I że zima nadciÄ…ga. Widać to byÅ‚o zwÅ‚aszcza po sposobie, w jaki Formoza siÄ™ odziewaÅ‚a. CaÅ‚y jej strój, od jadowicie różowych ciżemek po fikuÅ›ny toczek, delikatna biaÅ‚a podwiczka, muÅ›linowy couvrechef, obcisÅ‚a suknia w kolorze jasnego indyga, wysadzany perÅ‚ami pasek, szkarÅ‚atny brokatowy surcote–wszystko to przystawaÅ‚o raczej dzierlatce.
Do tego, gdy przyszło jej spotykać się z mężczyznami, Formoza von Krossig instynktownie robiła się uwodzicielska. Efekt był przerażający.
–Gość w dom, Bóg w dom–Formoza von Krossig uÅ›miechnęła siÄ™ do Szarleja i Notkera Weyracha, demonstrujÄ…c mocno pożółkÅ‚e uzÄ™bienie.–Witam panów na moim zamku. Nareszcie jesteÅ›, Huonie. Bardzo, bardzo za tobÄ… tÄ™skniÅ‚am.
Z kilku zasłyszanych podczas podróży słów i zdań Reynevan zdołał poskładać jaki taki obraz sytuacji. Rzecz jasna, niezbyt precyzyjny. I niezbyt szczegółowy. Nie mógł, przykładowo, wiedzieć, że zamek Bodak Formoza von Pannewitz wniosła w wianie, wychodząc z miłości za Ottona von Krossig, podupadłego, acz dumnego potomka frankońskich ministeriałów. I że Buko, syn jej i Ottona, zwąc zamek swym patrimonium, znacznie mijał się z prawdą. Nazwa matrimonium byłaby właściwsza, choć przedwczesna. Po śmierci męża Formoza nie straciła substancji i dachu dzięki rodzinie, możnym na Śląsku Pannewitzom. I popierana przez Pannewitzów była faktyczną i dożywotnią panią zamku.
O tym, co FormozÄ™ Å‚Ä…czyÅ‚o z Huonem von Sagar, Reynevan również zasÅ‚yszaÅ‚ podczas podróży to i owo–wystarczajÄ…co wiele, by orientować siÄ™ w sytuacji. O wiele jednak, rzecz jasna, za maÅ‚o, by wiedzieć, że Å›cigany i szczuty przez magdeburskÄ… arcybiskupiÄ… InkwizycjÄ™ czarodziej zbiegÅ‚ na ÅšlÄ…sk, do krewnych–Sagarowie mieli pod Krosnem nadania jeszcze od BolesÅ‚awa Rogatki. Potem jakoÅ› tak wyszÅ‚o, że Huon poznaÅ‚ FormozÄ™, wdowÄ™ po Ottonie von Krossig, faktycznÄ… i dożywotniÄ… paniÄ… na zamku Bodak. Czarodziej wpadÅ‚ Formozie w oko. I na zamku odtÄ…d zamieszkiwaÅ‚.
–Bardzo tÄ™skniÅ‚am–powtórzyÅ‚a Formoza, wstajÄ…c na czubki różowych ciżemek i caÅ‚ujÄ…c czarodzieja w policzek.–Przebierz siÄ™, mój drogi. A panów zapraszam, zapraszam...
Na zajmujący środek halli wielki dębowy stół spoglądał znad komina herbowy dzik Krossigów, sąsiadujący na okopconej i obrosłej pajęczyną heraldycznej tarczy z czymś, co trudno było zidentyfikować. Ściany obwieszone były skórami i bronią, nic z tego nie wyglądało na nadające się do użytku. Jedną ze ścian zajmował tkany w Arras flamandzki gobelin, przedstawiający Abrahama, Izaaka i uwikłanego w krzakach barana.
Comitiua w poznaczonych odciskami zbroi aketonach rozsiadła się za stołem. Nastrój, z początku raczej ponury, poprawił nieco wjeżdżający na stół antałek. A popsuła go znowu wracająca z kuchni Formoza.
–Czy ja dobrze sÅ‚yszÄ™?–spytaÅ‚a groźnie, wskazujÄ…c NikolettÄ™.–Buko! PorwaÅ‚eÅ› córkÄ™ pana na Stolzu?
–MówiÅ‚em skurwemu synowi–zaburczaÅ‚ Buko do Weyracha–coby nic nie gadaÅ‚... Kuglarz pieprzony, gÄ™by zamkniÄ™tej ni pół pacierza nie utrzyma... Khmmm... WÅ‚aÅ›nie chciaÅ‚em wam, pani matko, rzec. I wyÅ‚ożyć wszystko. WyszÅ‚o owóż tak...
–Jak wam wyszÅ‚o, to ja wiem–przerwaÅ‚a Formoza, najwyraźniej dobrze poinformowana.–Ofermy wy! TydzieÅ„ zmarnowali, a Å‚up im ktoÅ› sprzed nosa... MÅ‚odziakom siÄ™ nie dziwiÄ™, ale że pan, panie von Weyrach... Mąż dojrzaÅ‚y, stateczny...
Uśmiechnęła się do Notkera, ten spuścił oczy i zaklął bezgłośnie. Buko chciał zakląć głośno, ale Formoza pogroziła mu palcem.
–I porwie–kontynuowaÅ‚a–na koniec taki gÅ‚upiec córkÄ™ Jana Bibersteina. Buko! CzyÅ› ty ze szczÄ™tem rozumu zbyÅ‚?
–DalibyÅ›cie, pani matko, wpierw jeść–rzekÅ‚ gniewnie raubritter.–Siedzim tu za stoÅ‚em jak na tryznie, gÅ‚odni, spragnieni, aż wstyd przed gośćmi. Od kiedy to u Krossigów takie obyczaje? Jeść dajcie, a o interesach potem pogadamy.
–JadÅ‚o siÄ™ szykuje, wnet podadzÄ…. I napitek już niosÄ…. Obyczajów mnie nie ucz. Wybaczcie, rycerze. A was, moÅ›ci panie, nie znam... Ani ciebie, wdaÅ‚y mÅ‚odzieÅ„cze...
–Ów Szarlejem każe siÄ™ zwać–przypomniaÅ‚ sobie o obowiÄ…zkach Buko.–A ten chÅ‚ystek to Reinmar von Hagenau.
–Ach. Potomek jaki sÅ‚awnego poety?
–Nie.
WróciÅ‚ Huon von Sagar, przeodziany w luźnÄ… houppe–lande z wielkim futrzanym koÅ‚nierzem. Z miejsca też okazaÅ‚o siÄ™, kto cieszy siÄ™ najwiÄ™kszym faworem pani zamku. Huon natychmiast dostaÅ‚ pieczonego kurczaka, faskÄ™ pierogów i puchar wina, a usÅ‚użyÅ‚a mu sama Formoza. Czarodziej bez skrÄ™powania zaczÄ…Å‚ jeść, wynioÅ›le lekceważąc wygÅ‚odniaÅ‚e spojrzenia reszty kompanii. Na szczęście, reszta też nie czekaÅ‚a dÅ‚ugo. Na stół, ku ogólnej radoÅ›ci, wjechaÅ‚a, poprzedzana falÄ… rozkosznego aromatu, micha wieprzowiny duszonej z rodzynkami. Za niÄ… wniesiono drugÄ…, kopiastÄ… od baraniny z szafranem, potem trzeciÄ…, peÅ‚nÄ… potrawki z różnej dziczyzny, za tym wszystkim podążyÅ‚y garnki z kaszÄ…. Nie mniejszÄ… radoÅ›ciÄ… powitano też kilka wniesionych stÄ…gwi, zawierajÄ…cych–co natychmiast stwierdzono–miód dwójniak i wino wÄ™gierskie.