypialni, zdjęła rękawiczki i rzuciła je, nie patrząc nawet gdzie.
- Co madame chce dziś włożyć? - zapytała Lily.
- Granatową aksamitną suknię - odparła. - Na Boga, przemarzłam do kości. Rozpal w kominku, Orange.
- Miłość na świeżym powietrzu w październikowe popołudnie to nie przelewki - zauważyła Jasmine, wchodząc do komnaty córki.
- A jak miałam tego uniknąć, mamo? On jest królem, a na razie ja jestem jego faworytą.