Jako dzieci awanturnicy ci mieli rodziców, którzy karali ich z arbitralną,
bezlitosną surowością; a jako rodzice powtarzali ten schemat w odniesieniu do własnych dzieci.
Było tak bez względu na to, czy to ojciec czy matka ocenieni zostali w dzieciństwie jako jednostki
niezwykle agresywne. Agresywne dziewczynki, dorósłszy, przedzierzgały się w równie arbitralne
i surowo karzące matki jak agresywni chłopcy w brutalnych ojców. I chociaż i matki, i ojcowie
karali dzieci ze szczególną bezwzględnością, ani one, ani oni nie przejawiali szczególnego
zainteresowania życiem dzieci, w gruncie rzeczy ignorując je przez większość czasu. Jednocześnie
rodzice dostarczali dzieciom barwnych i pełnych brutalnej przemocy przykładów agresywności,
stwarzając wzór, który naśladowały one w szkole i na placu zabaw i do którego stosowały się
później przez całe życie. Rodzice ci niekoniecznie byli podli, nie mniej niż inni życzyli swoim
dzieciom wszystkiego najlepszego, ale raczej wydawali się po prostu powielać styl wychowania,
który reprezentowali ich rodzice.
Dzieci karane były przy tym niekonsekwentnie, wedle chwilowego usposobienia rodziców: jeśli
rodzice byli akurat w złym nastroju, karali dzieci surowo, jeśli natomiast byli w dobrym humorze,
9 Heart Start, s. 13.
10 L.R. Huesman, Leonard Eron, Patty Warnicke-Yarmel, „Intellectual Function and Aggression”, The Journal of Personality and Social Psychology (January 1987). O podobnych odkryciach donieśli w numerze Child Development z września 1988 roku Alexander Thomas i Stella Chases, którzy regularnie oceniali zachowania siedemdziesięciorga pięciorga dziea od roku 1956, kiedy miały one od siedmiu do dwunastu lat. Zob.: Alexander Thomas i in., „Longitudinal Study of Negative Emotional States and Adjustments From Early Childhood Through Adolescence”, Child Development 59 (1988). Po dziesięau latach od rozpoczęcia badań dzieci, które zdaniem nauczycieli i rodziców należały do najbardziej agresywnych w,) szkole podstawowej, miały najwięcej kłopotów emocjonalnych w końcowym okresie dorastania. Dzieci te (niemal dwa razy więcej było wśród nich chłopców niż dziewcząt) nie tylko prowokowały bójki, ale też odnosiły się z pogardą, a nawet otwartą wrogością do członków swych rodzin i nauczycieli. Ich wrogie nastawienie nie zmieniło się na przestrzeni lat nawet na jotę; w wieku młodzieńczym wchodziły stale w konflikty z rówieśnikami i rodzinami i miały kłopoty w szkole, a kiedy skontaktowano się z nimi, gdy dorosły, borykały się z całym wachlarzem problemów, od konfliktów z prawem poczynając, a na atakach niepokoju i depresji kończąc.
176
Daniel Goleman
Inteligencja Emocjonalna
to dzieciom uchodziło wszystko na sucho. A zatem kara nie była konsekwencją tego, co dziecko
zrobiło, ale wynikała z samopoczucia rodzica. Jest to znakomity przepis na wzbudzenie w dziecku
uczucia bezwartościowości i bezradności oraz przekonania, że zagrożenia czyhają wszędzie i
mogą pojawić się i uderzyć znienacka. W świetle tego, co dzieje się w ich domach rodzinnych,
wojownicze i wyzywające postawy takich dzieci wobec świata jawią się jako nie pozbawione
sensu, aczkolwiek nie zmienia to faktu, że są one nieszczęściem dla nich samych i innych.
Przygnębiające jest to, jak wcześnie można się nauczyć tych postaw i jak wielkie koszta może to
mieć dla emocjonalnego życia dziecka.
Znęcanie się zanik empatii
W wirze bezładnej zabawy w ośrodku opieki dziennej zaledwie dwuipółletni Martin otarł się
o równie małą dziewczynkę, która - mimo iż nic się jej nie stało - wybuchnęła nagle płaczem.
Martin chciał wziąć ją za rękę, ale kiedy łkająca dziewczynka odsunęła się, uderzył ją w
ramię. Kiedy dalej wylewała łzy, spojrzał w bok i zaczął krzyczeć, coraz szybciej i głośniej: -
Zamknij się! Zamknij się! Potem Martin raz jeszcze próbował ją pogładzić, ale znowu
odsunęła się. Wtedy obnażył zęby jak warczący pies i zaczął na nią syczeć. Po pewnym czasie
zaczął ją gładzić i poklepywać, ale to poklepywanie szybko przerodziło się w walenie. Martin
nie ustawał w biciu biednej dziewczynki, nie zważając na jej krzyki.
To przykre zdarzenie świadczy o tym, jak znęcanie się - często powtarzające się bicie dziecka
spowodowane napadem złego humoru rodziców - wykrzywia naturalną skłonność dziecka do
empatii.11 Dziwna, niemal brutalna reakcja Martina na przygnębienie i płacz towarzyszki zabawy
jest typowa dla dzieci takich jak on, które same są ofiarami, bitymi i maltretowanymi fizycznie i w
inny sposób od niemowlęctwa. Reakcja ta ostro kontrastuje z normalnymi dla maluchów
przejawami współczucia i próbami pocieszenia płaczącego towarzysza zabawy, które
przedstawione zostały w rozdziale VII. Gwałtowna i brutalna reakcja Martina odzwierciedla być
może to, czego nauczono go w domu o łzach i bólu - płacz spotyka się najpierw z apodyktycznym
gestem pocieszenia, ale jeśli nie ustaje, to po tym geście następują złe spojrzenia i krzyki, które
wkrótce przechodzą w razy, a te zamieniają się w ordynarne lanie. Najbardziej chyba niepokojące
jest to, że Martinowi zdaje się już brakować najbardziej prymitywnego rodzaju empatii,
instynktownego zaprzestania agresywnych działań przeciwko komuś, kto jest zraniony. W wieku
dwóch i pół roku wykazuje on kiełkujące cechy okrutnego i sadystycznego brutala.
Podłość, która zastąpiła u Martina empatię, jest typowa dzieci, które w tak młodym wieku zostały
okaleczone psychicznie fizycznym i emocjonalnym znęcaniem się rodziców. Martin był jednym z
grupy dziewięciu takich maluchów, w wieku od jednego roku do trzech lat, których poddano
dwugodzinnej obserwacji w ośrodku opieki dziennej. Maltretowane dzieci porównano z
dziewięcioma innymi z tego samego ośrodka, pochodzącymi z podobnie ubogich, żyjących w
wielkim stresie rodzin, które jednak nie były systematycznie maltretowane. Różnice w reakcjach
tych dwóch grup na ból innego dziecka były ogromne. W dwudziestu trzech takich wydarzeniach
pięcioro z dziewięciorga dzieci, które nie były bite przez rodziców, zareagowało na przygnębienie
innego dziecka wyrazem troski, smutku albo empatii. Natomiast w dwudziestu siedmiu
przypadkach, w których mogły tak zareagować dzieci maltretowane, ani jedno nie okazało
najmniejszej oznaki współczucia; zamiast tego reagowały na płacz towarzysza zabawy lękiem,
złością albo - tak jak Martin - agresją fizyczną.