- Gdzie ona chowa tę brandy?Ford otworzył szafkę, wyjął butelkę i szklaneczki... 

Każdy jest innym i nikt sobą samym.

Lunzie nalała szczodre porcje i rozdała wszystkim uczestnikom narady Theków. Potem dała znak Fordowi, żeby i dla nich obojga przygotował drinki.
- I nam łyczek dobrze zrobi po tych przeżyciach - lekarka uniosła szklaneczkę. - Za ocalonych!
Sassinak, Varian i Kai automatycznie powtórzyli toast i opróżnili swoje szklaneczki. Podziałało natychmiast. Odzyskali normalne kolory i energie.
- No, przyjaciele, co macie do opowiedzenia? - spytała Lunzie, mocno akcentując ostatnie słowo.
Sassinak zmarszczyła brwi i spojrzała ze zdziwieniem na swoją szklaneczkę i na nich. Kai ciężko zapadł w fotel i omal nie wylał swojej brandy; natomiast Varian, orientując się, co trzyma w dłoni, pociągnęła porządny łyk i wyciągnęła szklaneczkę po nową porcję. Fordeliton pospiesznie nalał każdemu kolejną porcję brandy. Zaczęli mówić wszyscy naraz, potem przypomnieli sobie o dobrych manierach i umilkli; wreszcie Sassinak zachichotała.
- Czy twoja reakcja oznacza, że ekranowanie podziałało? - spytała z godnością Lunzie.
- O, tak, podziałało, szacowna antenatko - odparła Sassinak. - Odwołałam Weftów i patrolowce, prawda, Fordzie? Świetnie. To chyba był mój pierwszy rozkaz. Czy Cruss przeżył?
- Ledwo, ledwo.
- Ale mu się dostało - zachichotała Sassinak; dotknęła skroni. - Nam wszystkim zresztą.
- Pomimo naszych czystych sumień i niewinnych serc - dodała Varian, posyłając Lunzie łobuzerski uśmieszek.
Sassinak włączyła komunii:
- Poproś do nas komandora porucznika Dupaynila, Pendelmanie. - Potem zwróciła się do Lunzie: - Dowiedzieliśmy się wszystkiego, co trzeba. Cruss puścił farbę. I wcale mu się nie dziwię.
- A więc wiesz, kto stoi za próbą piractwa?
- O, tak - Sassinak radośnie się uśmiechnęła. - Zaczekam z tą wieścią na Dupaynila. Kai i Varian też się okryli chwałą. Słusznie im się to należało.
- Wyratowaliśmy Gera dosłownie w ostatniej chwili - podjął Kai z szerokim uśmiechem. - Ger to ten Thek, który tu został jako strażnik...
- Ta planeta to ogród zoologiczny, Lunzie. Rezerwat dinozaurów. Thekowie je tu zwozili przez całe tysiąclecia, nawet przed kataklizmem - wtrąciła z podnieceniem Varian. - Trizein i pozostali mieli świętą rację: te zwierzaki pochodzą z mezozoicznej Ziemi.
- Potężne trzęsienie ziemi tak głęboko pogrzebało Gera - dorzucił Kai - że nie był w stanie wezwać pomocy. Zanim Thekowie zaczęli go szukać, zużył niemal całą masę swojego ciała.
- Thekowie od dawna obserwowali Starą Ziemię - przerwała mu Varian - i byli zachwyceni dinozaurami. Wiedzieli, że na Irecie te stworzonka zawsze będą miały odpowiednie warunki, więc przenosili je tutaj na długo przedtem, zanim na Ziemi zaczęła im grozić zagłada. Przywieźli im nawet trawę z Przesmyku, bo na Irecie nie ma witaminy A. Dinozaury to ukochane zwierzaki Theków.
- Dobrali się jak w korcu maku - skomentowała Lunzie. - Jedni i drudzy mają nienasycone apetyty.
- Dimenon miał rację, twierdząc, że Thekowie się objadają. Bo się napychali! - Varian parsknęła śmiechem.
- Ireta miała być początkowo żerowiskiem Theków - podjął opowieść Kai - bo każde trzęsienie ziemi lub przesunięcie geologiczne uwalniało mnóstwo energii. To dlatego umieścili tu czujniki. Ger je wykopał. Tak się złożyło, że kiedy go zasypało trzęsienie ziemi, był najbliżej czujnika, który wydobyliśmy. Czujniki Theków mają rejestratory - dlatego łykają je, żeby je odczytać. A przy okazji jedzą. Młodych Theków trzeba bardzo pilnować, bo by ogołocili całą planetę.
- Co takiego! - poderwała się Lunzie, a tamtych troje ucieszyło się z jej zdumienia. - Chyba nie sugerujecie, że...
- Tak właśnie uważam, Lunzie - przyznała Sassinak. - Co prawda mieliśmy pamiętać tylko to, co nas osobiście dotyczy, lecz uzyskaliśmy wszechstronne objaśnienia. Poznaliśmy spory kawał historii Theków - tu spojrzała surowo na Fordelitona. - Jeżeli sobie cenisz swoją rangę i pozycję Ucznia, komandorze poruczniku, to nie puścisz o tym pary z ust. Kiedy Thekowie byli młodą rasą, ich nienasycony apetyt gnał ich w kosmos, na poszukiwanie planet, które by im mogły dostarczyć “surowej" energii. Najbardziej im odpowiadały transuranowce. Na szczęście nawet w owym odległym okresię odnosili się życzliwie do nowo powstających inteligentnych ras i innych form życia. Planety pozbawione życia “oskubywali" do gołej skały.
- A więc Inni to Thekowie - westchnęła Lunzie.

Tematy