Zanim zd¹¿y³a coœ uczyniæ, echo dziwnego g³osu rozleg³o siê w zakamarkach jej mózgu. Zabrzmia³o surowe:
- Dok¹d idziesz? Dlaczego odchodzisz ukradkiem?
G³oœno prze³knê³a œlinê, zbyt przestraszona raptown¹ manifestacj¹ potêgi Rathy, aby uczyniæ cokolwiek poza wytrzeszczaniem oczu. Lecz Towarzysz ani drgn¹³ i w koñcu by³a zmuszona odpowiedzieæ. Nie zwyk³a stosowaæ myœlmowy, gdy chcia³a coœ zakomunikowaæ, lecz gdyby odezwa³a siê g³oœno, obudzi³aby Eldana, a wtedy nie by³aby w stanie go opuœciæ... Zapanowa³a wiêc nad myœlami i zwróci³a siê do Rathy tak, jak nauczy³ j¹ tego Warrl.
- Muszê odejœæ. Dopóki tego nie uczyniê, Eldan bêdzie w niebezpieczeñstwie.
- By³ w niebezpieczeñstwie, kiedy go spotka³aœ - napomkn¹³ Towarzysz z nieub³agan¹ logik¹. - Co siê zmieni, gdy go opuœcisz?
Westchê³a g³êboko, jakby raptem zabrak³o jej tchu.
- To miecz - wydusi³a w koñcu. - On jest magiczny i jestem pewna, ¿e œci¹ga na nas tropicieli. Co wiêcej, jest to magia, która broni jedynie kobiet i mo¿e dlatego tylko kap³anki na ni¹ reaguj¹. Jest bardzo potê¿na, naprawdê nie mam pojêcia, jak potê¿na.
- A wiêc - podsumowa³ Ratha - twój miecz musi przyci¹gaæ te kobiety. Zgadzam siê, ¿e prawdopodobnie dlatego na nasz trop nie trafi³ ¿aden kap³an. Dlaczegó¿ nie pozbêdziesz siê tak zdradliwego orê¿a?
- Aby oni go odnaleŸli? - wybuchnê³a. - Chcesz, by coœ takiego trafi³o do r¹k naszych wrogów? Miecz nie pozwoli mi odejœæ, a jeœli nawet tak, b¹dŸ pewien, ¿e znajdzie sobie nowego w³aœciciela jeszcze przed œwitaniem. Za³o¿ê siê, ¿e to kap³anka by go odnalaz³a, co mog³oby wyjœæ twojej ojczyŸnie albo na dobre, albo na Ÿle. Nie s¹dzê, aby którekolwiek z nas mia³o odwagê ryzykowaæ.
- To prawda. - Wydawa³o siê, ¿e Ratha spogl¹da na ni¹ nieco ³askawiej. - A gdy zabierzesz ten twój miecz, wszyscy myœliwi rusz¹ za tob¹ i granica bêdzie nie strze¿ona. £atwo j¹ zatem przekroczymy.
- Mam nadziejê - powiedzia³a z westchnieniem. - Mam nadziejê. Zamierzam po w³asnych œladach wróciæ do Menmellithu, co by³oby logicznym posuniêciem, gdybyœmy zostali tutaj odciêci. To powinno siê im wydaæ rozs¹dne, a poniewa¿ pod¹¿aj¹ za mieczem, a nie rzeczywistym tropem, pójd¹ za mn¹, nie dbaj¹c o was.
Towarzysz kiwn¹³ g³ow¹.
- Jesteœ bardzo m¹dra... i odwa¿niejsza ni¿ s¹dzi³em. Dziêkujê.
Usun¹³ siê z drogi. Poprowadzi³a Hellsbane obok niego na w¹sk¹ peræ i œcie¿kê, która wiod³a w górê; ci¹gle broni³a siê przed spojrzeniem w ty³.
- Szczêœliwej drogi - us³ysza³a za plecami, kiedy wysz³a w zalan¹ ksiê¿ycowym œwiat³em noc.
- Niech przez ciebie wybrani bogowie stan¹ u twego boku, Kerowyn. Zas³ugujesz na tê ³askê. I obyœmy znów siê spotkali pewnego dnia.
To wycisnê³o z jej oczu strumieñ ³ez. Mrugaj¹c powiekami, powstrzymywa³a siê od ³ez na tyle, aby widzieæ œcie¿kê. Musia³a iœæ powoli, poniewa¿ posuwa³a siê po omacku, czuj¹c niezwyk³e zadowolenie z faktu, ¿e krok Hellsbane by³ pewny, a ona sama by³a w stanie dostrzec œcie¿kê. Nie mog³a przestaæ p³akaæ, dopóki nie dotar³a do grani powy¿ej jaskini. Tam wziê³a kilka bardzo g³êbokich wdechów i zmusi³a siê do popatrzenia na gwiazdy, póki nie odzyska³a panowania nad sob¹.
"Ju¿ po wszystkim; i w³asnorêcznie po³o¿y³am temu kres. Poczucie obowi¹zku Rathy powstrzyma go przed pójœciem moimi œladami. Tak czy siak, nigdy nie by³o szans, aby siê miêdzy nami dobrze u³o¿y³o i przynajmniej zerwa³am z tym wtedy, kiedy wci¹¿ byliœmy w sobie zakochani".
Zamknê³a oczy i tar³a je grzbietem d³oni, a¿ zniknê³y ostatnie œlady ³ez i ust¹pi³o pieczenie. Wówczas skierowa³a pysk Hellsbane na zachód i zesz³a z grani, ruszaj¹c do Menmellithu. Musia³a zdobyæ przewagê nad przeœladowcami, którzy wkrótce pod¹¿¹ w œlad za ni¹.
"Robi³am ju¿ w ¿yciu m¹drzejsze rzeczy" - pomyœla³a, kul¹c siê w cieniu olbrzymiego g³azu i pragn¹c ukryæ siê na szczycie grani. To by³o jedyne nadaj¹ce siê na kryjówkê miejsce, sk¹d mog³a obserwowaæ szlak, którym przyby³a. Stwierdzi³a, ¿e przyda³aby siê jej umiejêtnoœæ Eldana polegaj¹ca na patrzeniu oczami otaczaj¹cych zwierz¹t.
Zosta³a wytropiona w œrodku nocy, kiedy przechodzi³a z dêbowo-sosnowej puszczy w g¹szcz sosen i krzewów. Poczu³a na sobie te niewidoczne "oczy" dok³adnie oko³o pó³nocy, ale tym razem nie odesz³y, dopóki dwa razy nie przekroczy³a strumienia, maj¹c nadziejê, ¿e stary przes¹d, i¿ "magia nie mo¿e pokonaæ p³yn¹cej wody", jest prawd¹. Do chwili kiedy œwit rozkwit³ za jej plecami, poluj¹cy na ni¹ ludzie zd¹¿ali jej gor¹cym tropem i w nie tak znów wielkiej odleg³oœci. Przysz³o jej do g³owy wyjaœnienie, ¿e to - czymkolwiek by³o - zaalarmowa³o swoich panów i oni z kolei powiadomili bezpoœrednio œcigaj¹cy j¹ oddzia³.
Wschód s³oñca zasta³ j¹, gdy zawziêcie wiod³a klacz przez niskie góry. Tutaj by³o niebezpieczniej ni¿ w terenie, który zostawi³a za sob¹, poniewa¿ podobne do ³upków ska³y by³y kruche i podatne na od³amywanie siê bez ostrze¿enia. Zobaczywszy grupê ¿o³nierzy na grzbiecie wzniesienia, o kilka wzgórz za sob¹, i b³ysk purpury sygnalizuj¹cej obecnoœæ czerwonej szaty w ich szeregach, nie odwa¿y³a siê zatrzymaæ na popas. A wiêc dzisiaj nie bêdzie dla niej odpoczynku. Zamiast tego zmusi³a Hellsbane do przemierzania w okrutnym tempie najbardziej posêpnej krainy, jak¹ kiedykolwiek widzia³a. To terytorium by³o gorsze od dziewiczej puszczy, poniewa¿ wci¹¿ napotyka³a dowody, ¿e mieszkali tu niegdyœ ludzie. W m³odszej roœlinnoœci zawsze trudniej jest wyr¹baæ œcie¿kê ni¿ w starym lesie. W miejscach, które ongiœ wykarczowano pod pola uprawne albo gdzie niegdyœ sta³y domostwa roœlinnoœæ wyrasta ze zdwojon¹ si³¹. Ta nale¿a³a do drugiego lub trzeciego pokolenia: sosny, gêste krzewy, cierniste winoroœl¹ i ostra trawa - wszystko to wydawa³o siê pêtaæ nogi Hellsbane i wczepiaæ siê w ubranie Kero.
Oko³o po³udnia opuœci³a gasz¹c¹ pragnienie Hellsbane i wspiê³a siê na nastêpn¹ grañ, aby rzuciæ okiem za siebie. Kiedy wyjrza³a zza g³azu, zobaczy³a poœcig wci¹¿ na swoim tropie. Zauwa¿y³a, jak szybko ¿o³nierze przecinaj¹ otwart¹ przestrzeñ, zanim ponownie zniknêli jej z oczu. Tym razem nie dzieli³o ich od niej kilka wzgórz, lecz zaledwie jedno.