Każdy jest innym i nikt sobą samym.

Mówił po angielsku wolno, ale starannie. Już na początku poinformował Rudolfa, że lata wojny spędził w Anglii. Miał młody głos. - Przede wszystkim sprawa pana żony. Mam tutaj jej paszport. - Otworzył szufladę, pochylił się nieco, wyciągnął paszport i popchnął go lekko po powierzchni biurka w kierunku Rudolfa. - Policja znalazła Danovica, tego człowieka, którego chcieli ponownie przesłuchać. Zapewniali mnie, że przesłuchanie to było... powiedzmy, energiczne. Niestety, człowiek ten Figuruje wprawdzie w kartotece policyjnej z powodu wcześniejszych aresztowań za inne przestępstwa, ale za każdym razem zwalniano go bez procesu. Poza tym jego alibi okazało się solidne. Przez cały dzień był w Lyonie, gdzie robił sobie zęby. Świadectwo dentysty jest niepodważalne.
- Co to znaczy?
Adwokat wzruszył ramionami.
- To znaczy, że jeśli policja nie będzie mogła udowodnić, że dentysta kłamie albo że Danovic miał wspólników, którym wskazał denata, którym polecił, czy z którymi współdziałał w popełnieniu morderstwa, nie będzie można go aresztować. Jak dotąd, nie ma dowodów, że wiedział o tym cokolwiek. Policja chciałaby oczywiście kontynuować przesłuchania, ale w obecnej sytuacji nie mają sposobu, żeby go zatrzymać... Chyba że... - zrobił pauzę.
- Chyba że?...
- Chyba że pana żona chce wnieść przeciwko niemu oskarżenie o usiłowanie gwałtu.
Rudolf jęknął. Wiedział, że nie da się skłonić Jean do zrobienia czegoś takiego.
- Moja żona chce tylko wrócić do domu - powiedział.
Adwokat skinął głową.
- Rozumiem to doskonale. I oczywiście nie ma świadków.
- Jedynym świadkiem był mój brat. A on nie żyje.
- W tym przypadku, wydaje mi się, najlepiej będzie, jeśli żona pańska jak najszybciej pojedzie do domu. Mogę sobie wyobrazić koszmar...
Nie, stary człowieku, nie możesz, nawet przez minutę, dumał Rudolf. Miał jednak na myśli bardziej siebie niż swoją żonę.
- W każdym razie sprawy o gwałt są najtrudniejsze - stwierdził stary człowiek... - Zwłaszcza we Francji.
- Nie są łatwe również w Ameryce - przyznał Rudolf.
- To przestępstwo, wobec którego prawo jest w niezbyt wygodnej sytuacji - uśmiechnął się adwokat. Był stary i przyzwyczajony do niesprawiedliwości.
- Żona już jutro odleci - powiedział Rudolf.
- A teraz - adwokat, gładko załatwiwszy jeden problem, pieszczotliwym gestem pogładził lśniącą powierzchnię biurka; jego biała ręka rzucała blade refleksy na drewnie - sprawa pańskiego bratanka. - Z ukosa spojrzał na Rudolfa bladymi oczami w żółtawych torbach pomarszczonej skóry. - Nie jest to chłopiec komunikatywny. W każdym razie nie wobec mnie. Ani też wobec policji, jeśli już jesteśmy przy tym temacie. W czasie przesłuchań odmawia wyjawienia motywów, które skłoniły go do zaatakowania mężczyzny w barze. Może panu coś powiedział? - I znów to ukośne, sprytne spojrzenie.
- Mnie nie. Trochę się domyślam; ale... - Rudolf wzruszył ramionami. - Oczywiście w sądzie nie będzie to miało żadnego znaczenia.