Każdy jest innym i nikt sobą samym.

Poza tym po co mieliby to robić?
– Fydel. – Głos Jesleka był surowy i drugi mag cofnął się. – Powiedzmy, że to byłby statek albo... cokolwiek. Co byś z nim zrobił?
– Zostawiłbym w spokoju... ale oni nie potrafią budować takich statków.
Jeslek pokręcił głową.
– Czyżby otaczali mnie idioci? Nie potrafią... nie teraz; Ta zabawka świadczy o tym, że ktoś jednak potrafi. Chcesz, żeby to była Recluce?
– Ale to nie jest z Recluce. – Fydel skinął ku zabawce, którą przyniósł w skrzynce, aby uniknąć dotykania jej więcej, niż to było konieczne. – Jeden rzemieślnik to nie cały naród.
– Spójrz na to – warknął Jeslek. – Porządna stolarka albo jakiś inny rodzaj pracy w drewnie, wykute czarne żelazo i nasycenie niewielką ilością ładu. To oznacza kowala, stolarza albo zabawkarza i uzdrowiciela... albo kogoś, kto para się tym wszystkim naraz. Jeśli ten Dorrin jest... Nigdy czegoś takiego nie widziałem.
– Więc... robienie zabawek... co w tym niebezpiecznego?
– Nic. Dopóki pozostanie przy robieniu zabawek. I dopóki Recluce nie wpadnie na ten sam pomysł. – Jeslek ponownie przyjrzał się zabawce, obchodząc okrągły stół.
Brodaty mag cofnął się, a jego tunika otarła się o białą kamienną ścianę.
– Może jest z Recluce. Prawdopodobnie wygnali go za robienie takich rzeczy.
– Zawsze nie będą tacy głupi – odparował Jeslek.
– Ciągle jeszcze żyją legendami o Creslinie.
– Miejmy tylko nadzieję, że nadal będą nimi żyli. – Jeslek odwrócił się do drugiego maga. – Roześlij wiadomość do wszystkich strażników drogowych i inspekcji... i nikogo więcej... wiesz, o co mi chodzi. Jeśli znajdziesz coś o tym Dorrinie, chcę to wiedzieć. Rozumiesz?
Fydel skinął głową.
– Zatrzymam tę, na ciemność, przeklętą rzecz... na razie. – Jeslek spojrzał w stronę drzwi i drugi mag pochylił głowę.
– Dobrego dnia, Wysoki Magu.
Po wyjściu Fydela Jeslek zadumał się nad zabawką, myśląc o młodym kowalu, który ją wykuł. Czy wiedział o mocy, jaką posiadał? Najwyraźniej nie. Jak wszyscy czarni widział tylko część rzeczywistości.
Mag uśmiechnął się, słysząc ciche pukanie do drzwi.
– Wejdź, Anyu.
Rudowłosa czarodziejka wśliznęła się do Środka, zasuwając za sobą rygiel.
– Nie musisz ich zamykać. Kto by nam przeszkodził?
– Wolę odosobnienie. – Uśmiechnęła się z przesadną skromnością.
Jeslek zerknął w stronę okna i ciemności na zewnątrz rozświetlonej lekko bielą samego Fairhaven.
– Twoje działania przeciwko Spidlarowi nieoczekiwanie okazują się korzystne.
– Masz na myśli tę sprawę ze wzrastającą energią chaosu? Oczywiście. – Jeslek roześmiał się, ale śmiech nie znalazł odbicia w jego oczach.
– To skutkuje. Spidlar potrzebuje do przetrwania więcej ładu, a ty tworzysz w Gallos i Kyphros więcej chaosu.
– Być może. – Skinął na zabawkę na stole. – Co o tym myślisz?
Anya nie wyciągnęła ręki, żeby jej dotknąć.
– O czym?
– O tej zabawce. Śmiało. Podnieś ją.
– Czy to żart? – Rudowłosa czarodziejka roześmiała się niepewnie, ale nie dotknęła zabawki.
– Widzę, że Fydel już ci o tym powiedział.
– A jeśli tak?
– Och, Anyu. – Ze smutkiem pokręcił głową. – Musimy zmiażdżyć Spidlar, zanim ten zabawkarz zrobi coś wiekszego. A ty intrygujesz i martwisz się, kto mógłby zostać moim przyszłym następcą i jak wykorzystać swoje ciało, żeby go kontrolować.
– Jesteś niemożliwy.
– Nie. Jestem tylko realistą. Powolnym, ale nie zupełnie głupim.
– Nie zupełnie. – Anya usadowiła się na krześle obok butelki wina. – Czy masz coś przeciwko, żebym nalała wina?
– Ależ proszę.
– Nie wyglądasz na straszliwie zaniepokojonego.

Tematy