Każdy jest innym i nikt sobą samym.

– Wysyłający je twierdzą, że tak, ale mówili też wiele dziwnych rzeczy. Nadajemy nasze wiązki w kierunku Gigagwiazdy, ale nie mamy pojęcia, co je przechwytuje poza obrębem Układu Słonecznego. Może się tam znajdować jakiś ganimedejski przekaźnik, który przekształca nie znane naszej fizyce sygnały w fale elektromagnetyczne, ale wcale tak nie musi być.
– To przecież oczywiste – stwierdził Danchekker lekko protekcjonalnym tonem. – Kiedy Ganimedejczycy przenosili się do układu Gigagwiazdy, zostawili coś w rodzaju urządzenia monitorującego, które prawdopodobnie miało wykrywać oznaki obcej inteligentnej działalności i ich ostrzegać.
Hunt potrząsnął głową.
– Gdyby o to chodziło, urządzenie uaktywniłoby się ponad sto lat temu, kiedy wysłano pierwsze sygnały radiowe. Do tej pory już byśmy o nim wiedzieli.
Danchekker zastanawiał się przez chwilę, a potem wyszczerzył zęby.
– To tylko potwierdza mój pogląd. Urządzenie odpowiedziało dopiero na ganimedejskie kody. Nigdy przedtem nie wysyłaliśmy zaszyfrowanych po ganimedejsku wiadomości, nieprawdaż? I dlatego urządzenie musi być ganimedejskiego pochodzenia.
– A teraz przemawia po angielsku. Czy to znaczy, że skonstruował je Boeing?
– Języka nauczyli się prowadząc obserwacje.
– Może w taki sam sposób nauczyli się ganimedejskiego.
– Absurd.
Hunt rozłożył ręce w błagalnym geście.
– Na litość boską, Chris, pragnę tylko zachować bezstronność i nie zapominać, że możemy wpakować się w coś, czego się nie spodziewamy. Twierdzisz, że to muszą być Ganimedejczycy i prawdopodobnie masz rację. Ja natomiast biorą pod uwagę możliwość, że nimi nie są. Tylko o to mi chodziło.
– Sam powiedziałeś, że Ganimedejczycy nie bawią się w podchody i nie przekręcają faktów, profesorze – wtrąciła Lyn tonem, który miał załagodzić sytuację. – Ale kimkolwiek są tamci, mają zabawne sposoby nawiązywania stosunków międzyplanetarnych... Mają również dość dziwaczne poglądy na temat obecnej sytuacji na Ziemi. Wniosek z tego, że ktoś komuś nie mówi prawdy. Nie pasuje to do Ganimedejczyków, prawda?
Danchekker prychnął, ale poczuł się zmuszony do odpowiedzi. Wybawił go sygnał z terminala.
– Przepraszam – mruknął i sięgnął nad Huntem do klawisza. – Tak? – zapytał.
Telefonowała Ginny z siedziby Navcomms.
– Zdaje się, że jest u pana doktor Hunt. Mam dla niego pilną wiadomość. Gregg Caldwell kazał go odszukać i natychmiast zawiadomić.
Danchekker cofnął się o krok i Hunt przysunął się z fotelem do ekranu.
– Cześć, Ginny – odezwał się. – Co nowego?
– Przyszła do pana wiadomość z Jowisza Pięć. – Spojrzała w dół na kartkę poza ekranem. – To od szefa misji, Josepha B. Shannona. Brzmi ona: „Przeprowadzono testy laboratoryjne, tak jak chciałeś. Kompletny zestaw wyników prześlemy wkrótce. Powodzenia”. – Ginny podniosła wzrok. – Czy to właśnie chciał pan wiedzieć?
Twarz Hunta jaśniała triumfem.
– Dokładnie, Ginny! – zawołał. – Dzięki, stokrotne.
Ginny kiwnęła głową i przesłała uśmiech. Ekran ściemniał.
Hunt obrócił się z fotelem i zobaczył przed sobą dwie zaciekawione twarze.
– Chyba możemy zaprzestać kłótni – oznajmił. – Wygląda na to, że wszystko wyjaśni się niedługo.
 
Rozdział szósty