Jeśli macie kontakty w skarbowym, to taka mała wskazówka.
– Wspominała pani – wtrąciła Petra – że pan Bedard wynajmował mieszkania podejrzanym ludziom, którzy płacili gotówką. Komuś konkretnemu?
– Mniejszościom – odparła Iona Bedard. – I tym podobnym.
– Pani brat nie zadawał się z innymi lokatorami?
Bedard zdusiła drugiego papierosa i z przesadną ostrożnością postawiła szklankę na podłodze.
– Naprawdę nic pani nie rozumie, prawda?
– Czego nie rozumiem, proszę pani?
– Lester był chory. To nie znaczy, że był jednym z nich.
– Jak sobie radził, kiedy panna Bigelow się wyprowadziła?
– Niezbyt dobrze – przyznała Iona Bedard. – Myron nie chciał opłacać następnej pielęgniarki ani dalszego leczenia. Raz Lestera trzeba było zawieźć do szpitala okręgowego, który, z tego co wiem, jest brudną norą. Myron z rozkoszą powtarzał: „a nie mówiłem”. Nie zdradzę, jakimi określeniami nazywał Lestera.
– Lester miał również pewne problemy z prawem.
– Wszystko przez swoją chorobę. – Iona Bedard strzepnęła popiół w ogólnym kierunku popielniczki. Większość spadła na podłogę. – Niedługo po śmierci teścia moje małżeństwo w końcu doszło do punktu, który powinno osiągnąć wiele lat temu. Rozpadło się. Okoliczności zmusiły mnie do błagania Myrona, żeby pozwolił Lesterowi zostać na Cherokee, a ja źle znoszę błaganie. Po rozwodzie uparłam się i dostałam budynek, i to było wszystko. Lester nigdy nie pokonał swojego problemu, ale ostatnio sprawiał wrażenie, jakby potrzebował trochę mniej narkotyków.
„– Tak bywa z uzależnionymi, jeśli przeżyją dość długo – powiedziała Petra. – Skąd pochodziło finansowe wsparcie Lestera?
Iona Bedard stuknęła się w pierś. Machnęła lekceważąco ręką.
– Dość tego, moi drodzy, dość już za was zrobiłam. Musicie tylko znaleźć tego drania.
Nie drgnęliśmy.
– Proszę – rzuciła Bedard rozkazującym tonem.
– Czy mówi coś pani nazwisko Robert Fisk? – spytała Petra.
– Bobby Fisk chodził ze mną do klasy w gimnazjum w Atherton. Jest teraz chirurgiem w marynarce.
– A Rosie?
– Niciarka?
– Blaise De Paine?
Iona Bedard przyklepała fryzurę. Zaśmiała się.
– Powiedziałam coś śmiesznego, proszę pani? – spytała Petra.
– Młoda damo, to nawet nie jest prawdziwe nazwisko. Dość tego, bierzcie się do roboty.
21
W drodze na dół mieliśmy całą windę dla siebie. Petra powachlowała się i zaśmiała.
– Ci to dopiero kiepską spisali intercyzę.
– Gdyby voodoo działało – powiedział Milo – stary Myron smażyłby się w oleju.
– Nie wskazała nam żadnych dowodów, że miał cokolwiek wspólnego z Lesterem, ale powinniśmy jej uwierzyć na słowo i szukać go po Europie.
– Nienawiść to świetna motywacja.
– Jestem pewna, że on też ją uwielbia. Ja sama po piętnastu minutach jestem gotowa ją udusić. Ale co z tego? Przez dziesięć lat Lestera w ogóle nie było w jego życiu.
– W przeciwieństwie do tych wszystkich podejrzanych ludzi z „mniejszości” – dorzuciłem – którzy żyli tak samo jak on, ale byli zupełnie inni.
– To dopiero wyparcie – zauważyła Petra. – Co do jednego ma chyba rację. „De Paine” to ksywa.
W milczeniu przeszliśmy przez westybul. Milo i ja zaparkowaliśmy na parkingu hotelowym, ale Petra zostawiła swoją acurę przy Walden Drive, po drugiej stronie Wilshire, więc ją odprowadziliśmy.
Otworzyła samochód i rzuciła torebkę na fotel pasażera.
– Jakieś wnioski na pożegnanie, panowie?
– Gdyby ktoś mnie pytał o zdanie, ja bym nie kombinował – powiedział Milo.
– Skupić się na Fisku, wszystko inne to detal. Co do waszej panny Bigelow, nie widzę tu żadnego powalającego związku. Nawet jeśli podsuwała Jordanowi szpitalne prochy, to prehistoria.
– Na to wygląda – zgodził się Milo.
– Masz wątpliwości?
– Jedno mi tutaj śmierdzi, rozmawiamy z Jordanem o Patty, a zaraz potem on nie żyje.
– Jedyne możliwe powiązanie to takie, że napomknął komuś o jakiejś tajemnicy, tak wielkiej i strasznej, że trzeba go było uciszyć. Na przykład jakiej?
Żaden z nas nie miał odpowiedzi.
– Tak czy inaczej – podsumowała Petra – kluczem jest znalezienie Fiska.
– Tańczący płatny zabójca – zadrwił Milo. – To dopiero pomysł na serial.
– Jordan grał kiedyś na dęciakach – dorzuciłem. – Cały czas wracamy do muzyki.
– Jordan nie grał od lat – przypomniała Petra. – Jedynym muzycznym ogniwem są tu prochy.
– Albo niechęć do prochów. Czyli Jordan sprzedający towar niewłaściwej osobie.
– Kim jest niewłaściwa osoba?
– Na przykład dzieciakiem tuza branży muzycznej.