. . I co wy na to, panie
132
Szołem Alejchem? Toż przecież jesteście Żydem, co to kotoryj robicie książki i udzielacie rad całemu światu, powiedzcie więc wy, co Tewje powinien był uczynić? Uścisnąć ją jak najbliższego człowieka, ucałować, przytulić i powiedzieć do
niej słowami, które mawiamy w Jom Kipur, podczas Kol Nidrej: „Przebaczyłem
według słów twoich” — czyli pójdź do mnie, albowiem jesteś mym dziecięciem?
Czy może odwrócić dyszel w przeciwną stronę, jak wtedy, i powiedzieć: łech łecho — czyli idź sobie z Bogiem z powrotem tam, skąd przyszłaś?. . . Niechaj wam się zdaje, dla przykładu, że jesteście na miejscu Tewji, i powiedzcie mi na duszę waszą, ale szczerze, jak prawdziwemu przyjacielowi: jak byście wy wtedy postą-
pili?. . . A jeśli nie możecie mi tego powiedzieć w tej chwili, daję wam czas do
namysłu. . . Na razie trzeba iść, wnuki oczekują mnie już, wypatrują dziadka. Mu-
sicie bowiem wiedzieć, że wnuki są jeszcze tysiąckroć droższe i bliższe od dzieci.
„Synowie i synowie synów” — bagatelka!
Bądźcie mi zdrowi i nie gniewajcie się, że wam tak długo głowę zawracałem.
Będziecie za to mieli o czym pisać. . . A jeśli Bóg pozwoli, to się jeszcze pewno zobaczymy. Wszystkiego najlepszego!
Napisane w 1914 roku.
Wachłakłakes
Spóźnione opowiadanie Tewji Mleczarza, opowiedziane przezeń jeszcze przed
wojn ˛
a, które jednak ze względu na nasz ˛
a tułaczkę i wygnanie, i zawracanie głowy
nie mogło dotychczas ujrzeć światła dziennego.
Pamiętacie jeszcze zapewne, panie Szołem Alejchem, jak to ja wam niedaw-
no objaśniłem znaczenie rozdziałów Tory Łech łecho z wszystkimi trzydziestoma dwoma komentarzami: nie zapomnieliście też pewno o tym, w jaki sposób Ezaw
rozliczył się przyzwoicie ze swym bratem Jakubem, sowicie wynagrodził go za
pierworodztwo, wygnawszy ze wsi z wszystkimi potrochami, z dziećmi, wnuka-mi i bebechami, obrócił wniwecz mój cały dobytek wraz z konikiem, o którym
do dnia dzisiejszego nie mogę bez łez wspomnieć, jak my to mówimy w Kinot w Tisze Beaw: „Nad tymi ja płaczę” — czyli zasłużył sobie na te łzy, które po nim
wylewam. . . No cóż? To wszystko mógłbym już wam odstąpić, albowiem jeśli
rozważymy tę sprawę z drugiej strony, to przecież wyjdzie nam znowu ta sama
historia: czy to ja właściwie jestem lepszy, godniejszy, jestem większym benia-
minkiem Pana Wszechświata niż inni nasi bracia, synowie Izraela, których Fońka
wypędza na zbity łeb ze świętych wiosek, wymiatając je, oczyszczając, wykorze-
niając z nich wszelki pęd, najmniejszy znak jakiegoś Żyda, jak my to mówimy: „I
wspomina, i wynajduje” — czyli żeby nawet śladu po nich nie pozostało? Czym
ja tu, pożal się Boże, tak bardzo poszczycić się mogę i czy mam prawo pieścić
się przed Stwórcą więcej niż wszyscy wygnani wiejscy Żydzi, którzy błąkają się
teraz wraz z żonami i dziećmi po wszystkich rozdrożach jak te ślepe owieczki,
nie wiedząc, gdzie noc przetrwać, nie mając gdzie głowy położyć, truchlejąc na
samą myśl o tym, że lada chwila może zabłysnąć w pobliżu guzik uriadnika czy
jakiejś innej cholery, jak my to mówimy w haftorze: Jiso Adonaj olecho goj? Tylko że co? — że Tewje nie jest nieukiem, jak inni wsiowi Żydzi, że jest w stanie
zrozumieć Chumasz i komentarz Rasziego też? No to co z tego? Chcielibyście, ażeby Ezaw to potrafił docenić jak należy i miał szacunek przed takim Żydem?
Czy może należy mi się za to jakieś specjalne uznanie? Chociaż prawdę mówiąc,
to nie ma się tu znowu czego wstydzić, a już wadą nie jest to z całą pewnością —
mam na myśli to, że jest się, chwalić Pana nad Panami, Żydem jak każdy przy-
zwoity Żyd, nie jest się ślepym, gdy trzeba czasem zajrzeć do księgi z drobnymi
134
literkami, jest się obznajomionym z cytatami i wie się, gdzie i co, i jak, tak jak piszą w Pereku: „I wiedz, co odpowiedzieć winieneś” — czyli błogo temu, który umie. . . Myślicie może, panie Szołem Alejchem, że mówię wam to o, tak sobie,
byle gadać? Czy że może zapragnąłem nagle pochwalić się przed wami swoimi
wielkimi umiejętnościami i uczonością? Nie miejcie mi tego za złe, ale tak mo-
że pomyśleć ktoś, kto nie zna Tewji. Tewje nie będzie plótł byle co, byle mleć
ozorem, a przechwalać się też nie lubi i nigdy nie lubił. Tewje lubi opowiedzieć
o czymś, co „na własne oczy widziałem” — czyli on sam przeżył i co jemu sa-