– Ale, proszę o wybaczenie, czy wrócimy na nasze ziemie?
– Jeśli uda mi się do tego doprowadzić – odparła Pedi. – To mój obowiązek.
– Wasza Świetlistość, zgadzam się, że to wasz obowiązek – powiedziała Slee tonem lekkiego żalu. – Ale z pewnością obowiązkiem benan jest iść za jej panem?
Pedi poczuła, jak jej śluz wysycha, kiedy przypomniała sobie wspaniały skok tego starca.
Zginęłaby, gdyby nie ten nieznajomy, który nie miał obowiązku jej pomagać.
– A niech to Krim – szepnęła. – Niech to Krim.
– Nie zdawałaś sobie z tego sprawy, Wasza Świetlistość? – spytała Slee. Pedi tylko na nią spojrzała, ale służkę aż zatkało. – A niech to Krim.
– Na Ogień, Dym i Popiół! – zaklęła Pedi. – Nie pomyślałam. Ojciec mnie zabije!
– Wasza Świetlistość – powiedział Pin – każdy może stać się benan. To się zdarza.
– Nie za to – warknęła Pedi, jeszcze bardziej plugawo przeklinając. – Za to, że zapomniałam.
* * *
Roger przyglądał się trójce uwolnionych jeńców i słuchał sporu o to, jak obsadzić zdobyte statki. Zazwyczaj na pokładzie takiego okrętu zdobywcy umieszczali niewielką załogę, której zadaniem było przede wszystkim dopilnowanie, by ocalali z oryginalnej załogi marynarze zaprowadzili statek do portu zwycięzców, a nie zajęli go dla siebie.
Ale Lemmarzy walczyli aż do końca. Powody tak zaciekłej obrony były dla Brązowych Barbarzyńców i ich sprzymierzeńców niejasne, dlatego odnosili się do niej dość pogardliwie.
Uważali, że Lemmarzy walczyli bezpardonowo i wściekle, ale niezbyt dobrze. W opinii Osobistego Basik nie byli bohaterskimi obrońcami, lecz samobójczymi idiotami.
Tak więc pozostałych przy życiu Lemmarów było zbyt mało, by mogli obsadzić ten statek; podobnie było na wszystkich pozostałych. Oznaczało to, że po planowanym odbiciu statków kupieckich większość obecnych i przyszłych zdobyczy flotylli dopłynie do celu z mocno okrojonymi załogami.
Przepytując uwolnionych więźniów, Roger to właśnie miał na uwadze. Zależnie od ich pochodzenia mogli nadawać się lub nie do służby na pokładzie. Wszyscy oni wyglądali jednak trochę... dziwnie.
Było jasne, że kobieta, którą uratował Cord (o ile w ogóle wymagała ratowania), dowodziła całą trójką. Było to niespotykane; w ciągu całej podróży ludzie napotkali tylko dwa miejsca, gdzie kobiety były traktowane jak coś więcej niż przedmioty. Nawet tam jednak nie mogły nikomu rozkazywać. A tutaj najwyraźniej miało to miejsce.
Do tego dochodziła kwestia jej wieku. Rogi miała raczej krótkie i bardzo jasne – takie gładkie miodowożółte rogi spotykało się tylko u bardzo młodych Mardukan – jednak u podstawy miały ciemniejsze obwódki, co wskazywało, że ich kolor i stan może być efektem jakiś zabiegów, a nie świadczyć o wieku. Druga kobieta, która jak dotąd najwięcej mówiła, również
miała nieco gładsze i jaśniejsze rogi. Roger zastanawiał się, czy barwa i gładkość rogów nie są symbolem pozycji społecznej. Jeśli tak, być może towarzysze wojowniczki słuchali jej, ponieważ jest ona członkiem wyższej kasty.
O czymkolwiek jednak rozmawiali, już skończyli, ponieważ przywódczyni – Pedi Karuse, jeśli Roger dobrze zapamiętał – ruszyła w stronę grupy dowodzenia bardzo zdecydowanym krokiem, prostując obie pary ramion.
– Idzie twoja dziewczyna, Cord – powiedział Roger.
– To nie jest moja „dziewczyna”. – D’Nal Cord spojrzał na księcia i wykonał wymowny czteroręki gest rezygnacji i obrzydzenia. – Nie zadaję się z dziećmi.
– Tylko je ratujesz, co? – zażartował Roger. – Poza tym ona chyba nie jest aż tak młoda.
– To był mój obowiązek – stwierdził wyniośle szaman. – I nie, nie jest „aż tak młoda”, jest po prostu za młoda.
– Więc nie widzę problemu – ciągnął swoje książę. – Chyba że jesteś po prostu wybredny.
Zakłopotanie szamana bawiło go. Po tylu miesiącach znoszenia towarzystwa Corda, który bez przerwy chodził za nim i przy każdej okazji rzucał przysłowiami i aforyzmami (nie wspominając o biciu księcia po głowie dla podkreślenie ważniejszych punktów homilii o obowiązkach władcy), dobrze było choć raz widzieć go wytrąconego z równowagi. Zwłaszcza że mimo głośno wyrażanej dezaprobaty dla młodej kobiety, widać było, że szamanowi ona wyraźnie się podoba.
Cord spojrzał na księcia wilkiem, więc postanowił dać mu już spokój. Odwrócił się do Mardukanki, która właśnie do nich podeszła.
– Pedi Karuse? W czym możemy ci pomóc?
Pedi nie wiedziała, jak zacząć, więc uciekła się do ceremonii.
– Muszę opowiedzieć wam o Ścieżce Honoru i Drodze Wojownika.
Roger rozpoznał sformułowane zdanie jako oficjalny tekst ceremonialny, a jego toots potwierdził, że słowa pochodzą z oddzielnego dialektu, prawdopodobnie archaicznego.
– Z przyjemnością porozmawiam z tobą o Drodze. Większość dróg wojownika uznaje jednak pierwszeństwo najważniejszych potrzeb, a my właśnie znajdujemy się w trudnej sytuacji. Czy ta rozmowa nie może zaczekać?