— Wiedziałam, że tam zmierzamy. Nie wiedziałam dokładnie jak. ’Zakath
w żaden sposób nie stoi temu na przeszkodzie, więc nie działaj mu na nerwy.
Ce’nedra z rezygnacją westchnęła.
— Cokolwiek każesz, lady Polgaro — powiedziała. Tego samego dnia wcze-
snym popołudniem pierwsze meldunki o działaniach króla Anhega na Morzu
Wschodnim dotarły do cesarza ’Zakatha. Ce’nedra, w obecności której dostarczono depesze, poczuła skrytą satysfakcję, gdy lodowaty mężczyzna okazał pierwszy drobny ślad irytacji, jaki w nim dojrzała.
— Czy jesteś tego pewien? — natarczywie zapytał trzęsącego się kuriera, uno-sząc w górę dokument.
— Ja jedynie przywiozłem depeszę, straszliwy panie. — Kurier drżał ze stra-
chu, kuląc się przed gniewem cesarza.
226
— Czy byłeś w Thull Zelik, kiedy przypłynęły statki?
— Przypłynął tylko jeden statek, straszliwy panie.
— Jeden z pięćdziesięciu?! — niedowierzającym tonem powiedział ’Za-
kath. — Nie byłoż innych, płynących być może wzdłuż wybrzeża?
— Marynarze powiedzieli, że nie, wasza cesarska mość.
— Jakimże barbarzyńcą jest Anheg z Chereku! — ’Zakath wykrzyknął do
Ce’nedry. — Każdy z tych statków przewoził dwustu żołnierzy!
— Wasza cesarska mość, król Anheg jest Algarem — chłodno odpowiedziała
Ce’nedra. — To nieprzewidywalni ludzie.
Z ogromnym wysiłkiem ’Zakath odzyskał zimną krew.
— Rozumiem — powiedział po chwilowym namyśle. — Planowaliście to od
samego początku, prawda, księżniczko? Ten cały atak na Thull Mardu był forte-lem.
— Niezupełnie, wasza cesarska mość. Zapewniono mnie, że miasto musi być
zneutralizowane, by umożliwić przepłyniecie flotylli.
— Ale dlaczego on zatapia moich żołnierzy? Nie żywię żadnych złych zamia-
rów wobec Alornów.
— Torak żywi, przynajmniej tak mi powiedziano, i to Torak będzie dowodził
połączonymi armiami Angaraku. Nie możemy zezwolić twoim wojskom wylą-
dować na tym kontynencie, wasza cesarska mość. Nie możemy dać Torakowi tej
przewagi.
— Torak pogrążony jest we śnie i zapewne jeszcze przez mnóstwo lat takim
pozostanie.
— Nasze informacje wskazują, że nie potrwa to tak długo. Sam Belgarath jest przekonany, że nastąpi to niebawem.
Jego oczy lekko się zwęziły.
— Zatem muszę was wszystkich przekazać Grolimom — powiedział. — Mia-
łem nadzieję poczekać, dopóki Polgara nie odzyska swej mocy, zanim narażę ją na trudy podróży, jednak jeśli to, co mówisz, jest prawdą, to nie ma chwili do stracenia. Księżniczko, uprzedź swoich przyjaciół, by się przygotowali. Jutro rano wyruszycie do Thull Zelik.
— Jak sobie wasza cesarska mość życzy — odparła Ce’nedra, a po kręgosłupie
przebiegły jej ciarki, gdy przyzwalająco pochyliła głowę.
— Jestem świeckim człowiekiem, księżniczko — powiedział na swoje uspra-
wiedliwienie. — Kiedy okoliczności tego wymagają, kłaniam się przed ołtarzem Toraka, ale nie udaję żadnej nadmiernej pobożności. Nie wmieszam się w religijną dysputę pomiędzy Belgarathem a Zedarem, a już z pewnością nie stanę pomiędzy Torakiem a Aldurem, kiedy dojdzie do ich wzajemnej konfrontacji. Usilnie zalecałbym ci pójść w moje ślady.
— To nie zależy ode mnie, wasza cesarska mość. Mój udział w tym przesa-
dzony został na długo przed moim narodzeniem.
227
Wyglądał na rozbawionego.
— Masz na myśli Proroctwo? Księżniczko, my, Angarakowie, również mamy
Proroctwo i nie przypuszczam, aby wasze było cokolwiek rzetelniejsze od naszego. Proroctwo to nic więcej niż chwyt duchowieństwa, by utrzymać naiwnych
w ryzach.
— Milordzie, czy ty w nic nie wierzysz?
— Wierzę w swoją własną władzę. Nic innego nie ma żadnego znaczenia.
Grolimowie, którzy etapami eskortowali ich poprzez wypalone letnim słoń-
cem równiny Mishrak ac Thull, na pomoc w kierunku Thull Zelik, zachowywali
się niezwykle przyzwoicie. Ce’nedra nie była w stanie dociec, czy ich zachowanie było rezultatem pouczeń otrzymanych od cesarza Mallorei, czy też lękiem przed Polgarą. Skończyły się już duszące upały, a powietrze przepełniał mdlący zapach zbliżającego się końca lata. Thullskie równiny usiane były wioskami, bez-
ładnymi skupiskami krytych słomą chat i gruntowych dróg. Markotni i wylęknieni wieśniacy obserwowali przejazd kapłanów Toraka przez miasteczka, a ich miny wyrażały obojętność i rezerwę.
Położona na zachód od Thull Zelik równina pokryta była czerwonymi namio-
tami wielkich etapowych miejsc odpoczynku wzniesionych dla malloreańskiej armii. Jednakże, jeśliby nie liczyć kilku stróżujących oddziałów, cały ogromny obóz świecił pustkami. Wojska wraz z ’Zakathem znajdowały się już w Mishrac ac
Thull w pobliżu Thull Mardu, a miarowy strumień nowo przybywających został
raptownie przerwany.
Samo Thull Zelik wyglądało tak jak każde inne portowe miasto na świecie;
pachniało słoną wodą, rybą, smołą i gnijącymi wodorostami. Wzniesione z szarego kamienia budynki były, podobnie jak sami Thullowie, niskie i przysadziste, a wszystkie brukowane kocimi łbami ulice opadały w kierunku portu, który leżał
w zakolu szerokiego ujścia rzeki, naprzeciwko dość podobnego portu, położonego na przeciwległym brzegu.
— Jak nazywa się tamto miasto? — Ce’nedra z zaciekawieniem zapytała jed-
nego z Grolimów, spoglądając ponad mętną wodą ku drugiemu brzegowi.
— Yar Marak — lakonicznie odpowiedział odziany w czarną szatę kapłan.