Chyba wiesz, co cię czeka? Staniesz się jednym z tych weekendowych tatusiów, siedzących w Pizza Express w niedzielne popołudnie i zastanawiających się, o czym pogadać z tą obcą osobą, która była kiedyś ich dzieckiem.
— Ja i Pat nigdy nie będziemy dla siebie obcy.
— Wolałbym się o to nie zakładać.
— Nie twierdzę, że to jest to, czego chciałem. Ale czy naprawdę tego nie widzisz? Raz po raz marnujemy sobie życie i rachunek za to płacą zawsze nasze dzieci. Zawieramy nowe związki, ciągle zaczynamy od nowa, ciągle wydaje nam się, że to kolejna szansa, żeby wszystko wyprostować, a cenę za to płacą dzieciaki z rozbitych małżeństw. To one... mój syn, twoje córki i miliony podobnych im... noszą rany, które nie zagoją się do końca życia. — Wzruszyłem bezradnie ramionami, zdając sobie sprawę, że kompletnie się do mnie zraził. — Sam nie wiem, Nigel. Próbuję być po prostu dobrym ojcem.
— Oddając swojego syna.
— Wydaje mi się, że tyle przynajmniej mogę zrobić.
* * *
— Będzie to wyglądało w ten sposób — powiedziałem Patowi. — Możesz zostawić w naszym domu tyle swoich rzeczy, ile chcesz. Twój pokój będzie zawsze twoim pokojem.
Nikt ich nie będzie dotykał. I możesz wrócić, kiedy tylko zechcesz. Na dzień, na noc, na zawsze.
— Na zawsze? — zapytał, prowadząc przy mnie rower. Miał bardzo cichy głos.
— Będziesz mieszkał u swojej matki. Ale nikt nie będzie cię zmuszał, żebyś tam mieszkał. Oboje będziemy się tobą opiekować. I oboje chcemy, żebyś był szczęśliwy.
— Już się ze sobą nie kłócicie?
— Próbujemy przestać się kłócić. Bo oboje bardzo cię kochamy i oboje chcemy tego, co jest dla ciebie najlepsze. Nie twierdzę, że już nigdy nie będziemy się kłócić. Ale staramy się, rozumiesz?
— Czy znowu się kochacie?
— Nie, skarbie. Ten okres naszego życia mamy już za sobą. Ale oboje kochamy ciebie.
— Gdzie będę spał u mamy?
— Mama szykuje dla ciebie nowy pokój. Będzie wspaniały... będziesz mógł rozstawić na podłodze wszystkie swoje zabawki z Gwiezdnych wojen, posłuchać na pełny regulator hip hopu, doprowadzić wszystkich sąsiadów do szaleństwa.
— I nikt nie będzie mógł dotykać rzeczy w moim starym pokoju?
— Nikt.
— Nawet ty?
— Nawet ja.
Szliśmy teraz przez park. Przed nami wiła się asfaltowa alejka biegnąca wzdłuż stawu. Tu właśnie lubił jeździć bluebel-em, pędząc tak szybko, że łabędzie zrywały się do lotu na jego widok. Ale dzisiaj najwyraźniej nie miał zamiaru wsiąść na rower.
— Podoba mi się tak, jak jest teraz — powiedział i poczułem, jak kraje mi się serce. — Podoba mi się, jak jest.
— Mnie też — odparłem. — Lubię przyrządzać ci rano śniadanie. Lubię patrzeć, jak po południu siedzisz pośród porozrzucanych na podłodze zabawek. Lubię, kiedy kupujemy sobie na wynos pizzę albo chińszczyznę i oglądamy razem film, siedząc na sofie. Kiedy chodzimy do parku. Wszystko to lubię.
— Ja też. Ja też to lubię.
— I nadal będziemy to wszystko robić, rozumiesz? Nikt nam tego nie zabroni. To się nigdy nie skończy. Aż do dnia, gdy będziesz już bardzo duży i zechcesz wyjść gdzieś z kolegami i zostawić swojego starego ojca samego.
— Nigdy cię nie zostawię.
— Ale zróbmy wszystko, żeby jakoś się nam udało. Mam na myśli mieszkanie u mamy. Ponieważ mama bardzo cię kocha i wiem, że ty też ją kochasz. To dobrze. Cieszę się. Cieszę się, że się kochacie. I chociaż martwi mnie, że się do niej przenosisz, to przecież niczego nie kończy. Możesz wrócić, kiedy tylko chcesz. Więc spróbuj być szczęśliwy u mamy. Dobrze?
— Dobrze.
— I wiesz co, Pat?
— Co?
— Jestem dumny, że jesteś moim synem.