Niczym wąż, łub ogromna glista, wsunął się do jednej z dziurek w nosie potwora i zaczął w niej grzebać. Z obrzydliwym pluskiem wyrwał z niej w końcu galaretowatą kiść ropy i wsunął ją w usta. Jakby wyczuwając obecność Kosmicznych Wilków demon spojrzał na Ragnara.
– A tu jesteÅ›cie – powiedziaÅ‚ wesoÅ‚ym tonem. – Strasznie fajnie. Wiecie, martwiÅ‚em siÄ™, czy i kiedy wrócicie. MiÅ‚o, że siÄ™ zdecydowaliÅ›cie nas odwiedzić. Nie bÄ™dziemy musieli was daleko szukać.
Sven wystąpił o krok do przodu i powiedział:
– Ja ci zaraz dam. WezmÄ™ mój miecz i wsadzÄ™ ci go aż po samÄ… rÄ™kojeść w to tÅ‚uste i pryszczate...
– Chyba siÄ™ domyÅ›lam gdzie – przerwaÅ‚ mu Botchulaz ze Å›miechem w gÅ‚osie. – To smutne, dostrzegać takÄ… nienawiść u kogoÅ›, kto już wkrótce bezie jednym z najbardziej zaufanych sÅ‚ug. Ale co tam! CaÅ‚Ä… wieczność bÄ™dziemy mieli na takie urocze pogaduszki.
Coś w głosie demona sugerowało, że rozmowy jego i Svena nie będą wcale musiały być takie miłe i słodkie, jak wynikało z jego słów. Teraz dopiero Ragnar zdał sobie sprawę, co było źródłem wszechobecnego, brzęczącego dźwięku, od którego centralna komnata piramidy aż pulsowała. Wszędzie było pełno wielkich, tłustych, niebieskich i błyszczących much, które musiały się tutaj zlecieć z całego chyba miasta. Ciekawe dlaczego, przemknęło mu przez głowę pytanie. Być może poczuły nieodparty zew zgromadzonego tutaj brudu, albo w ich zwierzęcych umysłach tliła się iskierka wiary w Nurgla? Ragnar nie wiedział, ale tak naprawdę nie zawracał sobie zbytnio uwagi tym pytaniem. Po prostu nie dbał o nie. Jedyne, czego w tej chwili pragnął to rzucić się na wrogów z mieczem w dłoni, wyrżnąć ich do nogi, a potem ukarać demon% który manipulował od samego początku nim i jego towarzyszami. Botchulaz, który zdawał się nie dostrzegać ani wrogości Kosmicznych Wilków, ani tego, że jego wyznawcy sięgnęli po broń, roześmiał się tyle szyderczo, co rubasznie.
– Jestem pewien, że wkrótce dostrzeżecie bÅ‚Ä…d, kryjÄ…cy siÄ™ waszej wierze i szczerze pożaÅ‚ujecie waszych słów, jak i uczynków. Znacznie Å‚atwiej siÄ™ z wami dogadać, jeÅ›li chcecie współ...
Strzał z pistoletu zabrzmiał niczym ogłuszający huk gromu, odbijając się od ścian komnaty. W klatce piersiowej demona pojawiła się ogromna dziura, a za nią kilka następnych, kiedy pistolet sierżanta Hakona wypluwał z siebie kolejne pociski. Po raz kolejny Ragnar dał się ponieść złudnej nadziei, że Wielki Nieczysty zdechnie. Jednak rany zasklepiły się z obrzydliwym pluskiem równie szybko, co się pojawiły.
Botchulaz westchnął przeciągle i powiedział szczerze urażonym tonem.
– Nie byÅ‚o potrzeby tego robić.
Ton jego głosu był jasny i łatwy do zrozumienia. Wyznawcy Boga Zarazy rzucili się do przodu, dobywając mieczy, pistoletów i karabinów laserowych Kiedy fala schorowanych nosicieli plagi zbliżał się do nich, Ragnar obnażył kły, a z jego gardła wydobył się głuchy warkot. To będzie krótka, krwawa i brutalna walka. Taka, jak lubił.
– Zajmijcie ich! – dobiegÅ‚ go zza pleców cichy szept. – Odwracajcie uwagÄ™ demona tak dÅ‚ugo, jak tylko bÄ™dziecie w stanie. PotrzebujÄ™ czasu aby odtworzyć czar, który naÅ‚ożono na piramidÄ™. BÄ…dźcie gotowi wycofać siÄ™ na mojÄ… komendÄ™!
Ragnar doskonale wiedział, co planowała Inkwizytor. Jakaś część jego duszy sprzeciwiała się jej zamysłowi, ale zawsze wierny Imperatorowi i ludzkości duch Kosmicznego Marinę dyktował mu, że nie mają innego wyboru, a Karah Isaan wie o tym równie dobrze co on. Nie usłucha jego błagalnych słów, podobnie jak przekonywania nikogo innego. Smutek wypełnił jego serce. Co dziwne, nie miał on nic wspólnego z utratą kompana i towarzysza broni. To był rodzaj uczucia, które towarzyszyło mu, kiedy spoglądał na Annę, która odpływała na jednej z należących do Grimskullów lodzi. To była przeraźliwa tęsknota, zrodzona ze świadomości, że już nigdy nie ujrzy jej na własne oczy, nie dotknie skóry i nie muśnie swoimi ustami jej warg.