Każdy jest innym i nikt sobą samym.

W pierwszej chwili w
pustynnym Chreptiowie nikt o tym nie pomyla, ale przecie w Kamiecu
mieszkao kilku medykw, midzy nimi za jeden Grek, czek sawny,
bogaty, kamienic kilka majcy, a tak uczony, e niemal za
czarnoksinika powszechnie go uwaano. Bya tylko wtpliwo, czy -
bdc bogatym- chciaby jecha za jak bd cen w dalek pustyni, on,
ktrego nawet magnaci "acanem" tytuowali.
Pan Zagoba zaduma si przez ma chwil, po czym rzek:
- Suszna pomsta tego arcypsa nie minie; ja wam to przyrzekam, a
wolaby on pewnie, eby mu krl jegomo pomst poprzysig nili
Zagoba. Jeno nie wiadomo, czy yw jeszcze, bo go pani, wyrywajc mu
si z rk, gowni od pistoletu w sam rozum ugodzia. Teraz wszelako nie
czas o tym myle, bo naprzd trzeba pani ratowa.
- My by choby wasnym zdrowiem radzi! - odpar Lunia.
A tumy znw zamruczay na potwierdzenie sw wachmistrza.
- Suchaj, Lunia - rzek Zagoba. - W Kamiecu mieszka medyk
Rodopu. Pojedziesz do niego; powiesz mu, e pan genera podolski zaraz
pod miastem nog wykrci i ratunku czeka. A gdy w jeno za murem
bdzie, chwycisz go za eb, wsadzisz na ko albo do worka i
przywieziesz jednym pdem do Chreptiowa. Konie ka co par staja
porozstawia i bdziecie w skok jecha. Bacz tylko, by go ywego
dowiz, bo nic nam po umarym.
Pomruk zadowolenia da si sysze ze wszystkich stron, Lunia za
ruszy srogimi wsami i rzek:
- Ju ja jego dostan i nie uroni, a w Chreptiowie!
- Ruszaj !
- Prosz waszej mioci?
- Czego jeszcze?
- A jakby potem skapia?
- Niech skapieje, byle dojecha yw! Bierz szeciu ludzi i ruszaj!
Lunia skoczy. Inni radzi, e mog co dla pani uczyni, rzucili si konie
kulbaczy i w kilka pacierzy szeciu ludzi ruszyo do Kamieca, za nimi
za inni prowadzili lune konie, by je porozstawia po drodze. Pan
Zagoba, zadowolony ze siebie, wrci do wietlicy. Po chwili wyszed z
alkierza Woodyjowski, zmieniony, pprzytomny, obojtny na sowa
wspczucia i pociechy. Owiadczywszy panu Zagobie, e Basia pi
cigle, siad na awie i patrzy jak bdny we drzwi, za ktrymi leaa.
Zdawao si oficerom, e nasuchuje, wic wszyscy dech wstrzymywali, i
w izbie zapanowaa cisza zupena. Po upywie pewnego czasu Zagoba
zbliy si na palcach do maego rycerza.
- Michale - rzek- posaem po medyka do Kamieca, ale... ale moe by
jeszcze po kogo posa?...
Woodyjowski patrzy, zbiera myli i widocznie nie rozumia.
- Po ksidza - rzek Zagoba. - Ksidz Kamiski na rano mgby zdy?
Wwczas may rycerz zamkn oczy, odwrci poblad jak chusta twarz
do komina i pocz powtarza prdkim szeptem :
- O Jezu, Jezu, Jezu!
Wic pan Zagoba, nie pytajc wicej, wyszed i wyda rozporzdzenia.
Gdy wrci, Woodyjowskiego nie byo ju w wietlicy. Oficerowie
powiedzieli panu Zagobie, e chora pocza woa ma, nie wiadomo:
czy w gorczce, czy przytomnie. Stary szlachcic przekona si niebawem
naocznie, e byo to w gorczce. Policzki Basi kwity jasnymi
rumiecami; pozornie wydawaa si zdrow, ale oczy jej, jakkolwiek
byszczce, byy mtne, jak gdyby renice rozpuciy si w biaku; biedne
jej rce szukay czego przed sob jednostajnym ruchem na kodrze.
Woodyjowski lea u jej ng pywy. Od czasu do czasu chora
mruczaa co z cicha lub wymawiaa goniej niektre wyrazy, midzy
innymi za "Chreptiw" powtarza si najczciej. Widocznie chwilami
zdawao si jej, e jest jeszcze w podry. Pana Zagob szczeglniej
zaniepokoi w ruch rk na kodrze, bo w jego bezwiadomej
jednostajnoci widzia oznak zbliajcej si mierci. Czek by
dowiadczony i wielu ludzi umierao w jego oczach, lecz nigdy serce nie
krajao mu si takim alem, jak na widok tego kwiatka widncego tak
wczenie. Wic zrozumiawszy, e Bg jeden moe uratowa to gasnce
ycie, klkn przy ou i pocz modli si arliwie.
Tymczasem oddech Basi stawa si coraz ciszy, a stopniowo zmienia
si w rzenie. Woodyjowski zerwa si od jej ng. Zagoba wsta z
klczek; obaj nie rzekli do si ani sowa, tylko spojrzeli sobie w oczy, a w
spojrzeniu tym byo przeraenie. Zdawao si im, e ju kona. Ale trwao
to tylko chwil. Wkrtce oddech jej uspokoi si i nawet zwolnia.
Odtd byli cigle midzy obaw a nadziej. Noc wloka si leniwie.
Oficerowie nie poszli take na spoczynek, ale siedzieli w wietlicy, to
spogldajc na drzwi alkierza, to szepcc midzy sob, to drzemic.
Pacho wchodzi co pewien czas dorzuca drzewa na komin, a za kadym
poruszeniem klamk oni zrywali si z aw sdzc, e to wchodzi
Woodyjowski lub Zagoba i e usysz straszne sowa:
-Ju nie yje!
Tymczasem kury poczy pia, a ona tam jeszcze zmagaa si z gorczk.
Nad ranem zerwa si wicher okrutny z deszczem i hucza w belkach, wy
w dachu, chwilami chwia pomieniem w kominie, wyrzucajc na izb
kby dymu i skry. O pierwszym brzasku pan Motowido wyszed po
cichu, bo mia jecha na objazd. Na koniec wsta dzie blady, chmurny i
owieci twarze zmczone.
Na majdanie pocz si zwyky ruch, sycha byo wrd powistw
wichru tupot koski po stajennych dylach i cignienie urawi, i gosy
onierskie, lecz wkrtce ozwa si dzwonek: przyjecha ksidz Kamiski.
Gdy wszed, przybrany w bia kom, oficerowie poklkali. Zdao si
wszystkim, e nastaa uroczysta chwila, po ktrej niewtpliwie mier
musi nadej. Chora nie odzyskaa przytomnoci, wic ksidz nie mg

Tematy