Każdy jest innym i nikt sobą samym.

Koncentracja ponad czterdziestotysięcznej masy wojska, tak niepokojąco widoczna dla samych powstańców, przez Niemców zdaje się nie jest dostrzegana. Przynajmniej nic nie wskazuje na zaniepokojenie pozostałych w mieście oddziałów okupacyjnych ani policji. Czyżby to tylko oczy wtajemniczonych dostrzegały owo ponad ostateczność przepełnienie tramwajów i czyżby tylko ich serca wyczuwały wśród mas ludzkich szybko przesuwających się chodnikami ulic jakieś nieuchwytne napięcie, wytwarzane przez zbiorowy nastrój uniesienia i niepokoju?
Do Piotra Pomiana, który kończy się pakować, wpada pan Bolesław.
- Idziecie już? Co to się stało, że pluton Tadzia Żoliborskiego nie dostał dotąd rozkazu o koncentracji?
- Nie wiem. Zdaje się, że dowództwo “Parasola” zostało zaalarmowane dopiero w południe. Coś musiało się stać z łącznością... A jakie wiadomości z frontu wschodniego?
Pan Bolesław marszczy twarz i trze w zakłopotaniu brodę.
- Byłem na dworcu, specjalnie wypytywałem o drogę na Radom. Dziś rano pociągi znów ruszyły tamtą trasą. Rozmawiałem z podróżnymi, którzy przyjechali pociągiem idącym przez Warkę.
- Co to znaczy? - pyta Piotr, marszcząc brwi i zaprzestając składać bieliznę do wielkiej, skórzanej teczki.
- Nie mam pojęcia. Kolejarze mówią, że Rosjanie byli w Warce dwa dni i cofnęli się stamtąd. Więc może tam było tylko jakieś rozpoznanie sowieckie?
Piotr jeszcze przez chwilę rozważa w bezruchu tę niepokojącą wiadomość, lecz wnet z podwójną energią zabiera się do teczki. Już najwyższy czas wyruszać.
 
Kiedy wjechał na swym rowerze w Aleje Jerozolimskie, stwierdził, że ruchu ewakuacyjnego ze wschodu na zachód prawie nie ma. Z rzadka tylko widać jadące w tym kierunku ciężarówki z ludźmi lub bagażami. I uprzytamnia sobie, że tej nocy ogień niemieckiej artylerii przeciwlotniczej był znów bardzo silny. Czy to ma jakiś związek z wiadomością pana Bolesława? - myśli Piotr. Naraz jakiś żandarmski motocykl z przyczepką skręca w jego stronę i niemal przypiera go do krawędzi chodnika. Piotr hamuje i opiera prawą stopę o krawężnik, usiłując nie zwracać uwagi na teczkę, w której prócz wyprawy osobistej są cztery pistolety. Czyżby aż tak bardzo chciał zeń zadrwić los?
Motocykl żandarmski stanął także.
- Der Weg nach Litzmannstadt? - pyta siedzący przy kierownicy żandarm.
Piotr oddycha głęboko i tłumaczy Niemcowi, jak ma jechać do Łodzi. Po czym - rusza dalej. Gdy Towarową wjechał w ulicę Wolską, trafił w nurt czołgów i dział szturmowych, posuwających się na wschód, ku mostowi Kierbedzia. Zatoczył łuk obok barczystego żandarma, regulującego ruch na środku jezdni, i skierował się w którąś przecznicę.
Dochodziła godzina szesnasta - Piotr mocniej nacisnął pedały. Nie wolno się spóźnić. W uliczkach, którymi jechał, ruch był niewielki, niektóre bramy były zamknięte lub przymknięte. W którejś z takich przymkniętych bram dostrzega młodego człowieka kryjącego się we wnęce i na jego ramieniu widzi... biało-czerwoną opaskę. Zwolnił nacisk na pedały i jak zahipnotyzowany wpatruje się w pasmo dwukolorowej opaski. Dopiero gdy poczuł, iż serce zaczyna bić gwałtownie, wparł palce nóg w pedały i wściekły na siebie pochylił się nisko nad kierownicą, aby idąca mu naprzeciwko kobieta nie dostrzegła jego twarzy.
 
Obydwa bataliony Grup Szturmowych koncentrują się na Woli. “Parasol” - w fabryce odzieży Waliców 11 i w Ewangelickich Domach dla Starców przy Karolkowej i Żytniej oraz w ich rejonie, “Zośka” - w fabryce aparatów radiowych “Telefunken” przy ulicy Karolkowej i Mireckiego.
Na dziedzińcu fabrycznym i w zabudowaniach - duży ruch. Koncentruje się tu nie tylko “Zośka”, lecz szersza formacja - Brygada Dywersyjna, “Broda”, której dowódcą jest kapitan Jan, bezpośredni przełożony “Zośki”. Spacerują teraz po dziedzińcu obydwaj - kapitan Jan i porucznik Jerzy, dowódca batalionu “Zośka”. Ubrani są w polskie mundury oficerskie, przechowane podczas całej okupacji. Obydwaj mają na piersiach krzyże harcerskie. Kapitan Jan po raz pierwszy przypiął tę niedawno otrzymaną odznakę; ma też Virtuti Militari. Obydwaj oficerowie chodzą spokojni wśród podnieconych ludzi, przydzielanej broni, wśród radosnego podniecenia rozmów. Opanowanie cechuje także ustawiony w głębi dziedzińca pluton. Spokój flegmatyka Jerzego jest naturalny, natomiast spokój kapitana Jana stanowi wyraźny dowód świadomego opanowywania ruchów, gestów, mimiki - jego niewielka postać promieniuje wprost żywością i energią. Nawet rudawe włosy pod furażerką swym niesfornym ułożeniem świadczą o temperamencie.