Ile¿ nadto ¯ydów,
ile wreszcie niesta³ej w³ócz¹cej siê ludnoœci miast tamtoczesnych powiêksza³o t³um miejski!
Widzia³eœ w nim wszystkie narodowoœci i stany: gêst¹ szlachtê krajow¹ i kupców zagranicznych,
„bogatych” kupców miejscowych i „ubog¹” braciê rzemios³a; widzia³eœ ludzi œwieckich
i nadmiar osób duchownych.
Owszem, tych ostatnich by³o w Krakowie stosunkowo najwiêcej. Niezwyczajna ich mnogoœæ
wydawa³a siê podró¿nikom zagranicznym od najwczeœniejszych a¿ do póŸniejszych czasów
charakterystyczn¹ cech¹ Krakowa. Zacz¹wszy od wêdrownego kupca Araba w XII wieku
a¿ do podró¿nego ¿ywociarza œw. Jana
Kapistrana w XV s³ynie Kraków u wszystkich dziwn¹ mnogoœci¹ swoich uczonych i ucz¹cych
siê, a wiadomo, i¿ w œrednich wiekach mnogoœæ uczonych by³a to mnogoœæ duchownych.
Za czasów Jadwigi zbytnia obfitoœæ ksiê¿y i id¹ce za tym ow³adniêcie przez nich nazbyt
wielu obowi¹zków spo³ecznych, jak mianowicie opiekuñstwa nad ma³oletnimi, zagrozi³y
miastu niema³¹ szkod¹. Przy wszystkich ucztach miejskich, ograniczanych ustawami co do
iloœci spó³biesiadników, osoby duchowne nale¿a³y do liczby goœci, których nie godzi³o siê
liczyæ. Dla tej to mnogoœci ksiê¿y, przechodz¹cej bez w¹tpienia stosunkow¹ mnogoœæ koœcio³ów,
nazywano Kraków od dawna „drugim Rzymem”.
Chc¹c zaœ obaczyæ, jak siê mia³y do siebie cyfry ró¿nostano-wej ludnoœci w Krakowie,
mo¿na uwzglêdniæ obliczenie z czasów póŸniejszych, niewiele zapewne odbiegaj¹ce od istoty
rzeczy za dni Jadwigi. Otó¿ bywa³o póŸniej w Krakowie po 1344 kamienic i dworków mieszczañskich,
648 duchownych, 146 szlacheckich. Obecnie stosunkowa iloœæ tych ostatnich musia³a
byæ nieco wiêksz¹. Prawie wszyscy bowiem tegoczeœni panowie mo¿ni, jak np. m³ody
nasz wojewoda krakowski Spytko z Melsztyna, syn starego kasztelana krakowskiego Krzes³aw
kasztelan sandecki, Jaœko z Têczyna, podskarbi Dymitr z Goraja, Jaœko.
Kmita, okazuj¹ siê w dokumentach w³aœcicielami domów w Krakowie.
Tak znaczne spó³istnienie przeciwnego mieszczañstwu ¿ywio³u: pobudza³o w³aœciwych
mieszczan, zawsze kilkakrotnie liczniejszych od mieszkañca duchownego i szlacheckiego, do
zawziêtej z nim walki. Postradawszy nadziejê niezawis³oœci zewnêtrznej od pozamiejskiej
w³adzy królewskiej chcia³o mieszczañstwo przynajmniej wewn¹trz swych murów utrzymaæ
przewagê swego teutoñsko-miejskiego prawa, jêzyka, obyczaju. St¹d od lat kilkudziesiêciu
bi³a wszelka jego usilnoœæ w to, aby zakupieniem posiad³oœci szlacheckich w mieœcie uwolniæ
siê od spó³obywatelstwa tak ró¿norodnych s¹siadów. Obowi¹zywali siê mieszczanie solennymi
pomiêdzy sob¹ przyrzeczeniami nie sprzedawaæ ¿adnych placów lub domów miejskich
szlachcie krajowej. W potwierdzeniach starodawnych przywilejów miejskich warowa³o sobie
miasto wyraŸnie, i¿by zamek krakowski, to ziemsko-szlacheckie czo³o Krakowa, nie móg³
nigdy po³¹czony byæ murem z w³aœciwym miastem teutoñskim, lecz „i¿by zawsze zamek dla
siebie, a miasto pozosta³o dla siebie”.
Przemyœliwano te¿ gor¹co, jak by prêdzej czy póŸniej otrz¹œæ siê spod wp³ywu duchownego,
zabraniaj¹c ksiê¿om przyjmowaæ opiekê nad ma³oletnimi sierotami miejskimi, a bliski w
istocie czas spe³ni³ ¿yczenie mieszczan w tym wzglêdzie. D¹¿¹c zaœ do wyzwolenia siê od
niebezpiecznego wspó³obywatelstwa duchownej i œwieckiej szlachty stara³o siê miasto przeciwnie
rozrzerzyæ jak najdalej granicê swego prawa i zwierzchnictwa miejskiego przez zakupywanie
coraz dalszych gruntów i posiad³oœci wko³o Krakowa. Dawniej wolno by³o Krakowianom,
podobnie jak innym miastom teutoñskim za granic¹, rozprzestrzeniaæ w ten sposób
jurysdykcj¹ swojego miasta na obrêb jednej mili. Przed kilku laty za przychylnego miastom
ojca Jadwigi uzyska³o mieszczañstwo krakowskie w r. 1378 wolnoœæ zagarniêcia z czasem
dwumilowej przestrzeni w granicê miasta i zakupi³o wtedy na w³asnoœæ górê Lasoty, czyli
Œw. Benedykta, dziœ Krzemionki. Dobijano siê tego wszystkiego tym uporczywiej, ile ¿e ta
sama m³odzieñcza krzepkoœæ, skrzêtnoœæ i przedsiêbiorczoœæ, jak¹œmy widzieli ju¿ w ¿yciu
szlachty ówczesnej, jeszcze nieskoñczenie silniej o¿ywia³a mrówi¹ rojnoœæ ówczesnej ludnoœci
miejskiej.
Jaki¿ to ruch, jaki poœpiech w ¿yciu tych mieszczan! Chciano by najstarszym, na j zamo¿niejszym
dorównaæ miastom. Znana przypowieœæ: „Nie od razu Kraków zbudowano”, mia³a
w³aœnie hamowaæ zbyt niecierpliw¹ ¿¹dzê nag³ego wzrostu. Toæ ca³y prawie Kraków obecny
z wszystkimi swoimi gmachami i przedmieœciami urós³ w dziwnie krótkim przeci¹gu czasu.
By³o w nim ju¿ prawie wszystko jak póŸniej, lecz wszystko by³o nowe. Zamek krakowski
œwieci³ niedawnymi murami i ozdoby Kazimierza Wielkiego. Katedra zamkowa zosta³a dopiero
przed dwudziest¹ kilku laty skoñczona. Koœció³ Panny Marii jest w ci¹g³ej jeszcze budowie.
To¿ samo dzieje siê z koœcio³ami Œw. Katarzyny, Bo¿ego Cia³a. Sukiennice dopiero
Kazimierz Wielki wystawi³. On te¿ pozak³ada³ przedmieœcia Kazimierz, Kleparz,
Garbary. Od niego dopiero wzi¹³ pocz¹tek Zwierzyniec. A pomiêdzy tymi nowymi murami,
nowymi ogrodami nawet Wis³a nowym p³ynie korytem.
Przy takim poœpiechu niepodobna by³o obejœæ siê gdzieniegdzie bez partactwa. Jako¿ ³udzi³by
siê ka¿dy mniemaj¹c, ¿e owe czasy zawsze „na wiecznoœæ budowa³y”. Ile¿ to gmachów,
zaledwie wybudowanych, porysowa³o siê jak po najlichszej fabryce i runê³o! Wszak to
w samym koœciele Panny Marii, tej naczelnej ozdobie miasta, w³aœnie pod obecn¹ porê Jadwigi
tak niedbale oko³o sklepieñ pracuj¹, ¿e po latach niewielu g³ówne sklepienie zapadnie
siê nad g³owami. Gdy zaœ jedni lada jako murowali z poœpiechu, inni w chêci spieszniej szego
zbogacenia siê folgowali sumieniu w handlu, fa³szowali swój towar. Oto przed kilk¹ w³aœnie
laty dosz³o niektórych rzemieœlników krakowskich upomnienie, aby w topieniu kruszców i
wyrabianiu naczyñ kruszcowych nie wa¿yli siê oszukiwaæ materia³em spodlonym.
Nie dziw tedy, ¿e czasem dopuszczano siê lekkomyœlnoœci z poœpiechu. W tych gêsto zaludnionych,
drewnianymi budami i budynkami zapchanych miastach zapalon¹ s³om¹ oczyszczano
kominy. Przy ulubionych podówczas tryumfach i igraszkach ogniowych bywa³ ten
mniemany œrodek ostro¿noœci czêsto powodem samej ¿e klêski. Wiele z tak czêstych onego
czasu po¿arów wybucha³o jedynie z tej m³odzieñczej, spiesz¹cej siê, nieskrupulatnej lekkomyœlnoœci.
Widaæ j¹ by³o zreszt¹ w tysi¹cu innych szczegó³ów ¿ycia miejskiego. Wchodz¹c w spo³eczeñskie
jego stosunki uderzeni jesteœmy naprzód owym podzia³em ca³ego obywatelstwa na
„ubogich”, czyli stan rzemieœlniczy, i „bogaczów”, czyli stan kupców. W miastach zagranicznych
wynika³y st¹d ustawiczne zaburzenia i zmiany daj¹ce wnet jednej, wnet drugiej stronie
przewagê i samow³adztwo. W Krakowie stara³a siê zwierzchnoœæ krajowa utrzymaæ obiedwie
po³owy w równowadze. Gdy oko³o œw. Micha³a nadesz³a pora wyboru rajców przez wielkorz¹dzcê
i wojewodê krakowskich, miano wed³ug rozkazu króla Kazimierza œciœle przestrzegaæ,