Pojêcia nie mia³em, ¿e nie mo¿na wyznaczaæ próby
o dziesi¹tej, bo g³os ludzki jest czymœ innym ni¿ fortepian, na którym mo¿na zagraæ nawet
o szóstej. Próby ze œpiewaczkami najlepiej wyznaczaæ od jedenastej, to dobra godzina dla g³osu.
W dodatku zaprosi³em Kiri Te Kanawê za wczeœnie. Orkiestra æwiczy³a, a ona siedzia³a, chyba
ze czterdzieœci minut. Nikt nic nie mówi³, ale czu³em, ¿e pope³ni³em straszne faux-pas.
Rzeczywiœcie, powinna przyjœæ dopiero wtedy, gdy orkiestra ju¿ przeæwiczy utwór i bêdzie
gotowa.
Nie muszê przypominaæ, ¿e Kiri Te Kanawa by³a i jest piêkn¹ kobiet¹ (zachwyca³ siê ni¹
ksi¹¿ê Karol), a wtedy jej uroda znajdowa³a siê w rozkwicie. Piêkna Mauretanka lubi³a siê k¹paæ,
co oczywiœcie wszyscy z chêci¹ obserwowali. By³a z dwojgiem dzieci i z mê¿em. „To m¹¿
s³ynnej Kanawy” szeptano za nim. Gdy s³ysza³em to zdanie, a zdarza³o siê to czêsto, cieszy³em
siê, ¿e nie jestem mê¿em jakiejœ równie s³ynnej diwy.
Na statku znaleŸli siê te¿ wspaniali trêbacze: Maurice Andre i Dizzy Gillespie. Pamiêtam jak
Andre, mo¿e najwiêkszy trêbacz, jaki ¿y³ kiedykolwiek, æwiczy³ od rana. Na jednym krzeœle
siedzia³, a wysoko, na oparciu drugiego, trzyma³ nogi niczym dyrektor
Kiri Te Kanawa zna³a sw¹ wartoœæ, by³a zdystansowana wobec wszystkich i nie³atwo dawa³o
siê wejœæ z ni¹ w kontakt.
S³ynny flecista James Galway przeciwieñstwo.
Po dwóch sekundach by³ z ka¿dym za pan brat, jakiejœ wielkiej korporacji. Patrzy³ na fale
i gra³ z tak¹ ³atwoœci¹! Wydobywa³ dŸwiêki, jakby go to w ogóle nic nie kosztowa³o. Albo jakby
jad³ œniadanie (a lubi³ bardzo dobrze zjeœæ).
Byron Jenings, fenomenalny pianista amerykañski (potem zacz¹³ mieæ k³opoty z rêkami) nie
bardzo móg³ siê na „Mermozie” przygotowaæ. Ten geniusz, który swobodnie porusza³ siê
w arcytrudnym koncercie Rachmaninowa, z ledwoœci¹ dogra³ do koñca ³atwy walc Chopina,
który wstawiono do programu. Myœla³, ¿e jakoœ to pójdzie, a czasem i ³atwy utwór potrafi
sprawiæ k³opot.
Podobnie by³o kiedyœ z wystêpem jednej z naszych znakomitych œpiewaczek
przebywaj¹cych za granic¹. Z racji odwiedzin Polski postanowi³a zaœpiewaæ pieœni Moniuszki.
Moniuszko ³atwe, ale trzeba umieæ. Tak wiêc w kolejnych pieœniach zapomina³a w po³owie, co
dalej. Dopiero ktoœ z sali, chyba jej przyjaciel, krzykn¹³: „Œpiewaj to, co umiesz”. I rzeczywiœcie,
gdy zaœpiewa³a arie, które dobrze zna³a, pokaza³a mistrzostwo. Dla mnie takie przypadki s¹
niezwyk³¹ nauk¹. Wykonujê tylko utwory, w których siê dobrze czujê.
Na „Mermozie” by³ te¿ Henryk Szeryng, z którym pierwszy raz spotka³em siê na
Warszawskiej Jesieni. Graliœmy wtedy z WOSPR II Koncert Szymanowskiego. On zawsze zna³
nie tylko swoj¹ partiê, ale i partie orkiestry, doœpiewywa³ je lub dogrywa³. Czêsto dajê go swoim
kolegom za przyk³ad, jak trzeba znaæ utwór. Przychodzi³o mu to ³atwo, bo mia³ fenomenaln¹
pamiêæ. Szeryng zna³ siedem jêzyków, by³ t³umaczem u genera³a Sikorskiego. Fenomen pamiêci,
nieomylnoœci i kontroli. Takiej kontroli nie widzia³em nigdy u nikogo. Zapamiêta³em te¿
zdarzenie z Filharmonii Warszawskiej.
Szeryng przyszed³ tam, nie by³o wieszaka, jakoœ nie mogli go bardzo d³ugo znaleŸæ, a on sta³.
Pomyœla³em: oryginalny cz³owiek.
Ja te¿ by³em oryginalny gdy kiedyœ w podobnej sytuacji w ministerstwie rzuci³em palto na
pod³ogê. Tyle ¿e ja robiê tak czêsto w domu. Na statku by³ te¿ fenomenalny technicznie skrzypek
Ruggiero Ricci. Jakoœ nie bardzo zosta³ uwzglêdniony w programie, wiêc któregoœ wieczoru
postanowi³ zagraæ sam. Mia³ smutne oczy. Mo¿e tak wygl¹da³y w za³amuj¹cych siê promieniach
cudownie zachodz¹cego s³oñca?
Na „Mermozie” nie wszyscy wydawali siê anio³ami, ale gdzie jest powiedziane, ¿e artysta
musi byæ anio³em? Gdy s³ucha³em muzyki Debussy’ego, myœla³em: anio³!
Mit prys³, gdy przeczyta³em o nim ksi¹¿kê i dowiedzia³em siê, jaki bezwzglêdny by³ wobec
¿ony. Gdy postrzeli³a siê na wieœæ, ¿e opuszcza j¹ dla pani Bardac, nie raczy³ nawet odwiedziæ jej
w szpitalu. Niektórych artystów by³oby lepiej nie poznawaæ, tacy okazuj¹ siê w bezpoœrednim