Każdy jest innym i nikt sobą samym.

- Twoja wola.
Poprowadził ją na parter. Była tam dotąd tylko raz, drugiego dnia pobytu. Tu było królestwo Demetriusa. Wiedziała o
biurze i sypialni, ale nie miała pojęcia o siłowni.
Pomieszczenie było duŜe i zaskakująco przestronne. Niemal połowę podłogi pokrywały jasnoniebieskie maty.
Przy drzwiach Demetrius zrzucił buty do biegania. - Chodź - odezwał się.
Chantal zsunęła sandałki i dołączyła do niego.
- Po pierwsze - zaczął, stając za nią - musisz przez cały czas zwracać uwagę na swoje otoczenie. Być świadoma tego, co
się dzieje wokół ciebie.
Skinęła bardzo świadoma jego bliskości.
- Masz ochroniarzy i eskortę policyjną - podszedł bliŜej i połoŜył jej dłonie na biodrach. Na karku czuła jego gorący
oddech. - Ale nie wystarczy polegać na innych. Coś moŜe odwrócić ich uwagę i wtedy będziesz wystawiona na atak.
Dlatego musisz wcześniej wiedzieć, jak powinnaś zareagować, jak najłatwiej wymknąć się napastnikowi. Popatrz. -
Zamknął ją w uścisku.
Poczuła jego ciepłe dłonie na piersiach, a Jego biodra naparły na jej pośladki.
- Czujesz? - zapytał.
Ich oczy spotkały się w lustrze i Chantal milcząco skinęła głową. Jak mogłaby nie czuć? Jego dotyk sprawił, Ŝe cała
płonęła.
- JeŜeli ktoś cię chwyci w ten sposób, to koniec.
- Lekko zacieśnił uchwyt. - Przycisnąłem ci ręce do boków. Stoję zbyt szeroko, Ŝebyś mogła mnie kopnąć.
Stali tak przez chwilę. Znów pochwyciła w lustrze jego dumne spojrzenie. Jak mogła przypuszczać, Ŝe zdoła mu coś
narzucić?
Opuścił ręce. Chantal odetchnęła głęboko i na niego spojrzała.
- Zaraz cię znowu chwycę - wyjaśnił spokojnie.
- I chciałbym, Ŝebyś tym razem uniosła łokcie, w ten sposób.
Zrobiła, jak kazał, ale nie mogła się uwolnić. - Spróbuj jeszcze raz.
- Nie mogę.
- MoŜesz. Spróbuj być bardziej agresywna.
Powtarzali chwyt i obronę, aŜ był usatysfakcjonowany, a potem pokazał jej jeszcze inne chwyty, ale nie mogła sobie
poradzić.
- To śmieszne - wydyszała w końcu.
Postawił ją na macie, twarzą do siebie, i oparł dło-
nie na jej ramionach.
- To nie Ŝarty, księŜno. Strząsnęła jego dłonie z ramion.
- Wiem. - Odwróciła się, czując upokorzenie.
- Próbuję, ale to dla mnie nowość.
- Jesteś zupełnie nieprzygotowana do Ŝycia.
- Nic nie wiesz o moim Ŝyciu.
Oko mu błysnęło.
- Znam doskonale takie rodziny, gdzie przede wszystkim liczy się obowiązek, lojalność i posłuszeństwo.
- Jestem wdzięczna moim dziadkom.
- Za to, Ŝe cię sprzedali zamoŜnemu sąsiadowi?
- Tak było najlepiej.
- Dla twojej rodziny i twojego kraju. A co z tobą?
- Ja zrobiłabym to jeszcze raz - odpowiedziała,
zdecydowana nie dać mu satysfakcji. - Sama się oszukujesz.
AjeŜeli rzeczywiście? To nie jego sprawa. W koń-
cu jest tylko ochroniarzem.
- Dlaczego się tym przejmujesz?
- A ciebie to nie obchodzi?
Nagle zabrakło jej słów.
- MoŜe ktoś powinien tobą porządnie potrząsnąć?
- Najlepiej mi zrobi zmiana towarzystwa. - AŜ kipiała z oburzenia. Pomaszerowała do drzwi, wsunęła stopy w sandałki. -
Idę na spacer - oznajmiła. - I nie Ŝyczę sobie, Ŝebyś za mną szedł.
Błyskawicznie zbiegła po schodach, opuściła dom głównym wejściem i powędrowała przed siebie krętym podjazdem, zła
na siebie, Demetriusa i świeŜo nabytą skłonność do płaczu.
A jednak Demetrius miał rację. MałŜeństwo ją zniszczyło. Ale przecieŜ miało być zupełnie inaczej.
Potrząsnęła głową, niezdolna rozpamiętywać przeszłości ani spoglądać w przyszłość. Nigdy dotąd nie myślała o sobie.
Ale tej nocy, gdy rozbił się samolot, coś się zmieniło. Jej świat zachwiał się w posadach. I nic nie wskazywało, by miał
wrócić do równowagi.
Demetrius z tarasu obserwował księŜnę maszerującą podjazdem. Podziwiał szczupłe, gołe nogi, skórę barwy dojrzałej
pszenicy, długie ciemne włosy, związane w koński ogon. Harda sztuka. W niczym nie przypominała jego słodkiej,
nieśmiałej Katiny. Chantal nie była słodka. Była za to spontaniczna i gorąca.
Pragnął jej jak Ŝadnej innej kobiety.
Chantal weszła na ścieŜkę wiodącą w dół wzgórza. Powinna była zostawić Armanda, gdy tylko pod-
niósł na nią rękę. Tymczasem ona próbowała z nim rozmawiać, a w końcu zaszła w ciąŜę, co oczywiście wszystko zmieniło.
Dziecko przykuło ją do La Croix. Gdyby zdecydowała się odejść, musiałaby je tam zostawić.
Czemu nie wyjechała, kiedy zaczął ją bić? Czemu się wahała? Kochała go i wciąŜ miała nadzieję na szczęśliwe Ŝycie. W
końcu cierpienie zabiło miłość, ale jeszcze Ŝyła nadzieją, Ŝe coś się zmieni. Owładnięta bolesnymi wspomnienimni ze
smutkiem potrząsnęła głową·