Najwidoczniej uspokojony tym, co zobaczył, kaszlnął raz i drugi i parokrotnie spróbował wszcząć rozmowę, ale dziewczyna zwracała na niego tak mało uwagi, jak gdyby był z kamienia. W końcu spróbował raz jeszcze i zacierając ręce powiedział swym najbardziej pojednawczym głosem:
— Jak myślisz, gdzie też Bill może teraz być, moja droga? Dziewczyna w odpowiedzi jęknęła niemal niedosłyszalnie, że
nie wie, a stłumiony dźwięk, który jej się wyrwał, świadczył o tym, że płacze.
— I do tego ten chłopak — rzekł staruch wytężając oczy, by choć przelotnie dojrzeć jej twarz. — Biedne dziecko. Pozostawione w rowie, Nancy, pomyśl tylko.
— Dziecku — rzekła dziewczyna, nagle podnosząc głowę — lepiej jest tam, gdzie jest, niż u nas. I jeżeli Billowi nie stanie się z tego powodu nic złego, to mam nadzieję, że Oliwer leży w tym rowie martwy i że jego młode kości tam zgniją.
— Co! — krzyknął Fagin zdumiony.
— Tak, naprawdę — odpowiedziała dziewczyna patrząc mu prosto w oczy. — Ucieszę się, kiedy nie będę musiała na niego patrzeć i kiedy się dowiem, że już po nieszczęściu. Nie mogę znieść jego obecności koło siebie. Jego widok każe rui nienawidzieć samej siebie i was wszystkich.
— Ech! — powiedział Fagin pogardliwie. — Pijana jesteś.
— Pijana jestem, tak? — zawołała dziewczyna z goryczą. — Jeżeli nie jestem, to z pewnością nie z twojej winy. Gdyby to od ciebie zależało, chciałbyś, żebym zawsze była pijana, z wyjątkiem tej chwili. Teraz ci mój humor nie odpowiada, prawda?
— Nie! — odrzekł Fagin wściekłym głosem. — Nie odpowiada mi.
— No to go zmień! — odparła dziewczyna ze śmiechem.
— Zmienić go! — wybuchnął starzec, doprowadzony do ostateczności niespodzianym uporem towarzyszki i wszystkimi irytującymi zdarzeniami tego wieczoru. — A właśnie, że go zmienię. Słuchaj mnie, ty dziwko! Słuchaj mnie, który sześcioma słowami mogę zacisnąć stryczek koło szyi Sikesa z taką samą pewnością, jak gdybym w tej chwili miał jego byczy kark między palcami! Jeżeli wróci bez chłopca, jeżeli sam się szczęśliwie wykręci, a nie odda mi go, żywego czy umarłego — to go zamorduj sama, jeżeli chcesz, żeby nie dostał się w ręce kata. I zrób to zaraz, jak tylko noga jego stanie w tym pokoju, bo inaczej będzie za późno, popamiętaj to sobie.
— Co to wszystko znaczy? — zawołała mimo woli dziewczyna.
— Co to znaczy? — ciągnął Fagin oszalały z pasji. — Kiedy ten chłopak wart jest dla mnie setki funtów, mam stracić to, co zrządzenie losu miało mi dać bez żadnego ryzyka, przez kaprysy pijanej bandy, którą mógłbym wykończyć w oka mgnieniu. I do tego jestem związany z wcielonym diabłem, któremu chodzi tylko o testament i który może mnie... może mnie...
Zdyszany starzec zająknął się szukając słowa i w tej samej chwili pohamował wybuch gniewu i zmienił całe swoje zachowanie. Jeszcze przed chwilą ręce jego kurczowo chwytały powietrze, oczy miał rozszerzone, a twarz zbielałą z pasji. Lecz teraz opadł na krzesło, skulił się i drżał cały z obawy, że wygadał się z jakimś tajnym łotrostwem. Po krótkim milczeniu odważył się spojrzeć na towarzyszkę. Uspokoił się nieco, widząc ją w tej samej zmartwiałej postawie, z której ją przedtem wyrwał.
— Nancy droga! — zaskrzeczał swym zwykłym głosem. — Słyszałaś mnie, kochanie?
— Nie męcz mnie teraz, Fagin — odrzekła dziewczyna, leniwie podnosząc głowę. — Jeżeli Billowi nie udało się tym razem, uda mu się innym. Nieraz już robił dla ciebie zyskowne roboty i więcej jeszcze zrobi, jeżeli będzie mógł; a jeżeli nie będzie mógł, to nie zrobi. Więc nie mówmy już o tym.
— A co do tego chłopca, moja droga? — spytał Fagin, nerwowo zacierając ręce.
— Chłopiec musi ryzykować ze wszystkimi innymi — przerwała spiesznie Nancy. — I powtarzam raz jeszcze: mam na
dzieję, że umarł, że mu już więcej nic złego nie grozi, zwłaszcza od ciebie — to znaczy, o ile przez to Billowi nic się nie stanie. A jeżeli Toby się wywinął, to i Bill na pewno jest bezpieczny, bo Bill wart jest z pewnością tyle co dwóch Tobych razem wziętych.
— A to, co mówiłem, moja droga? — rzucił Fagin, uporczywie patrząc na nią błyszczącymi oczyma.
— Musisz powtórzyć to jeszcze raz, jeżeli ci chodzi o to, żebym coś zrobiła — odparła Nancy. — A jeżeli tak jest, to lepiej poczekaj do jutra. Rozbudziłeś mnie na chwilę, ale teraz jestem znowu cała otępiała.
Fagin zadał jeszcze kilka pytań, które wszystkie miały za cel przekonanie się, czy dziewczyna zrozumiała jego nieostrożne napomknienia. Ona jednakże odpowiadała tak chętnie i z takim niewzruszonym spokojem wytrzymywała jego badawcze spojrzenie, że stary utwierdził się w swoim pierwotnym wrażeniu, iż Nancy jest dobrze pijana. Istotnie Nancy nie była wolna od słabości, która występowała nader często u pupilek Fagina i którą on — kiedy były jeszcze młodziutkie — raczej popierał, niż zwalczał. Jej nieporządny wygląd oraz mocny zapach alkoholu panujący w całym mieszkaniu były silnym potwierdzeniem słuszności przypuszczeń Żyda. A gdy po wyżej opisanym przejściowym wybuchu Nancy popadła naprzód w otępienie, a następnie zaczęły nią miotać różne sprzeczne uczucia, pod wpływem których na zmianę to płakała, to wydawała rozmaite okrzyki w rodzaju: „Uszy do góry”, „Co za różnica, byle człowiekowi było dobrze!” — pan Fagin, który w swoim czasie zdobył w tych sprawach duże doświadczenie, przekonał się z wielkim zadowoleniem, że doprawdy była w stanie silnego zamroczenia alkoholem.
Odkrycie to uspokoiło go. A ponieważ osiągnął już wytknięty podwójny cel: powtórzenia dziewczynie tego, czego się dowiedział od Toby'ego, oraz przekonania się na własne oczy, że Sikes nie wrócił — pan Fagin skierował się znów ku domowi pozostawiając swą młodą przyjaciółkę śpiącą z głową opartą na stole.