Każdy jest innym i nikt sobą samym.

Ich życie koncentruje się dzisiaj w „chlewie” - maleńkiej lepiance zbudowanej tego lata. Ich dom jest tuż obok - precyzyjnie trafiony pociskiem. Ruiny troskliwie opatulo­no mocną, granatową ceratą, którą kiedyś rozdawano w ra­mach pomocy ONZ.
-  Oczywiście, wolałbym, żeby przydzielili mi materia­ły budowlane. Sami przecież nie będziemy mieli za co się odbudować ani teraz, ani w najbliższych latach. Na wsi zo­stali tylko najbiedniejsi i wielodzietni, którzy nie są w sta­nie dojechać nawet do Inguszetii. No to chronię przed deszczem te resztki. Do lepszych czasów. Może wszystko jeszcze się zmieni - mówi Magomed, zanosząc się kasz­lem. Nie ma wątpliwości, że to gruźlica. -  Co mieliście na obiad? -  Nie jedliśmy obiadu. -  A na śniadanie? -  Placki kukurydziane, herbatę. Bardzo jesteśmy bied­ni - sama pani widzi. 88
 
To prawda. Na dzieci Duduszewów strach patrzeć z bli­ska. Tak samo wychudzone jak ojciec. I bardzo brudne - w ruinach są duże problemy z wodą, z ogrzewaniem, kab­le elektryczne zwisają w dziwacznej plątaninie, jakby za­praszając do samobójstwa.
Jak u większości Czeczeńców, którzy starają się wy­żyć tu, w Czeczenii, i w tej rodzinie panuje ponury nastrój i przygnębienie. Jedyna ich nadzieja to wiara, że kukury­dza dobrze obrodzi. Plantacja zaczyna się tuż pod ściana­mi lepianki. Tylko kukurydza może jakoś wpłynąć na ich życie doszczętnie zniszczone przez wojnę.
- Część kukurydzy zostawimy sobie na zimę - mówi Liza. - Resztę chcemy sprzedać i kupić krowę. Żeby nie głodować. Dwie nasze krowy zabito wtedy, w czasie sztur­mu. Od tej pory biedujemy - nie ma nawet czym karmić dzieci. Czasami przywożą nam mąkę od Duńskiej Rady*, jakbyśmy byli w Danii - i nic więcej nie ma. Żadnej innej humanitarnej pomocy - od nikogo. Za te pieniądze, co bę­dą z kukurydzy, trzeba jeszcze kupić dzieciom buty - wi­dzi pani, że chodzą na bosaka.
Zresztą i Liza ma sukienkę sprzed pół wieku.
-Wszystko, co miałam, spaliło się - odpowiada na mo­je nieme pytanie. Liza jest jeszcze młoda i ładna, ale prawie tego nie widać - Nic mam w co się przebrać.
Naturalnie żadnej rekompensaty za spalony dobytek i dom zburzony w czasie działań wojennych Duduszewo- wie nie otrzymali. Filozofia przetrwania w Czeczenii jest teraz zawężona do minimum: żyj, jak sobie chcesz, a jeśli nie chcesz, to żyć nie musisz.
A przecież Duduszewowie jakoby należą do tej katego­rii ludzi, o których z niebywałym entuzjazmem opowiada
0 Duńska Rada do spraw Uchodźców - duńska organizacja po- rządowa zajmująca się pomocą uchodźcom oraz ofiarom łamania w człowieka.
 
się z najwyższych trybun w Moskwie i Groźnym. Dla urzędników są przykładem „pozytywnych” Czeczeńców: nic uciekli do Inguszetii, nie żądają miejsc w obozach dla uchodźców i regularnej pomocy humanitarnej, żyją na swo­jej ziemi... A przecież gdyby pomagać takim jak oni, wów­czas i inni „pozytywni” mieszkańcy namiotowych obozów bez żadnego namawiania wróciliby do swojego kraju...
Dzieci
Z nędzy nic dobrego nie wyrasta. Nędza to sprawa poważna, odbiera ludziom rozum. Tym bardziej jeśli po­mnożyć ją przez wojnę, niszczącą wszystko, co jej wej­dzie w drogę>Isa, najstarszy syn Magomeda, na widok Ro­sjanki dla zasady przestaje mówić po rosyjsku. Chociaż język zna, co zdradzili jego życzliwiej nastrojeni rodzi­ce. Gniewnie kręci głową, demonstrując skrajną nieżyczli­wość, i w końcu, mrucząc coś pod nosem, zrywa się z miej­sca i wybiega - tylko migają jego gole pięty.
- Starsze dzieci też nie mają butów. Żadnych - Liza na­dal o tym, co dla niej najważniejsze.
Pierwsza myśl, jaka przychodzi do głowy na widok tych migających pięt: „Poleciał po automat ukryty gdzieś na wszelki wypadek” - tyle nienawiści było w' spojrzeniu Isy, w jego gestach, dumnie wyprostowanym karku, w tym, jak siedział w kucki, odwracając się manifestacyjnie. Nie jest dobrze...
Ale to nie Isy wrina. Dzisiejszy świat czeczeńskich na­stolatków' to niekończący się koszmar, nieustanne od lat pogrzeby krewnych i bliskich, których śmierć rzadko by­wa naturalna - dlatego zapewme tak szybko dorośleją. I oczywiście, codzienne rozmowy dorosłych: o tym, kto żyje, czyjego trupa znaleziono, jak minęła zaczystka, kogo i za ile wykupiono u żołnierzy...
90
 
Isa wraca i Liza tłumaczy jego pytania. Okazuje się, że chłopca interesuje, dlaczego Putin zarządził minutę mil­czenia w hołdzie ofiarom tragedii w Ameryce, a nigdy nic nie mówi o zabitych niewinnych Czeczeńcach? Dlaczego robi się tyle hałasu wokół powodzi w Leńsku i minister Szojgu osobiście obiecuje prezydentowi, że zbuduje mia­sto od nowa, a cała Czeczenia jest zrównana z ziemią i nikt nikomu niczego nie obiecuje? Dlaczego cały kraj zamarł
ze zgrozy, kiedy ginęli marynarze „Kurska”,-ale kiedy      
przez kilka dni bez przerwy rozstrzeliwano na polu ludzi uciekających ze wsi Komsomolskoje, „wy milczeliście”?
Mnie rozstrzeliwali! Możecie to zrozumieć? - to Isa mówi już po rosyjsku. - Chcę wiedzieć, dlaczego tak jest.
Ja też chcę. I jedyne, co mogę zaproponować, to kolej­ne pytania, na które nie ma odpowiedzi.
Ale Isa znowu wybiega. O ile większość dorosłych, być może, potrafi bez niczyjej pomocy przetrwać te okropno­ści, które na nich spadły, i nawet z czasem znajdzie jakieś objaśnienia, które uchronią ich przed wszechogarniającą nienawiścią, to cała młodzież Czeczenii - dorastająca w at­mosferze zgrozy, przerażenia, nietolerancji, wśród płaczą­cych sióstr i matek - chyba tolerować tego nie zamierza. Młode pokolenie Czeczeńców, a więc ci, którzy kończą szkołę albo właśnie ją zakończyli, to najtrudniejsza gene­racja w całej historii kraju. Niezawisłość taka jak za Duda- jewa? To już widzieli. Pierwsza wojna? Odczuli na własnej skórze. Druga? A jakże. Trupy? Nieprzeliczone. Najważ­niejsze w życiu? W porę uciec przed człowiekiem z auto­matem Kałasznikowa. Cena ludzkiego życia? Właśnie za ich życia spadła do zera.
Młodsza siostra Isy, czternastoletnia Zarema, też się zniżyła do krótkiej rozmowy ze mną, ale odpowiadała mo­nosylabami, miała oczy przerażonego zwierzątka, spodzie­wającego się tego, co najgorsze. Nie było w niej cienia ko­
91