Każdy jest innym i nikt sobą samym.

Psiakrew, nic jej nie przychodziło do głowy.
Ale nic dziwnego. Nigdy wczesńiej nie intereso-
wała sie˛ jaka˛s´ durna˛ firma˛ buduja˛ca˛ centra handlowe i szpitale.
Chwyciła druga˛ poduszke˛; juzżamierzała ja˛
cisna˛c´ przez poko´j, kiedy nagle cosźacze˛ło kieł-
kowac´ w jej pamie˛ci. Zaraz, zaraz, skandal...
zwia˛zany nie z firma˛, lecz... to było kilka lat temu... Ludzie na przyje˛ciu szeptali o... Cholera!
218
OD PIERWSZEGO WEJRZENIA
Nie była w stanie odtworzycśzczego´ło´w. Moz˙e
Sheila Hourback jej pomoz˙e? Moz˙e to stare
nudne babsko w konću na cosśie˛ przyda?
Zerwawszy sie˛ z łoź˙ka, podbiegła do telefonu.
Shane z zaaferowaniem opowiadała trzem za-
słuchanym chłopcom szczego´łowy przebieg bit-
wy nad potokiem Antietam, kiedy do sklepu
wmaszerował Vance. Posłała mu us´miech. Głos
miała rzes´ki, ale wcia˛z˙ była blada. To go przekonało, z˙e słusznie posta˛pił, odwiedzaja˛c jej matke˛.
Wiedział, z˙e dziewczyna wkro´tce dojdzie do
siebie, ale nie w tym rzecz. Po prostu kaz˙dy ma kres wytrzymałosći; iles´ moz˙e zniesć´, a potem...
Spostrzegłszy Pat, ktoŕa odkurzała eksponaty,
Vance podszedł sie˛ przywitac´.
– Hej. – Us´miechne˛ła sie˛ przyjazńie. – Co
u ciebie?
– W porza˛dku. – Zerkna˛ł w bok, sprawdzaja˛c,
czy Shane wcia˛z˙ jest zaje˛ta. – Słuchaj, chciałem z toba˛ pogadacó tym komplecie mebli do jadalni.
– No tak, jeszcze nie sprostowałam całego
nieporozumienia. Shane mo´wiła...
– Chce˛ go kupic´.
– Ty?
– Tak, dla Shane. Pod choinke˛.
– Ojej, to cudownie! – ucieszyła sie˛. W głe˛bi
duszy była romantyczka˛. – Te meble nalez˙ały do jej babci. Shane je uwielbia.
Nora Roberts
219
– Wiem. Mimo to uparła sie˛ je sprzedac´.
– Podniośł w zadumie porcelanowa˛ filiz˙anke˛.
– Z kolei ja uparłem sie˛ je kupic´. Ona jednak sie˛
temu stanowczo sprzeciwia. – Mrugna˛ł porozu-
miewawczo do dziewczyny. – Ale przeciez˙ nie
moz˙e odmo´wic´ przyje˛cia prezentu gwiazdkowe-
go, prawda?
– Prawda – przyznała z szerokim us´miechem
Pat, doceniaja˛c przebiegłosć´ Vance’a. A zatem
w plotkach, ktoŕe kra˛z˙a˛ po miasteczku, tkwi
ziarno prawdy, pomysĺała uradowana. Shane
i Vance maja˛ sie˛ ku sobie. – Tylko z˙e... ten
komplet jest piekielnie drogi.
– Nie szkodzi. Zaraz wystawie˛ ci czek... – Na-
gle Vance uzmysłowił sobie, z˙e wkro´tce cały
Sharpsburg be˛dzie szumiał o jego bogactwie.
Postanowił, z˙e musi jak najszybciej porozmawiacź Shane. – Przyczep kartke˛ ,,Sprzedane’’. – Zoba-czywszy, z˙e trzej chłopcy szykuja˛ sie˛ do wyjsćia, dodał pos´piesznie: – Ale nic nie mo´wi Shane.
Chyba z˙e sama spyta.
– W porza˛dku. Zreszta˛ jesĺi spyta, powiem, z˙e klient prosił o przechowanie mebli az˙ do s´wia˛t.
– Doskonały pomysł. Dzie˛ki.
– Vance... – Pat zniz˙yła głos do szeptu. – Ona
jest dzis´ jakasśmutna. Moz˙e bys´ ja˛ gdziesźabrał
i spro´bował rozweselic´? Albo... – urwała. – Jak ty to robisz, Shane? – zwroćiła sie˛ do swojej szefo-wej. – Przez dwadziesćia minut te małe potworki
220
OD PIERWSZEGO WEJRZENIA
słuchały cie˛ z zapartym tchem. To synowie Clinta Drummonda – wyjasńiła Vance’owi.
– Z powodu opado´w sńiegu zamknie˛to szkołe˛.
– Shane odruchowo wycia˛gne˛ła re˛ke˛ w strone˛
Vance’a. – Chłopcy przyszli spytacó dokładny
przebieg bitwy nad Antietam. Zamierzaja˛ urza˛-
dzic´ własna˛. Na sńiez˙ki.
– Wez´ kurtke˛ – powiedział Vance, cmokaja˛c
ja˛ w czoło.
– Co?
– I czapke˛. Na dworze jest zimno.
Rozes´miała sie˛ wesoło.
– Wiem, głuptasie. Spadło juz˙ pie˛tnasćie cen-
tymetro´w sńiegu.
– Wie˛c powinnis´my jak najszybciej ruszac´.
– Klepna˛ł ja˛ przyjazńie w pupe˛. – I nie zapomnij o sńiegowcach. Tylko sie˛ pos´piesz.
– Przeciez˙ jest sŕodek dnia – sprzeciwiła sie˛.
– Nie moge˛ zostawic´ wszystkiego na głowie Pat.
– Wychodzimy w sprawach słuz˙bowych – o-
znajmił z powaga˛. – Musisz kupicćhoinke˛.
– Nie za wczesńie?
– Czy nie za wczesńie? – Pokre˛cił z niedowie-
rzaniem głowa˛. – Zostały dwa tygodnie do s´wia˛t.
Wie˛kszosć´ przyzwoitych sklepo´w wystawiła cho-
inke˛ juz˙ na pocza˛tku grudnia.
– Wiem, ale...
– Z
˙adne ale – przerwał. – Musisz zadbacó s´wia˛teczny wystro´j. Według najnowszych ba-
Nora Roberts
221
dan´, w s´wia˛tecznie udekorowanym sklepie ludzie wydaja˛ prawie o trzynasćie procent wie˛cej niz˙
w tym samym sklepie, kiedy nie jest udeko-
rowany.