Każdy jest innym i nikt sobą samym.

— A na miejscu siostry byłbym już dawno na porodówce.
— Jak pan myśli, czy będzie mnie pamiętał, gdy dorośnie? - za­pytała tęsknym głosem i odpłynęła korytarzem.
— Módl się, żeby nie - odparł Crowley i zniknął.
Siostra Mary z dumą niosła Wielkiego Adwersarza, Pogrom­cę Królów, Anioła Bezdennej Otchłani, Księcia Ciemności, Ojca Kłamstwa, Szatański Pomiot i Bestię zwaną Smokiem przez szpi­talne korytarze, po czym położyła go w pierwszym wolnym wózku.
Zaczął gaworzyć. Połaskotała go delikatnie.
W uchylonych drzwiach pojawiła się głowa przełożonej i prze­mówiła:
— Co tu robisz, siostro Mary? Dzisiaj masz dyżur w sali numer 4.
— Pan Crowley powiedział...
— Zmykaj na miejsce, siostrzyczko. Nie widziałaś po drodze męża rodzącej? Nie ma go w poczekalni.
— Widziałam tylko pana Crowleya i powiedział mi, że...
— No pewno, że ci powiedział — odparła stanowczo siostra Gra­ce Złotousta. — Chyba najlepiej będzie, jak sama odszukam nie­grzecznego tatuśka. Wejdź tutaj i pilnuj jej. Jest trochę rozkojarzona, ale z dzieckiem wszystko w porządku. - Zrobiła znaczącą pauzę. - Dlaczego puszczasz do mnie oczka? Co to ma znaczyć? Jakiś tik?
— Przecież wiesz, matko przełożona - syknęła siostra Mary. -Niemowlęta. Zamiana...
— Ależ naturalnie. Wszystko w swoim czasie. Niech tylko ten tatuś sobie pójdzie. On nam raczej nie pomoże, a mógłby coś nie­chcący zobaczyć. Na razie siedź tu i pilnuj dziecka, złociutka.
To powiedziawszy, siostra Grace odpłynęła lśniącym koryta­rzem. Siostra Mary weszła do sali porodowej, popychając przed sobą wózek.
Pani Young była nie tylko rozkojarzona, ale spała w najlepsze jak ktoś, kto zrobił co do niego należało, a teraz uprzejmie zezwala pozostałym domownikom pilnować interesu. Zważone i wyką­pane Niemowlę A spało obok. Sprawująca opiekę siostra Mary zdjęła niemowlęciu identyfikator i zręcznie sporządziła duplikat, który natychmiast założyła niemowlęciu oddanemu jej pod opiekę.
Bobasy były bardzo podobne do siebie. Oba małe, pulchne, obsypane potówkami, o buziach Winstona Churchilla.
Siostra Mary pomyślała, że przydałaby się jej teraz filiżanka gorącej herbaty.
Większość zakonnic była satanistkami w starym stylu, tak jak ich ojcowie, dziadkowie i pradziadkowie. Wychowano ich na sata­nistów, ale gdyby przyjrzeć się im dokładnie, to wcale nie byli aż ta­cy źli. Ludzie przeważnie nie są źli. Po prostu czasem dają się po­rwać jakiejś idei. Wtedy przebierają się w mundury i strzelają do siebie. Albo zakładają białe habity, białe kaptury z wycięciem na oczy, zapalają krzyż i idą kogoś zlinczować. Bywa, że wkładają spra­ne dżinsy w kolorze indygo i katują innych heavymetalową kakofonią. Wystarczy podsunąć im nowe wyznanie w atrakcyjnej postaci, a pójdą jak w dym, oddadzą duszę nawet diabłu. Wychowanie w duchu satanizmu immanentnie łagodziło efekty powyższych zja­wisk, w wyniku czego satanista wiódł błogi i szczęśliwy żywot jak każdy przeciętny zjadacz frytek i smakosz herbaty serwowanej o siedemnastej. Należy ponadto jasno powiedzieć, że siostra Mary była pielęgniarką, a pielęgniarki, jak wiadomo, są przede wszyst­kim pielęgniarkami. W ich naturze leży noszenie zegarka do góry nogami, zachowanie kamiennego spokoju w krytycznych sytu­acjach i odwieczna tęsknota za filiżanką herbaty. Siostra Mary mia­ła nadzieję, że ktoś wreszcie ją zmieni. Solidnie wykonała bardzo ważną część planu i bardzo chciało jej się pić.
Tym, co być może pozwoli lepiej zrozumieć istotę poczynań ludzkości sensu largo niech będzie fakt, że wszystkie triumfy i kata­strofy tego świata ludzie powodują nie dlatego, że są z gruntu źli al­bo z gruntu dobrzy, lecz dlatego, że są z gruntu ludźmi.
Rozległo się pukanie do drzwi. Siostra Mary otworzyła i ujrza­ła Mr Younga, który zapytał:
— Czy już? Jestem ojcem. To znaczy, chciałem powiedzieć, mę­żem. Zresztą, wszystko jedno. I ojcem, i mężem.
Siostra Mary oczekiwała, że amerykański attache kulturalny bę­dzie wyglądał co najmniej jak Blake Carrington albo J. R. Ewing. Mr Young nie był ani trochę podobny do Amerykanów, których widzia­ła w telewizji (no, może z wyjątkiem tego szeryfa z twarzą dobrego wujaszka z kiepskiego kryminału[7]). Mąż i ojciec w jednej osobie roz­czarował ją. W dodatku pulower zupełnie nie pasował do krawata.
Przełknęła ślinę; rozczarowanie nie ustępowało.
— Tak, naturalnie. Proszę przyjąć moje gratulacje. Małżonka szanownego pana właśnie zasnęła.
Mr Young spojrzał przez ramię pielęgniarki.
— Bliźniaki? - Sięgnął do kieszeni po fajkę. Zatrzymał rękę w pół drogi i po chwili dokończył wymowny gest. - Bliźniaki? Nie było mowy o bliźniakach.
— Ależ skądże! — pospieszyła z wyjaśnieniem siostra Mary. — To jest pana potomek. Ten drugi jest... kogoś innego. Ja tylko trzymam dozór, dopóki nie wróci siostra Grace. To jest syn szanownego pana — dodała defensywnie, wskazując na Adwersarza, Pogromcę Królów, Anioła Bezdennej Otchłani, Bestię zwaną Smokiem, Księcia Tego Świata, Ojca Kłamstwa, Pomiot Szatana i Władcę Ciemności w jednej osobie. - Ten obok, tak. Z całą pewnością. Od stóp aż do rożków... których nie ma - zakończyła pospiesznie i trochę nerwowo.
Mr Young przenikliwie spojrzał w dół.
— No, tak. - W jego głosie zabrzmiały nutki wątpliwości. — Wi­dzę znaczne podobieństwo rysów do rodziny z mojej strony. Ro­zumiem, że wszystko... ma... hm, na swoim miejscu?
— Oczywiście. To normalne zdrowe niemowlę. Bardzo nor­malne.
Przez chwilę milczeli, wpatrując się w śpiącego noworodka.
— Łaskawy pan ma zupełnie normalną wymowę. Bez naleciałości i akcentu - stwierdziła siostra Mary. - Czy przebywa pan tu od dawna?