Każdy jest innym i nikt sobą samym.

Stłumił wściekłość, jaka chwilami mgłą czerwoną ćmiła mu oczy, i widząc, że siłą nic nie wskóra, postanowił spróbować układów. Nie wierzył, by i przez nie osiągnąć mógł coś z takim jak Mieszko przeciwnikiem. Chodziło mu już jedynie o to, by się móc bez ujmy dla swej powagi ze sprawy wycofać.
Wysłał tedy do Mieszka poselstwo z żądaniem, by Mieszko na rozmowę się stawił. Mieszko wysłanników przyjął uprzejmie i odesłał obdarzonych, z poleceniem, by cesarzowi oznajmili, że jako już raz oświadczył, póki Bolko w zakład będzie trzymany, na żadne wezwanie cesarskie stawiać się nie będzie, nie mając pewności wolnego powrotu.
Cesarz przełknął zuchwałą odpowiedź, nic nie dając poznać po sobie, i wysłał ponownie grafa Geddona i kanclerza swego Willigiza, umocowanych do przeprowadzenia układów celem zakończenia wojny.
Willigiz był kapłanem wielce uczonym i cesarz ufał, że mądrością swą i wymową Mieszka do opamiętania przywiedzie. Posłowie zastali Mieszka posilającego się przy ognisku, w gronie starszyzny. Mieszko posłom cesarskim wszelki szacunek okazał, Geddonowi znajomość z Kwedlinburga przypomniał, wysłuchał cierpliwie i uważnie przemówienia Willigiza, który, powołując się na proroctwo Daniela i św. Hieronima oraz cytując dzieło św. Augustyna „O Państwie Bożym”, zażądał dla cesarza, jako pana świata, przez Boga ustanowionego, posłuchu, jakiego prawo ma żądać od wszystkich książąt ziemi, szczególnie zaś od tych, którzy przez chrzest do społeczności chrześcijańskiej przystąpili. Gdy zaś Mieszko nie przerywał, przeszedł do żądań określonych - wypuszczenia pobranych w niniejszej wyprawie jeńców, wycofania wojsk znad granicy i przyrzeczenia, że miecza więcej przeciw cesarzowi nie podniesie. W zamian za to przyrzekał łaskę cesarską, a nawet napomknął, choć niezbyt wyraźnie, o koronie, jaka chrześcijańskich książąt, którzy wiernie przy Kościele i cesarzu stoją, zdobić zwykła. Zadowolony z siebie skończył i czekał na Mieszkową odpowiedź, wnosząc z zamyślonego wyrazu twarzy księcia, że przedmowa jego zrobiła wrażenie i tusząc pomyślne załatwienie żądań.
Mieszko przez jakiś czas grzebał w ogniu patykiem, wreszcie ozwał się:
- Wiele rzeczy w pismach waszych stoi, a nie widzę, by się tego kto z was trzymał. Może by lepiej było, gdyby świat był taki, jak tam pisze, ale nie jest. Ot i teraz cesarz, że mieczem nie wskórał, słowem mnie pobić umyślił. Nie widzę ja, by panem był ziemi, skoro u własnych ludzi posłuchu doprosić się nie może. A tej ziemi, na której stoimy, ja jestem panem. Przekonałem już niejednego bez gadania i myślę, że i cesarza przekonam, iż mi z niej ustąpi, o co pokornie go proszę i spodziewam się, że mi cesarz nie odmówi, jako jest słuszne, albo miecz niech kończy, jak zaczął. Nie przeczę, że mi łaska cesarska i pokój z nim potrzebny, ale że i jemu potrzebny, tedy płacić nie mam za co. Przyrzec jeno mogę, że cesarskich ziem nie najadę, jeśli cesarz moje zostawi w spokoju. A jeńców nie wydam, bo mi ich głowy za głowę mego syna ręczą. Tymczasem nie będzie im tu gorzej niż wojakowi mojemu, Jaskotelowi, którego w wieży w Kwedlinburgu trzymacie, choć nie na wojnie z wami jeńcem był wzięty, lecz w cesarskiej służbie ranę odniósł i po słuszności nagrody mógł się spodziewać, a nie więzienia.
Ostatnie słowa wymówił Mieszko oschłym, podniesionym głosem i kij, którym grzebał w ognisku, cisnął w nie, a wstając dodał:
- Widzicie, że wyższość cesarza uznaję, jako chrześcijanin, i dlatego proszę, choć mógłbym żądać. A nie znajdzie prośba moja cesarskiego ucha, to może miecz mój znajdzie cesarską skórę. By zaś cesarzowi postanowienie ułatwić, tedy wiedzcie, że gdy wy tu czas tracicie na jałowe gadanie, moje wojska was obchodzą. Widzicie tedy, że z chrześcijańskiego miłosierdzia proszę, byście odeszli w spokoju, kraju mi nie pustosząc, za co ja w odwrocie nie przeszkadzać przyrzekam.
Graf Geddo, człek rozumny i gładki, pojął od razu, że Mieszko wie, iż ma przewagę, i na słowa się wziąć nie da. By przeto ocalić pozory, miast grozić, targować się lub przekonywać, oświadczył:
- Gniew wasz niesłuszny i groźby niepotrzebne i zapomnimy, żeśmy je słyszeli. Cesarz nie ma zamiaru kraju waszego zajmować i jak przyszedł, odejdzie. Imieniem jego przyjmuję przyrzeczenie, że kraje nasze ostawicie w spokoju, że przeto nie przeciw cesarzowi wojska wasze były zebrane i tak rozumiem, że nadal pozostajecie wiernym cesarza sprzymierzeńcem i w niepamięć puścimy godne pożałowania nieporozumienie. A gdy, jak widzę, Jaskotelowa sprawa jest gniewu waszego przyczyną, tedy wyjaśnić muszę, że nie przez cesarza jako jeniec, lecz przez biskupa jako więzień został pojmany za pomoc, jaką dał czarownicy, biskupim sądem skazanej. Myślę że miast gniewu wdzięczność nam sprawiedliwość wasza odda, gdy się dowiecie, że właśnie na cesarski rozkaz ulubiony wojak wasz nie był biskupowi pod sąd wydany. Aby was jednak i dla naszych brańców dobrze usposobić, cesarskim imieniem przyrzekam, że do pozostałych zakładników do klasztoru będzie odesłany.
- Rad jestem, że się rozumiemy, Geddonie - odparł Mieszko. - Łatwiej to, gdy znacie mnie już lepiej niż wówczas, gdy Hodonowi się zdało, że Geronowe czasy jeszcze nie minęły. Geddo skłonił się z uśmiechem udając, że nie rozumie drwiny, i żegnać się zaczęli. Mieszko, by osłodzić cesarzowi gorycz niepowodzenia, przesłał mu przez posłów dary bogate i ich samych obdarzył.
W trzy dni później cesarz stał u Nysy przyglądając się przeprawie swych wojsk. Gdy ruszyli, cesarz obejrzał się na niknący z oczu kraj, który przed paru dniami jeszcze za przyszłą zdobycz uważał, i do otaczających go dostojników odezwał się:
- Wolałbym, aby człowiek ten naprawdę naszym był sprzymierzeńcem.
Ale niełacno uśpić raz zbudzoną nieufność.
 
XVIII
Pokrzyżowane zamiary.