Lenin na przykład uważał, iż Rada jest brytyjskim sowietem, który po przejściowym okresie dwuwładzy - wspólnych rządów z gabinetem JKM - doprowadzi w Wielkiej Brytanii do Wielkiego Października. Jednakże organizator Rady Czynu, Ernest Bevin, nie żywił tak wzniosłych aspiracji. Nie był on leninistą ani komunistą, ani nawet marksistą. W jego Radzie znajdowała się tylko jedna osoba z pierwotnego Komitetu. Zależało mu wyłącznie na tym, by powstrzymać Lloyda George'a przed wciągnięciem kraju w niepotrzebną wojnę. Stropił się, gdy jego inicjatywa zmierzająca do ocalenia Moskwy przed kapitalistyczną nawałą zbiegła się w czasie ze szturmem Warszawy przez siły moskiewskie. Był zdumiony, kiedy podczas spotkania z premierem, do którego doszło rankiem 10 sierpnia, okazało się, że Lloyd George całkowicie podziela jego opinię. Półgodzinna rozmowa załatwiła sprawę raz na zawsze:
Premier: Czy to znaczy, że.., jeśli niepodległość Polski będzie naprawdę zagrożona, jeśli Polska zostanie naprawdę pokonana, a Rosja bolszewicka zrobi z Polską to, co jej carscy poprzednicy półtora wieku temu, to my nie możemy wysłać do Polski jednej pary butów, bo związki zastrajkują? To właśnie chciałbym wiedzieć.
Ernest Beyin: Nasza odpowiedź brzmi, że to przypuszczenie nie jest słuszne, że niepodległość Polski nie jest zagrożona... Zastanowimy się nad naszym stanowiskiem, kiedy taka sytuacja zaistnieje
Premier: Bardzo dobrze, to mi zupełnie wystarcza.
Ernest Bevin: Załóżmy jednak, że naród polski przyjmie konstytucję, która nie będzie odpowiadać mocarstwom sojuszniczym?
Premier: Nie obchodzi mnie ich konstytucja. Jeśli chcieliby tam mieć mika-da, to ich sprawa.
Ernest Bevin: Tyle tylko chcieliśmy wiedzieć74.
Bevin opuścił Downing Street kompletnie zdezorientowany. O jego Radzie Czynu więcej nie słyszano.
Lloyd George lepiej rozumiał działalność Rady niż jej członkowie. Wiedział, iż jej źródłem są bezpodstawne obawy. Jak przypomniał mu Hankey: „laburzystowska Rada Czynu jest nieprzyjemną inicjatywą, ale skoro obrała ten sam kurs co rząd [...] nikt nie potrafi lepiej od Ciebie obrócić tego faktu na naszą korzyść”75. Lloyd George wykorzystał ten fakt znakomicie. Prosto ze spotkania z Bevinem udał się do Izby Gmin na debatę w sprawie Polski. Tam gromił na prawo i lewo wszystkich, którzy kiedykolwiek wygłosili życzliwą uwagę na temat uczestników wojny polsko-bolszewickiej, i potępił ich w czambuł jako „maniaków, którzy chcą eskalacji konfliktu [...] fanatyków w każdym kraju, którzy tańczą przy akompaniamencie rozbijanych mebli”76 . Zasugerował, że nie istnieją stanowiska pośrednie między Churchillem i interwentami a Bevinem i Radą Czynu. „Lenin jest arystokratą - stwierdził ironicznie - a Trocki dziennikarzem. Mój wielce szanowny przyjaciel, minister wojny, jest zaś ucieleśnieniem obydwu”77. Był to typowy przykład jego strategii: wsadzając Churchilla i bolszewików do jednego worka, dyskredytował za jednym zamachem prawicę i lewicę. On sam pozostał panem w centrum placu boju jako niekwestionowany przywódca Izby. Parę dni później wygłosił w tej kwestii ostatnie słowo: „Partia socjalistyczna - powiedział, mając na myśli Bevina - jest nader użyteczna w roli straszaka na burżuazję, kiedy trzeba ją skłonić do umiarkowania”78.