Przed chwilą otrzymał bowiem telefon z Biura do Spraw Wykroczeń w Armii Nowej Republiki.
Dowiedział się, że jest oskarżony o bezprawne rozporządzanie siłami Floty, 98
nieuzasadnione żadnym edyktem ani dekretem, a co więcej, sprzeczne z ogólnymi zasadami. Tak przynajmniej powiedział mu Rodianin, który dzwonił.
Ackbar nigdy nie przejmował się zbytnio edyktami i dekretami. Za czasów Mon Mothmy miał wolną rękę, jeśli chodzi o planowanie zbrojnych wypadów, a kolejni prezydenci, Leia Organa Solo i Ponc Gavrisom, szanowali jego opinię i nie przeszkadzali, kiedy robił to, co uważał za słuszne. Dopiero teraz, pod rządami Borska Fei’lyi, jego uprawnienia jako głównodowodzącego Siłami Zbrojnymi Nowej Republiki zostały ograniczone. Otóż Senat stwierdził, że podczas pokoju nadzwyczajne uprawnienia przyznane admirałowi można cofnąć, ponieważ nie są już konieczne. Ackbar nie oponował, bo to było zgodne z jego sposobem myślenia; nie cierpiał przelewu krwi i każde działania ułatwiające go uważał za zbędne. Niemniej jednak w niektórych przypadkach, podczas buntów czy kryzysów, krew musi się polać. Ackbar wiedział o tym, dlatego nigdy nie wahał się użyć wszelkich środków, aby takowe kryzysy zakończyć. Senat jednak nie aprobował takiej postawy i systematycznie te środki ograniczał. Jednym z takich ograniczeń był paragraf piętnasty kodeksu postępowania militarnego, który mówił: „W czasie pokoju rycerzom Jedi przysługuje tylko pięć okrętów bojowych, zacumowanych w bazie położonej najbliżej Praxeum.”
Admirał Ackbar naruszył ten paragraf, posyłając Jedi, na prośbę niejakich Wieiah i Ewona Five-For-Two, najsilniejsze flotylle i najzdolniejszych dowódców, jakich miał. W
raporcie uzasadnił to następująco: „...atak na Stację Centerpoint został przeprowadzony przez doskonale zakonspirowaną i posiadającą rozległe wpływy agendę terrorystyczną, zagrażającą Nowej Republice. Jest to sytuacja wyjątkowa, dlatego należy podjąć wyjątkowe środki. Ponieważ rycerze Jedi zajmują się tą sprawą, postanowiłem połączyć siły dla zaoszczędzenia środków i czasu, którego mamy niewiele...”. Liczył na to, że wybuch Stacji Centerpoint będzie wystarczającym powodem do ogłoszenia przez Senat stanu mobilizacji wojsk, nie docenił jednak opieszałości biurokratów. Co ciekawsze, raport Ackbara trafił do senatorów znacznie szybciej, niż projekt głosowania nad wprowadzeniem stanu wojennego. Kalamariański admirał był pewien, że działała tu jakaś niewidzialna ręka.
Rodianin z Urzędu Kontroli (bo taką nazwę nosiło potocznie Biuro do Spraw
Wykroczeń w Armii Nowej Republiki) powiedział, że admirał ma natychmiast wycofać poddane mobilizacji jednostki i stawić się na dywaniku u Borska Fei’lyi. Nawet gdyby Ackbar chciał, nie mógłby odwołać „Tytana”, „Peregrine’a” i innych, bo aktualnie lecieli oni w nadprzestrzeni, więc wszelki kontakt był niemożliwy. Natomiast co do dywanika, to Kalamarianin właśnie oczekiwał w napięciu promu, który zabierze go na Coruscant.
- Mistrzu Luke!- w korytarzu Akademii Jedi rozległ się kobiecy głos, sięgając uszu idącego nim Skywalkera. Mistrz Jedi szedł właśnie do swojej komnaty, aby
pomedytować, jednak na dźwięk swojego imienia odwrócił się i zapytał spokojnym głosem: - Co się stało, Wieiah?-
Biegnąca za nim Zeltronianka przystanęła dopiero półtora metra przed nim i rzuciła: -
„Tytan” przybył, mistrzu. Wywołują nas.-
-
Chodźmy zatem się przywitać.- odparł Luke i zawrócił do centrum łączności. Wieiah poszła za nim. Szli w milczeniu, albowiem nie mieli nastroju do rozmowy. Wybuch Stacji Centerpoint wywołał zamieszanie wśród rycerzy Jedi, ale nie podłamał ich ducha tak, jak atak na Yavin IV. Właściwie to większość z nich, mając już i tak pełne ręce roboty, po prostu przyjęła ten fakt do wiadomości. Nie, żeby byli obojętni wobec tej tragedii, ale nie rozpaczali zbytnio, wiedząc, że to nic nie da. Nawet Rada Jedi, która objęła patronat nad śledztwem dotyczącym zamachu, podeszła do sprawy wyłącznie od strony analitycznej.
Dopiero, kiedy wyszło na jaw, że za zamachem może stać Witiyn Ter, wielu Jedi złapało prawdziwego doła. Wieiah i Skywalker także.
99
Bez
słowa przeszli przez próg pomieszczenia łączności, w którym siedział już Nint Warcha i studiował notes elektroniczny. Kiedy wyczuł zbliżającego się Skywalkera, podniósł jednak głowę i skinął nią w jego kierunku.
- Mam koordynaty Roon, mistrzu.- rzekł, zdradzając podekscytowanie– Strasznie ciężko było je zdobyć. Na Coruscant ich nie mieli, Karrde też ich nie znał, dzwoniłem nawet na Bastion i tam też nie było. Dopiero na Obroa-Skai, po godzinie sprawdzania, znaleźli. Nie dziwię się, że nikt tam nie lata.-
-
Dziękuję, Nint.- Luke uśmiechnął się lekko – Podobno generał Grant chciał ze mną rozmawiać.-
-
Właściwie to zbytnio nie nalegał.- odparł spokojnie Nint – Mam się z nim połączyć?-
- Tak. I prześlij mu te koordynaty. Lepiej, żeby już wytyczyli wektor skoku. Nie ma czasu do stracenia.-
- Jestem jeszcze do czegoś potrzebna?- zapytała Wieiah.
- Nie, dziękuję.- odparł Luke opanowanym głosem – Ale jeśli mogłabyś zawołać tu Marę, byłbym wdzięczny. Jest w hangarach.-
Wieiah