Każdy jest innym i nikt sobą samym.


Zerknąłem na zegarek — była dopiero za dwadzieścia czwarta. Tego dnia zadzwoniła wcześniej.
— Pat się kąpie.
— Nie przeszkadzaj mu. Zadzwonię jeszcze raz o zwykłej porze. Myślałam po prostu, że go złapię. Co u niego?
— W porządku — odparłem. — W porządku, w porządku. Jesteś tam jeszcze?
— Tak, jestem.
— Jak ci idzie?
Usłyszałem, że bierze głęboki oddech. Brała głęboki oddech po drugiej stronie świata.
— Jest o wiele trudniej, niż myślałam — stwierdziła. — Gospodarka ledwo zipie. Naprawdę. Moja firma polega na miejscowej sile roboczej, więc nie ma dużych gwarancji zatrudnienia dla gaijin, której japoński jest trochę bardziej zardzewiały, niż sądziła. Ale praca jest fajna. Ludzie są mili. Chodzi o całą resztę. Zwłaszcza o mieszkanie, które ma wielkość naszej kuchni. — Jeszcze raz westchnęła. — To nie jest dla mnie łatwe, Harry. Nie myśl, że przeżywam tutaj przygodę swojego życia.
— Więc kiedy wracasz do domu?
— Kto powiedział, że wracam do domu?
— Daj spokój, Gino. Przestań wmawiać sobie, że musisz się odnaleźć. Chodzi ci przede wszystkim o to, żeby mnie ukarać.
— Czasami zastanawiam się, czy przyjeżdżając tu, dobrze zrobiłam. Ale wystarczy, że powiesz kilka słów, a przekonuję się, że to było najlepsze wyjście.
— Więc zostajesz tam, prawda? W tym mieszkanku wielkości naszej kuchni?
— Wrócę. Ale tylko po to, żeby zabrać Pata. Żeby go tu przywieźć. Naprawdę chcę tutaj coś osiągnąć, Harry. Mam nadzieję, że to rozumiesz.
— Chyba żartujesz, Gino. Pat w Tokio? Nie potrafię go nawet zmusić, żeby zjadł fasolę na grzance. Wyobrażam sobie, jak wcina ryż ze szprotkami. I gdzie będzie mieszkać? W tym mieszkaniu wielkości naszej kuchni?
— Chryste, żałuję, że w ogóle wspomniałam o tym cholernym mieszkaniu. Nie mogę po prostu dłużej z tobą rozmawiać.
— Pat zostaje u mnie, dobrze?
— Na razie — odparła. — Co do tego się przecież zgodziliśmy.
— Nie oddam ci go, jeżeli to nie będzie dla niego najlepsze wyjście. Nie dla ciebie. Dla niego. To jest to, na co się zgodzę.
Cisza.
— O tym zadecydują prawnicy, Harry — odezwała się innym tonem.
— Możesz powiedzieć swojemu prawnikowi, że Pat zostaje u mnie. To ty odeszłaś. Powiedz mu to.
— A ty powiedz swojemu prawnikowi, że łajdaczyłeś się na lewo i prawo!
— Nie mogę... nie mam prawnika.
— Powinieneś jakiegoś wynająć, Harry. Jeśli choć przez chwilę przeszła ci przez głowę myśl, że możesz ukraść mi mojego syna, wynajmij bardzo dobrego adwokata. Ale ty nie mówiłeś serio. Oboje wiemy, że nie możesz stale opiekować się Patem. Nie potrafisz zadbać nawet o samego siebie. Chcesz mnie tylko zranić. Słuchaj: chcesz, żebyśmy pomówili o tym jak dorośli ludzie? Czy chcesz się kłócić?
— Chcę się kłócić.
W słuchawce rozległo się westchnienie.
— Czy Pat jest w domu?
— Nie. Wybrał się na obiad z kilkoma przyjaciółmi. Oczywiście, że jest w domu. Ma cztery lata. Gdzie twoim zdaniem ma być? Na randce z Naomi Campbell? Powiedziałem ci, że siedzi w wannie. Nie mówiłem ci tego?
— Mówiłeś. Czy mogę z nim porozmawiać?
— Jasne.
— Harry?
— Co?
— Wszystkiego najlepszego w dniu urodzin.
— To jutro — odparłem gniewnie. — Moje urodziny są jutro.
— Tu, gdzie mieszkam, jest już prawie jutro.
— Nie mieszkam w Japonii, Gino. Mieszkam tutaj.
— Tak czy owak życzę ci wszystkiego najlepszego. Na jutro.
— Dziękuję.
Wyjąłem Pata z wanny, wytarłem i owinąłem w ręcznik. W jego błękitnych oczach zobaczyłem błysk zaskoczenia, a potem coś, co mogło być radością albo ulgą. Gdy podałem mu słuchawkę, już się opanował.
— Halo? — szepnął.