Jak dobrze wiadomo, od prawie tysiąca lat na Europie nie wylądował żaden statek, trwa jednak nieustanna obserwacja satelitarna... 

Każdy jest innym i nikt sobą samym.


Ganimedes, największy księżyc w Układzie Słonecznym (średnica 5260 kilometrów) też odmienił oblicze za sprawą Lucyfera. Średnie temperatury w rejonach równikowych podniosły się na tyle, by dać szansę ziemskim formom życia, chociaż atmosfera satelity nie nadaje się jeszcze do oddychania. Gros mieszkańców to naukowcy i ekipy pracujące nad terraformowaniem Ganimedesa. Największe osiedle: Anubis City (41000 osób) w pobliżu bieguna południowego.
Kallisto jest zupełnie odmienny. Całą jego powierzchnię pokrywają kratery meteorytowe, tak liczne, że nachodzą na siebie. “Bombardowanie" trwało zapewnię miliony lat, gdyż starsze kratery zostały zupełnie zatarte przez ślady nowszych uderzeń. Na Kallisto nie ma baz załogowych, znajduje się tam jedynie kilka stacji automatycznych.
17 - GANIMEDES
 
Frank Poole zaspał. Zdarzało mu się to nader rzadko, na dodatek obudziły go dopiero osobliwe sny, w których przeszłość mieszała się z teraźniejszością. Chwilami był na pokładzie Discovery, chwilami w Wieży Afrykańskiej, a niekiedy znów jako chłopiec trafiał między przyjaciół dawno już zapomnianych na jawie.
Gdzie jestem? Niczym pływak, dążący ku jasnej powierzchni wód, wracał z wolna do przytomności. Nad łóżkiem miał małe okienko z grubą, całkowicie chłonącą światło kotarą. Przypomniał sobie, jak to jeszcze w połowie dwudziestego stulecia samoloty latały na tyle wolno, że w pierwszej klasie oferowano pasażerom miejsca do spania. Poole nigdy nie skorzystał z takiego luksusu, chociaż nawet w jego dniach niektóre biura podróży reklamowały podobne atrakcje, ale czuł się, jakby właśnie nadrabiał zaległości.
Odsunął kotarę. Nie, nie było to błękitne niebo Ziemi, chociaż przesuwający się w dole krajobraz mógłby przypominać Antarktydę. Jednak nad biegunem południowym nigdy nie widziało się dwóch jednocześnie wschodzących słońc. Oba tkwiły przed dziobem Goliat ha.
Statek orbitował ledwie sto kilometrów nad czymś, co wyglądało na porządnie zaorane i lekko przysypane śniegiem pole. Jednak oracz musiałby być pijany, albo naprowadzanie nie spełniało należycie swych funkcji, gdyż bruzdy biegły we wszystkich możliwych kierunkach, czasem krzyżowały się lub zawracały, niszcząc własny ogon. Tu i ówdzie widniały zarysy wielkich kół - szczątki kraterów meteorytowych powstałych przed milionami lat.
A więc tak wygląda Ganimedes, pomyślał Poole. Najdalsza placówka rodzaju ludzkiego! Jakim cudem ktokolwiek w miarę normalny może chcieć tu mieszkać? To tak jak z Grenlandią czy Islandią. Ile razy zastanawiałem się nad tym samym, gdy przelatywałem nad nimi w zimowej porze...
Ktoś zapukał do drzwi.
- Mogę wejść? - Kapitan Chandler nawet nie poczekał na odpowiedź. - A już myśleliśmy, że prześpisz lądowanie. Impreza na koniec lotu przeciągnęła się nieco, ale nakazując koniec zabawy, ryzykowałbym bunt na pokładzie.
- To zdarzają się bunty w kosmosie? - zachichotał Frank.
- Czasami. A skoro o tym wspomniałeś, powiedziałbym, że poniekąd to HAL zainicjował niechlubną tradycję... Przepraszam, chyba chlapnąłem. Ale popatrz, o to Ganymede City!
Zza horyzontu wypełzła siatka ulic przecinających się niemal pod kątem prostym, wszelako nieco nieregularna, jak zwykle w przypadku osiedli powstających bez centralnego planowania. Przez środek szeroka płynęła rzeka. Całość przypominała Poole'owi rycinę przedstawiającą średniowieczny Londyn.
Frank nie pojmował, czemu Chandler przygląda mu się z niejakim rozbawieniem... aż iluzja prysła i “miasto" pokazało swe prawdziwe oblicze.
- Ganimedianie byli chyba gigantami, skoro budowali ulice szerokie na pięć kilometrów - stwierdził oschle.
- A czasem nawet na dwadzieścia. Robi wrażenie, prawda? To skutek erozji lodowej. Matka natura jest naprawdę genialna... Mógłbym pokazać ci miejsca jeszcze bardziej łudzące, chociaż już nie tak rozległe.
- W czasach mojego dzieciństwa wiele mówiono o tajemniczej twarzy na Marsie. Ostatecznie okazało się rzecz jasna, że burze piaskowe obrobiły tak jakieś wzgórze... Na ziemskich pustyniach jest sporo podobnych osobliwości.
- No proszę, jak historia lubi się powtarzać. O Ganymede City też powiadano, że zbudowali je obcy. Ale nawiedzonym wkrótce zabraknie tematu.
- Czemu? - zdumiał się Poole.
- Lucyfer z wolna topi wieczną zmarzlinę i miasto zapada się, tonie. Za sto lat nie poznasz Ganimeda... O, nieco z prawej widać skraj jeziora Gilgamesz. Tylko spójrz uważnie...
- A tak. Co tam się dzieje? Jakby woda się gotowała. Ciśnienie powietrza nie jest chyba aż tak niskie, żeby...
- To instalacje elekrolityczne. Zupełnie nie wiem, dokładnie ile milionów kilogramów tlenu odprowadzają dziennie do atmosfery, ale jest tego naprawdę wiele. Lżejszy wodór ulatnia się poza planetę. To znaczy, mamy nadzieję, że się ulatnia. - Chandler zamilkł na chwilę. - Piękna woda - powiedział już innym tonem. - Ganimed nie potrzebuje nawet połowy! Nie mów nikomu, ale pracuję nad sposobem podebrania odrobiny na potrzeby Wenus.
- To łatwiejsze niż ganianie za kometami?

Tematy