W trzy dni potem, syci tryumfów i łupu, przez nikogo nie naciskani wynieśli się do domów. Powołanie gospodarza wiejskiego nie polega, jak powszechnie wiadomo, na okupowaniu miast, lecz na pracy w polu oraz w obejściu.
10 czerwca padło Saumur, w którego zaciekłej obronie uczestniczyli nosiciele nie byte jakich nazwisk— Ludwik Aleksander Berthier, przyszły szef sztabu armii Napoleona, i Marceau. Ten ostatni znalazł tu okazję do zaprezentowania światu niecodziennego postępku. W chwili wielkiego niebezpieczeństwa oddał wierzchowca komisarzowi politycznemu nazwiskiem Bourbotte, czyli własnemu oskarżycielowi, człowiekowi, który niedługo przedtem żądał dla Marceau kary śmierci.
Nie pomogły szaleńcze szarże kirasjerów paryskich ani śmierć dwóch tysięcy żołnierzy republikańskich. Wandejczycy zdobyli Saumur, by opuścić je wkrótce bez walki i w ogóle bez przymusu. Dowodzący nimi markiz de la Rochejaquelein w żaden sposób nie mógł zatrzymać wojowników, stęsknionych “do swych żon i wołów”, jak się z przekąsem wyraził Louis Blanc. Na mniejszą lub większą skalę historie podobne powtarzały się ciągle. Wieśniacy bili się z nieprawdopodobną pogardą śmierci, lecz czynili to ochotnie jedynie w pobliżu własnych siedzib. W armii katolickiej i królewskiej najwyżej kilka tysięcy lud/J ciągle pozostawało pod bronią. Reszta wracała pod swe strzechy, gdy tylko nieprzyjaciel spędzony został z pól, które widzieć się dawało z wież kościoła parafialnego. Do większych operacji trzeba było za każdym razem mobilizować mieszkańców najbliżej położonych gmin.
Dopiero wiedza i pamięć o tych obyczajach pozwoli ocenić potęgę powstania wandejskiego, okrutnej walki podjętej przez ludzi, którzy naprawdę pragnęli tylko zachować, swą wiatę i żyć w spokoju.
12 czerwca, w Saumur, Jakub Cathelineau formalnie obrany został wodzem naczelnym. “Święty ż Anjou” cieszył się wśród towarzyszy broni, takich samych jak on chłopów, już nie szacunkiem, lecz zabobonną czcią. Podczas bitwy każdy pragnął być przy nim jak najbliżej, bo panowało powszechne przekonanie, że wybrańca Niebios kule się nie imają.
29 czerwca, przed świtaniem, bardzo duże, czterdziestu tysięcy głów podobno sięgające siły powstańcze z wielu stron zaatakowały Nantes. Jedna tylko z wiodących do miasta dróg miała być pozostawiona w spokoju. Przezorności chłopskiego wodza nie zrozumiał jednak dowódca kawalerii wandejskiej, książę Filip de Talmont. Nie zrozumiał, czy też zlekceważył ją... Dość, że zamknął ową jedyną drogę... odwrotu obrońców. Walka o miasto od samego początku niezwykle zażarta, była wiec taką do końca.
Cathelineau, pod którym zabito kolejno dwa konie, na piechotę przeniknął aż do śródmieścia. Szedł ogrodami, na czele luźnych tyralier strzeleckich, stosował więc taktykę, którą się zazwyczaj uznaje za typowo rewolucyjną. Taktyką ludową była ona na pewno.
Osiągnąwszy plac Viarmes, Cathelineau uznał dzieło za skończone, miasto za zdobyte. Żarliwie pobożny chłop, który ruszając do natarcia przeżegnał się w skupieniu, teraz wydobył różaniec, padł na kolana i rozpoczął modlitwę dziękczynną. Z okna pobliskiej mansardy dojrzał go ochotnik republikański, z zawodu powroźnik. Pocisk karabinowy strzaskał klęczącemu ramię, przeszył pierś. Wieść o śmiertelnej ranie wodza z błyskawiczną szybkością rozniosła się po szeregach wandejskich, złamana moralnie armia wieśniacza opuściła już prawie zdobyte Nantes. Nie zdołali jej zatrzymać ani szlacheccy oficerowie.
ani wyniesiony do generalskiej szarży gajowy, Jan Mikołaj Stofflet.
Nie udało się uratować “świętego z Anjou”. 14 lipca zmarł on z gangreny w Saint-Florent, w miasteczku bardzo bliskim jego wsi rodzinnej. W pięć dni później naczelne dowództwo wziął d’Elbée, zwalczany i podkopywany przez innych arystokratów powstańczych. Juliusz Michelet twierdził, że Cathelineau w kontrrewolucji reprezentował rewolucję.
Obrona Nantes była zaciekła, heroiczna nawet. Obok sędziwego, bezpośredni udział w walce biorącego mera, nazwiskiem Baco, odznaczył się generał Beysser oraz komisarz polityczny Coustard. Wszyscy ci trzej mężowie należeli do “żyrondystów”, którzy świeżutko, na początku tegoż samego czerwca, przegrali batalię polityczną w Paryżu i za rządów zwycięskich “górali” mieli być ścigani jak dzikie zwierzęta, czyli tak samo jak niezaprzysiężeni księża. Należałoby więc skorygować nieco twierdzenie Juliusza Michelet i powiedzieć, że Cathelineau reprezentował w kontrrewolucji nie całą rewolucję, lecz jej najlepszą zdobycz — rzeczywisty awans ludu.
Jeszcze jeden generał zalicza się do bohaterów obrony Nantes: Jan-Chrzciciel Kamil hrabia de Canclaux, który długo walczył z powstańcami, za Napoleona piastował wysokie godności, za Ludwika XVIII został parem Francji. Jeden z republikańskich komisarzy napisał do Konwencji, że tacy ludzie jak Canclaux zdradzają, wcale tego nie spostrzegając, najlepiej więc nie korzystać z ich usług. Pomylił się bardzo gruntownie. Nie pasujący do schematów, niewłaściwymi manierami rażący hrabia zdolny był nie tylko do robienia kariery, lecz również do służenia Francji w każdej sytuacji. Na pewno przysporzył jej więcej korzyści niż ci chwalebnie czujni, co to — według celnego sformułowania Bernarda Fay — zapragnęli podzielić naród na trzy kategorie: na policjantów, donosicieli i podejrzanych.