Każdy jest innym i nikt sobą samym.

Łucznik jeszcze nie wyruszył. Należało odmówić modlitwy, pocieszyć ludzi. Ortiz poszedł do jednego z francuskich lekarzy, by mu opatrzył twarz, a w tym czasie jego przyjaciel grzebał mu w papierach.
Miał przy tym poczucie winy, ale powiedział sobie, że po prostu szuka notatek, które sam przekazał oficerowi CIA. Łucznik wiedział, że Ortiz sporządza mnóstwo notatek i bardzo zajmują go mapy. Mapę, którą chciał zobaczyć, znalazł tam, gdzie się jej spodziewał. Przypiętych było do niej kilka szkiców. Odrysował je szybko i dokładnie, a następnie odłożył wszystko na miejsce.
* * *
— Ale z was prostaczki — roześmiała się Bea Taussig.
— Szkoda byłoby popsuć takie wrażenie — odparł Al, uśmiechem pokrywając niechęć do gościa. Nigdy nie rozumiał dlaczego Candi lubi tę… kimkolwiek, u diabła, jest. Gregory nie wiedział, dlaczego jej widok budził w nim jakieś niejasne obawy. Nie chodziło o to, że ona go nie lubi — to było mu zupełnie obojętne. Jego rodzina i narzeczona kochali go, a współpracownicy szanowali. To wystarczało. A że nie odpowiada czyjemuś wyobrażeniu o tym jak ma wyglądać oficer armii? Niech się odpieprzą! Ale z Beą to coś…
— Dobra, porozmawiajmy poważnie — powiedziała właśnie wesoło. — Pytają mnie ludzie z Waszyngtonu, kiedy…
— Ktoś powinien tym biurokratom powiedzieć, że czegoś takiego nie włącza się i nie wyłącza, ot, tak sobie — burknęła Candi.
— Góra sześć tygodni — rzucił z uśmiechem Al. — Może mniej.
— Kiedy? — zapytała Candi.
— Wkrótce. Nie mieliśmy jeszcze okazji zrobić próby w symulatorze, ale wygląda dobrze. To pomysł Boba. Dzięki niemu pakiet programowy uruchamia się lepiej niż wtedy, kiedy ja tego próbowałem. Nie musimy teraz używać tyle SI, ile planowałem.
— Ach, tak? — Użycie SI, sztucznej inteligencji, uważano za istotny czynnik w działaniu zwierciadeł i określaniu celu.
— Właśnie tak. Nasze poprzednie podejście grzeszyło nadmierną technicyzacją zagadnienia, słuchaliśmy rozumu zamiast instynktu. Nie możemy komputerowi mówić, jak ma wszystko wymyślać. Możemy zmniejszyć obciążenie komendami o dwadzieścia procent przez wstawienie do programu określonych opcji. Okazuje się, że to szybsze i łatwiejsze niż wtedy, gdy komputer musi podejmować większość decyzji spoza menu.
— A co z anomaliami? — zapytała Taussig.
— O to właśnie chodzi. Dotychczasowe posługiwanie się SI powodowało, że przebieg procesu był wolniejszy niż zakładaliśmy. Chcieliśmy SI tak uelastycznić, że w końcu miała kłopoty z wykonaniem czegokolwiek. Przewidywane działania lasera jest na tyle dobre, że decyzja o strzale zostałaby podjęta szybciej niż program SI zdecyduje o wycelowaniu — więc dlaczego nie strzelać? Jeżeli nawet coś nie będzie zgodne z założonym celem, i tak w to pukniemy.
— Wasze zwierciadła laserowe się zmieniły — zauważyła Bea.
— No, o tym nie mogę mówić.
Jeszcze jeden uśmieszek tej pokraki. Taussing z trudnością odwzajemniła uśmiech: „Wiem coś, czego ty nie wiesz!” — to mi chciałeś powiedzieć? Skóra jej cierpła na sam jego widok. Ale co gorsze, Candi patrzyła na niego tak, jakby był Paulem Newmanem, czy kim tam jeszcze. Ziemista cera, pryszcze, a jej to wszystko się podoba! Bea nie wiedziała, śmiać się czy płakać…
— Nawet my, ohydni biuraliści, musimy jakoś planować — powiedziała.
— Przykro mi, Bea. Znasz zasady ochrony tajemnicy.
— Ciekawe, jak w ogóle nam się udaje cokolwiek zrobić — potrząsnęła głową Candi. — Jeżeli tak dalej pójdzie, to ja i Al nie będziemy mogli ze sobą porozmawiać między… — tu uśmiechnęła się rozpustnie do swojego kochanka.
Al roześmiał się. — Głowa mnie boli.
— Bea, czy ty wierzysz temu facetowi? — zapytała Candi. Taussig odchyliła się w fotelu. — Nigdy mu nie wierzyłam.
— A kiedy dasz się zaprosić doktorowi Rabb? Wiesz, że już od pół roku wzdycha do ciebie.
— To niech sobie wzdycha, byle z daleka… Boże, na samą myśl robi mi się… — Spojrzenie na Candi wybornie maskowało jej uczucia. Zrozumiała, że informacje o programowaniu, które przedtem uzyskała, są już nieważne. Że też ten cholerny gnojek musiał je zmienić!
* * *
— Tu coś jest. Ale co? — Jones wcisnął klawisz mikrofonu. — Centrala, tu sonar. Mamy kontakt, namiar zero-dziewięć-osiem. Rejestrujemy go jako Sierra Cztery.
— Czy to na pewno kontakt? — zapytał młody podoficer.