Gdym pośpieszył doń, nie mógł już mówić – i za chwilę nie żył. Nadbiegł pa-
trol; ale nie było co prawować się z umarłym. Co zaś do Keretoryksa, to żołnierze odwrócili
jego trupa, przypatrzyli mu się chwilę – i następnie jeden z nich odrzucił go niedbale nogą z
drogi pod płot.
– Cóż? O jednego Gala mniej, oto wszystko!...
I poszli dalej, nie zapytawszy mnie nawet o tesserę. Tak więc ręka bogów dosięgła nik-
czemnego zdrajcy, którego dusza, obciążona zbrodniami, spadła z pewnością do kręgu mro-
ków. Myśmy zaś udali się w dalszą drogę do furty w murach i minąwszy ją usiedliśmy na
występie góry, już za oppidum.
Z miejsca, gdzieśmy spoczęli, roztaczał się rozległy widok na całą dolinę Brenny, obóz
Reginusa na wzgórzu Rhei i wszystkie pola bitew niedawnych. Rzekłem do Ambiorygi:
– Więc otom już prawie w służbie Cezara. Ja, żołnierz Wercyngetoryksa!... Dlaczegoś po-
chyliła głowę na znak – jak to zrozumiałem przynajmniej – że mam przyjąć propozycję?
– Dlaczegom dała ci znak?... Doprawdy sama nie wiem. Nie z własnego natchnienia uczy-
niłam to – jakaś siła wyższa zmusiła mnie zgiąć kark hardy. Lecz bogowie nie mogą nas my-
lić!...
Milczała chwilę, pogrążona w zadumie, i widziałem, iż lazur jej oczu pociemniał i zmącił
się, jak to bywało zwykle, gdy nawiedzały ją duchy. Nagle głosem, który zdał mi się dziwnie
obcym, rzekła:
– Czy widzisz tam, tam, daleko stąd, na równinie z rzadka usianej drzewami nie znanymi
w naszym kraju, pod niebem bardziej błękitnym niż nasze, nad jakąś rzeką szeroką... widzisz
te dwie armie, które ścierają się ze sobą? Z jednej i z drugiej strony są legiony rzymskie...
158
legiony w swym szyku bojowym, uzbrojeniu, z chorągwiami i znakami. Okrzyki wojenne
rozbrzmiewają w jednym i tym samym języku. Patrz, z jaką zawziętością rzucają się jedne
turmy konnicy na drugie!... To są pila, nie zaś dzidy galijskie, które przeszywają zbroje legio-
nistów; na połyskujących złotymi błyskawicami tarczach rzymskich wyszczerbiają się mie-
cze, kute przez młoty italskie. Nigdy w walce przeciwko Galom Rzymianie nie byli tak
wściekli, tak zawzięci, jak zawzięci i wściekli są jedni na drugich teraz synowie Wilczycy...
Ileż to poległych... ile krwi... potoki krwi!...
Zamilkła; za chwilę podjęła dalej:
– Na wybrzeżu błękitnego morza widzę ludzi, którzy przynoszą Cezarowi jakąś głowę,
głowę Rzymianina, który był równie prawie wielki jak on sam. A teraz... teraz jest jakaś ol-
brzymia biała sala... Wpośród białych marmurowych kolumn i posągów bogów zasiada tam
na wysokich tronach zgromadzenie ludzi w białych szatach, bramowanych purpurą. Wszyscy
zwracają oczy ku temu z nich, który zajmuje miejsce wyższe nieco, ku człowiekowi o czole
wysokim, łysawej czaszce, orlim spojrzeniu...
Niektórzy zbliżają się doń, jak gdyby chcąc mu coś mówić... lecz ja widzę, widzę w fał-
dach ich szat błyski ukrytych sztyletów... Dwadzieścia sztyletów podnosi się nagle i spada
nań. I jeszcze raz podnosi się – i uderza znowu... Patrz, patrz na ten przestrach paniczny, na tę
bezładną ucieczkę sprawców zbrodni i tych, którzy byli pozostali na swych miejscach, te tro-
ny poprzewracane, tę salę opustoszałą tak nagle, świecącą próżną białością, splamioną tylko
wąskim strumykiem krwi, która spływa po polerowanym marmurze... I jeszcze nowe pola
bitwy – jeszcze – i jeszcze... Zabijają się wzajem na lądzie i na morzu.
Ambioryga mówiła to wszystko z oczami zgubionymi w jakimś dalekim widzeniu; była
przejęta zgrozą i triumfem zarazem i oburącz ściskała mi dłoń aż do bólu prawie.
– Daj pokój, droga. Przesadzasz – powiedziałem łagodnie, chcąc przerwać te jej widzenia,
obawiałem się bowiem, aby takie wysilone napięcie wszystkich władz duszy nie osłabiło
ostatecznie tego ciała, wyczerpanego już i tak bardzo.
Ona milczała chwilę, potem zaś odrzekła patrząc mi w oczy spokojniejszym wzrokiem:
– To bogowie przeze mnie wyrażają swą wolę. Ujrzałam przyszłość wówczas w tym zale-
dwie dostrzegalnym uśmiechu Cezara, gdy ci powiedział: „Czy chciałbyś, abym cię użył
przeciwko Rzymianom?” Tak jest. On cię użyje przeciwko Rzymianom. Myśmy nie mogli
pokonać legionów rzymskich, lecz oto one poczną niszczyć się nawzajem. A gdy Rzymianie
w tym pomieszaniu swych sztandarów będą służyli zawiściom i celom osobistym, ty swój
sztandar zachowaj w sercu. Zapomnij, że walczysz pod znakiem Cezara, lecz patrz na te, któ-
re będzie miał przed sobą w szeregach przeciwników: tego Labienusa, którego widziałam
przed chwilą w mym widzeniu, powstającego na Cezara, tego Pompejusza, który mu użyczył
swych legionów, aby nas pognębić, tego senatu rzymskiego, który nakazywał składanie ofiar
dziękczynnych bogom za każdym razem, gdy który z ludów galijskich padał zwyciężony,