– Musisz teraz odpocząć. Sierżant Hakon chce abyś był nałogach tak szybko, jak to tylko możliwe. Twoi towarzysze naprawili twój ekwipunek i zbroję.
– Pewnie nie posiadali się z tego powodu ze szczęścia – mruknął z przekąsem.
– Też mi się tak wydaje. Sven kazał mi, żebym tobie przekazała, że jest kurna, Kosmicznym Marinę, a nie kowalem i następnym razem sam będziesz naprawiał swoje rzeczy, nie ważne co powiedział cholerny sierżant Hakon.
Ragnar roześmiał się pod nosem. Karah doskonale udawała styl mówienia i ton Svena. Bez wątpienia miała do tego talent.
– Nie sądzę, aby naprawdę był z tego powodu aż tak zły, jak usiłował wyglądać – powiedziała po chwili milczenia. – Ma dobre serce, choć starannie ukrywa je pod maską złych manier i szorstkiego obycia.
– Wiem o tym doskonale. Jak idzie wojna na Galt?
– Siły Imperium wkroczyły do sektora i niedługo dojdzie do inwazji na pełną skalę. Nim odlecieliśmy zdołaliśmy przechwycić dziwne sygnały, z których wynikało, że orki zaczęły walczyć pomiędzy sobą. Prawdopodobnie Gurg stracił część ze swojej władzy.
– Myślisz, że to dlatego, że upokorzyliśmy go przed jego wojownikami?
Dziwny wyraz twarzy na chwilę zagościł na obliczu Karah Isaan, ale potem odparła zamyślona:
– Być może. Wydaje mi się, że za tym kryje się coś więcej. Kiedy byliśmy na planecie, wyczuwałam coś dziwnego. Gurg był kimś więcej niż silnym wodzem. Na nim koncentrował się psychiczna energia orków i znaczył dla nich więcej, niż zwykły generał. Był kimś w rodzaju przywódcy religijnego, w bardzo dosłownym znaczeniu.
– Ale co z tego?
– Kiedy odebraliśmy mu amulet, zdaje mi się, że pomniejszyliśmy także jego moc i kontrolę nad innymi orkami.
Ragnar nie rozumiał tak do końca, co Karah Isaan ma na myśli. To była gadanina psionika o sprawach w których w ogóle się nie rozeznawał. W głowie mu się mieszało, choć w rozumowaniu Karah dostrzegał jedną poważną, lukę. Trzymał się jej kurczowo, bowiem ona przydawała ich misji, oraz zwycięstwu, heroizmu.
– Nawet jeśli to, co mówisz, to prawda, to nie można zapominać, że był ich wodzem na długo, nim zdobył amulet.
– Masz rację. – Pokiwała głową, twierdząco. – Jednakże być psionikiem, to mieć pewność siebie która pomaga dawać sobie radę z mocą, jaką cię obdarzono. Jeśli naruszyliśmy siłę jego charakteru, upokarzając go przed jego podwładnymi, odebraliśmy mu także część mocy. – Wzdrygnęła się rozważając w duchu sens własnych słów. – Sama już nie wiem. To czcze rozważania.
– Co nie zmienia faktu, że przysłużyliśmy się mieszkańcom Galt oraz Imperium i posunęliśmy się naszej misji do przodu.
– Tak, racja.
– W takim razie, rzeczywiście dzielnie się sprawiliśmy – powiedział, uśmiechając się blado. Karah odpowiedziała mu tym samym i już chciała coś powiedzieć, ale nagle zamilkła. Otarła ponownie jego czoło z potu, a potem wstała ze swego miejsca i wyszła z pomieszczenia. Ragnar słuchał jej kroków i syku rozsuwających się drzwi. Kiedy zapadła cisza spróbował wstać, ale nie był w stanie. Teraz dopiero zdał sobie sprawę, jak poważny musiał być jego stan, skoro tak osłabł. Jego ciało było przystosowane do znoszenia niezwykle ciężkich warunków, ale teraz nie mogło spełnić jego woli. Zaiste musiał się znaleźć na samej krawędzi życia i śmierci.
Mimo to nadal żył i ta myśl napawała go radością. Pomógł swoim towarzyszom i wspólnie osiągnęli sukces. To było naprawdę coś. Radość i pewność siebie wypełniły jego duszę, podczas gdy nieposłuszne myśli powróciły do dziewczyny. O co z nią chodziło? Zastanawiał się ze wszystkich sita, ale w końcu zmorzył go sen.
Kiedy się ponownie obudził, wyczuł w pokoju czyjąś obecność. Przebudzenie przyszło bardzo powoli, jak na Kosmicznego Wilka, który zawsze powinien być czujny i gotów do walki. Efekty odniesionych ran nadal były wyraźnie odczuwalne. Kiedy do jego nozdrzy dobiegł znajomy zapach, Ragnar rozluźnił się i otworzył oczy, spoglądając na twarz gościa.
– Bracie Tethysie – powiedział. – Jak się masz?