Każdy jest innym i nikt sobą samym.

To, co leżało na tym stole i migotało w dłoniach siedzących wokół osób, wydało mu się halucynacją, na biżuterii bowiem znał się nieźle.
Pierwsza dostrzegła go rozpromieniona Wandzia, z domu Rojkówna.
- A oto gościa mamy, kto to taki? Miły chłopiec, panienki, przywitać się proszę, przedstawcie mi tego pana, czy to też rodzina? Proszę, proszę, szampana już nie ma, ale wino jest, niech tam który z chłopców przyniesie kieliszek, proszę bardzo, Feluniu, Meluniu, Sylciu...
Jak dla Sylwii, do pokoju mogło wejść stado nosorożców, ewentualnie żyraf, nie zwróciłaby na nie żadnej uwagi nawet gdyby głowami przebiły sufit. Klejnoty Wandzi zaprzątały ją bez reszty. Felicja i Melania jednakże spojrzały i zareagowały natychmiast, każda inaczej. W Felicji wybuchły uczucia mieszane, z jednej strony wcale sobie nie życzyła, żeby ktokolwiek oglądał ten majątek w precjozach, już i tak zbyt wielki tłum go widział, a drugiej błysnęła jej rozkoszna myśl, że teraz dopiero będzie można wytykać Melanii interesowność gacha, z trzeciej, zgodnie z przewidywaniami Dorotki, ujrzała okazję natychmiastowej rozrywki, najmłodsza siostra denerwowała ją ostatnio niewymownie i mogła się trochę zemścić. Melanii natomiast o mało szlag nie trafił, ten kretyn wszedł już rozebrany, bez płaszcza, w eleganckim garniturze, nie sposób wyrzucić go za drzwi i nie ma siły, musi go włączyć do towarzystwa. Felicja sobie nie pożałuje, dobrze, że chociaż Sylwia straciła przytomność...
Powitany wylewnie przez główną panią domu, Paweł Drążkiewicz ocknął się z zapatrzenia. Został przedstawiony jakiejś upiornie żywej staruszce i jakimś młodzieńcom, usadzony przy stole, zaopatrzony w rozmaite płyny. Z pewnym trudem i dopiero po bardzo długiej chwili mniej więcej zrozumiał, co się tu odbywa, trzy osoby bowiem mówiły do niego równocześnie. Największą uwagę starał się poświęcić wysykiwanym wprost do ucha informacjom Melanii, bo i zależało mu na niej, i mówiła z sensem, ale drugie ucho, obarczone nadmiernie, ogromnie mu przeszkadzało. W dodatku przed oczami mu lśniło i migotało coś w rodzaju skarbów Sezamu, poczuł się oszołomiony i nawet gdyby uparł się zrealizować pierwotne zamiary, nie dałby rady, ponieważ w ogóle zapomniał, po co przyszedł.
Herbata już dawno stała na stole, Marcinek wykańczał sernik, a Jacek otwierał kolejną butelkę wina, kiedy euforycznie rozszalała chrzestna babcia nagle sklęsła. Wiek zapewne przypomniał o sobie.
- No dobrze już, dobrze, pozbierajcie to, do woreczka poproszę. Sylciu, wrzuć tu ten pierścioneczek. Ja sobie pójdę spać, a wy się jeszcze bawcie, tylko hałasu nie róbcie wielkiego. Co tam jeszcze zostało? Naszyjnik nie, on dla Dorotki, tam coś jeszcze pod talerzykiem widzę, o, bardzo dobrze, to już wszystko. Sama pójdę, nie potrzebuję żadnego odprowadzania, termos niech mi tylko któraś z was przyniesie, z gorącą herbatą proszę, ale to za chwilę...
Przez całe dwie minuty w jadalni panowała błoga cisza. Potem wszyscy zaczęli mówić razem.
- No proszę, niektóre kobiety coś takiego mają przez całe życie... - to Sylwia.
- Nareszcie będzie można spokojnie porozmawiać... - to Felicja.
- A jakby się chciało wycenić, to oni biorą dziesięć procent, ale ja mam takiego kumpla... - to Marcinek.
- Chrzestna babcia naprawdę dała mi to na własność...?! - to Dorotka, z niedowierzaniem.
- Nie słuchaj gadania mojej siostry, ona się lubi wygłupiać... - to Melania.
- Na miejscu starszej pani wolałbym wszystko porozdawać ciepłą ręką, żeby nikt na moją śmierć nie czekał... - to Jacek.
- Skąd panie wzięły taką niezwykłą powinowatą...?! -to Paweł.
- Gdzie ty to chcesz nosić? Do dyskoteki, czy gdzie tam chodzicie? Pierwszy lepszy bandyta to z ciebie zerwie! - to znów Sylwia, tym razem konkretnie, do Dorotki. - Gdzie ty to schowasz? Pokaż mi to, chcę popatrzeć!
- Jak jej oczy z głowy wyjdą, trzeba będzie palcem z powrotem na miejsce wpychać - nie wytrzymała Melania.
- To nawet nie jest nasza powinowata - sprostowała Dorotka, podając Sylwii naszyjnik przez ręce Jacka. - To chrzestna matka mojej matki, czyli moja chrzestna babcia i tak każe do siebie mówić. Wróciła na zawsze ze Stanów Zjednoczonych i nie ma żadnej rodziny...
- Na litość boską, odchromol się od kumpla i nabierz wody do pyska - zgromił Marcinka Jacek. - To łakome rzeczy, a takie wiadomości łatwo się rozchodzą. Puknij się...
- No proszę, nie wali - zauważyła Felicja, kierując ucho ku sufitowi. - Miałam rację...
Melania otworzyła usta, żeby z oburzeniem zaprotestować, to ona miała rację, a nie Felicja, ale ugryzła się w język. Nie powinna w tej chwili narażać się siostrze. W dwie sekundy później pogratulowała sobie powściągliwości, ponieważ na górze wybuchł znajomy łomot.
- Cholera, w złą godzinę wymówiłam - mruknęła Felicja. - Hrabianka będzie uprzjema... Teraz, w tym naszyjniku, to już może infantka...?
- Wiem, tej herbaty w termosie - odmruknęła Dorotka i podniosła się z krzesła.