Lepiej było rozłożyć obozowisko, nawet jeżeli bardzo zwalniało się tempo naszej podróży. Zawsze też wystawialiśmy straże.
Mieliśmy szczęście i codziennie napotykaliśmy niewielkie pastwiska i bieżącą wodę. Jervon stwierdził, że chociaż nie było widać żadnej drogi, musieliśmy przypadkowo natrafić na dawno nie uczęszczany szlak.
Z zaciekawieniem patrzyłam na mego Gryfa mając nadzieję, że wskaże nam właściwy kierunek. Nie wiedziałam, czego oczekuję, w poszukiwaniach podtrzymywała mnie nadzieja. Kryształowa kula pozostawała jednak niezmienna.
Przed nami zygzakiem jechał Jervon nadal poszukujący drogi i zawsze powracał z negatywną odpowiedzią. Ponieważ nie mieliśmy innego celu, postanowiliśmy kierować się w stronę widocznych na zachodnim horyzoncie gór. W nocy wyglądały jak fioletowo - czarne pasmo, w dzień połyskiwały lekkim brązem. Były jedynym charakterystycznym rysem terenu.
Drugiego dnia Jervon przykłusował do nas szybko z kolejnego zwiadu. Z uwagi na upał staraliśmy się, aby konie szły stępa, a jego pośpiech wskazywał na kłopoty.
- Tam jest oaza z wodą i pozostałości niedawnego obozowiska - powiedział.
Niewielką mieliśmy szansę, aby napotkać ślady Kerovana, a jednak natychmiast skierowałam konia w tamtą stronę. Oaza rozpościerała się w wąskim przesmyku poniżej linii zalegających wokół piasków. Zieleń była ciemna i lekko przywiędnięta. Woda w strumieniu także nie wyglądała przyjemnie, ciemna i zamulona jak w zarośniętym stawie, o powolnym nurcie. Nasze konie chętnie się napiły, a Jervon wskazał na trawę, gdzie niedawno musiały paść się zwierzęta.
- Jest coś jeszcze - kazał nam podejść do pobliskich zarośli.
Pociągnęłam nosem pojmując jednocześnie swój błąd. W powietrzu unosił się słodkawo mdlący zapach śmierci! Ziemia była wzruszona, wąskie zagłębienie przykrywały kamienie.
- To nie mogło być zwierzę. - Elys przyjrzała się kamieniom. - Ale tutaj nie zmieści się dorosły człowiek.
Rzeczywiście miała rację. Tylko dziecko zmieściłoby się w takim grobie. Ale dziecko - Kerovan nie mógłby zabić dziecka!
Elys zamknęła oczy i zakołysała ciałem. Jervon natychmiast znalazł się u jej boku. Wzdrygnęła się, zanim ponownie spojrzała w naszym kierunku.
- Nie należy do naszej krwi. To coś... dziwnego... A może nie tak dziwnego w tej krainie. Czymkolwiek było, służyło Ciemnościom.
Odsunęła się bezwiednie. Ciemność - to oznaczało złe Moce i wszystkich, które im służyły. Czy Kerovan znowu został zaatakowany przez rodzące się w Odłogach Moce?
- Zostawcie! - ostro rozkazał Jervon. - Nie ma powodu, żeby obawiać się martwych, nie powinniśmy się tym zajmować. - Po raz pierwszy przemówił z tak ogromnym autorytetem.
Elys odwróciła się.
- Masz racjÄ™. A to coÅ› jest naprawdÄ™ martwe od wielu dni.
- W takim razie Kerovan - potknęłam się o jakiś kamień - nie mógł być odpowiedzialny za jego śmierć. - Chociaż mógł zakopać ciało. Wierzyłam w to tak mocno, jak tylko było to możliwe. Miałam nadzieję, że Ciemność nie zaatakowała go ponownie... sam... przeciwko Ciemnościom...
- To nie jest dobre miejsce - kontynuował Jervon.
Odsunęliśmy się jak najdalej od grobu, pozwalając nie przejawiającym żadnego niepokoju zwierzętom napić się i najeść do woli podczas najgorętszych południowych godzin. Gdy słońce zaczęło zachodzić, ruszyliśmy w dalszą drogę.
Kiedy wjechaliśmy na drugi brzeg dolinki, nastąpiło coś, na co oczekiwałam już od bardzo dawna. Gryf zalśnił nie tylko samym słonecznym blaskiem. Na mój krzyk obydwoje zatrzymali się, a ja zaczęłam kręcić się w siodle próbując ustalić, w którym kierunku błyszczał najintensywniej.
Elys i Jervon z ochotą pozwolili mi prowadzić. Popędziłam Bural w stronę wyrastających z piaszczystego gruntu wysokich skalnych bloków. Z jednej strony widać było walające się suche śmieci najwyraźniej wygrzebane z wnętrza kamiennego zagłębienia. Sproszkowane, rozpadające się drewno było wymieszane z resztkami dawno zwiędłej roślinności. W najwyższym punkcie tego kopca leżała naga czaszka, wydawało mi się, że dostrzegam także kawałki innych kości.
- Ktoś tutaj obozował - Jervon zsiadł z konia i popatrzył wśród skał. Końcem buta poruszył ciemne odpadki. - Kiedyś mogło to być gniazdo ustawione wewnątrz tamtej konstrukcji.
- Gniazdo czegoś wystarczająco dużego, żeby polował na taką zwierzynę? - Elys wskazała na czaszkę.
Jervon pochylił się, przyjrzał badawczo, ale nie dotknął kości.
- To chyba bardzo stare. Mieszkaniec tego gniazda także już dawno je opuścił - zawyrokował.