To z miejsca go otrzeźwiło.
— Słyszałeś naszą rozmowę?
— Słyszałem wiele waszych rozmów.
Zastanawiał się głęboko, rozważał pewne sprawy. Wyglądał na rozsądnego, rzeczowego faceta, jego orientalne oblicze emanowało szczerością i wielką troską.
— Czy powiedziałeś: „Czuwaj nad Dorą”? — spytałem. — Czy o to mnie prosiłeś? Abym nad nią czuwał? A więc to kolejna propozycja. Wyjaśnij mi, czemu, u licha, miałbym wysłuchiwać historii twego życia? Zwróciłeś się ze sprawą osądu do niewłaściwej osoby. Nie obchodzi mnie, jak doszło do tego, że stałeś się tym, kim się stałeś. A te dzieła sztuki w mieszkaniu, czemu duch miałby się przejmować rzeczami materialnymi?
To nie było do końca uczciwe z mojej strony. Byłem zbyt nonszalancki i obaj o tym wiedzieliśmy. To jasne, że zależało mu na jego skarbach. Ale to Dora sprawiła, że powrócił z zaświatów.
Jego włosy wydawały się teraz ciemniejsze, a płaszcz miał wyraźniejszą fakturę. Dostrzegłem w niej mieszankę jedwabiu i kaszmiru. Zwróciłem uwagę na jego paznokcie, idealnie wymanikiurowane i wypielęgnowane. Te same dłonie, które wyrzuciłem do śmieci. Jeszcze przed chwilą wszystkie te szczegóły nie były chyba tak bardzo widoczne.
— Jezu Chryste — wyszeptałem. Zaśmiał się.
— Boisz się bardziej niż ja.
— Gdzie jesteś?
— O czym ty mówisz? — zapytał. — Siedzę obok ciebie. Jesteśmy w barze w Village. Co miało znaczyć to pytanie — gdzie jesteś? Jeżeli chodzi o moje ciało, równie dobrze jak ja wiesz, gdzie porzuciłeś różne jego fragmenty.
— I dlatego mnie nawiedziłeś.
— Wcale nie. Co mnie obchodzi moje dawne ciało. Czuję tę obojętność od chwili, gdy je opuściłem. Ale ty to wszystko juz wiesz!
— Nie, nie, chodziło mi o to, w jakim miejscu się teraz znajdujesz, dokąd trafiłeś, co widziałeś, kiedy odszedłeś… co…
Pokręcił głową i uśmiechnął się smutno.
— Znasz odpowiedź na każde z tych pytań. Nie wiem, gdzie jestem. Ale coś na mnie czeka. Jestem o tym przekonany. Coś czeka. Może zwyczajnie się rozproszę. Odejdę w mrok. Wydaje się, że to coś osobistego. I nie będzie czekało wiecznie. Nie mam pojęcia, skąd to wiem. Nie wiem też, dlaczego pozwolono mi do ciebie dotrzeć, czy w grę wchodzi siła mojej woli i tylko ona a tej mi skądinąd nie brakuje, czy może jakieś zrządzenie losu — sam nie wiem. Ale przez cały czas cię śledziłem. Od mego mieszkania i z powrotem, a potem kiedy wyruszyłeś, aby pozbyć się ciała, i stamtąd aż tutaj. Muszę z tobą pomówić. Nie odejdę w spokoju, dopóki z tobą nie porozmawiam.
— Coś na ciebie czeka — szepnąłem z trwogą. Nie potrafiłem tego w sobie stłumić. — A potem, już po naszej rozmowie, jeżeli nie rozpłyniesz się w nicość, dokąd się udasz?
Pokręcił głową i łypnął na butelkę stojącą na środkowej półce, powódź światła, barw, etykiety.
— Jesteś męczący — mruknął. — Zamknij się. — Powiedział to kategorycznie. Spiorunował mnie wzrokiem, wypił kolejny łyk drinka, po czym gestem zamówił u barmana jeszcze jednego.
— Chcesz się upić? — spytałem.
— Nie sądzę, aby to było możliwe. Musisz roztoczyć nad nią opiekę. Nie rozumiesz, wszystko wyjdzie na jaw. Cała sprawa trafi do prasy. Mam wrogów, którzy zabijają bez wahania tylko dlatego, że jest moją córką. Nie masz pojęcia, jakie podejmowałem środki ostrożności i jaka ona jest narwana, jak bardzo wierzy w Bożą Opatrzność. No i jeszcze nie należy zapomnieć o rządzie, o rządowych psach tropiących, o moich rzeczach, moich dziełach sztuki, moich księgach!
Byłem zafascynowany. Na prawie trzy sekundy zapomniałem, że jest duchem. Teraz moje oczy nijak tego nie potwierdzały. Nic na to nie wskazywało. Ale nie wydzielał żadnego zapachu, a ciche odgłosy, jakie wydawał, nie miały nic wspólnego z prawdziwymi Płucami ani sercem.
— Dobra, powiem prosto z mostu — rzucił. — Boję się o nią. Będzie musiała jakoś sobie poradzić. Potrzeba czasu, aby moi wrogowie o niej zapomnieli. Większość z nich nie wie o jej istnieniu. Ale ktoś może wiedzieć. I ktoś się dowie, skoro ty o niej wiesz.
— Niezupełnie. Ja nie jestem człowiekiem.
— Musisz ją ochraniać.
— Nie muszę. I nie chcę.
— Lestacie, zechcesz mnie wreszcie wysłuchać?
— Nie chcę słuchać. Chcę, żebyś odszedł.