Sala zgromadzeń,
stercząca pod ostrym kątem z krawędzi piaskowcowego klifu, który
górował nad stolicą, zachwycała oszałamiającym widokiem
Przelotnych Mgieł, a w tej chwili także czterech spośród siedmiu
księżyców planety. Iluzja była tak doskonała, że ludzie siedzący w
niższych rzędach bez trudu mogliby wyobrażać sobie, że znajdują się
na pokładzie statku kosmicznego, kierującego się w stronę gwiazdy,
którą była ambasador Leia Organa Solo.
- Szacowni przedstawiciele Konsorcjum Światów Hapes - zaczęła
głosem, który nie tracił nic ze swego zdecydowania nawet w
najdalszych zakątkach sali. - Osiemnaście lat temu, po podbiciu przez
Nową Republikę Centrum Imperialnego, stanęłam przed wami, aby
prosić o wsparcie finansowe dla słabego rządu, wyniszczonego wojną i
prześladowanego przez morderczego wirusa, z każdym dniem
zabierającego kolejne tysiące nieludzi. Wizyta ta otworzyła bramę
pomiędzy naszymi regionami przestrzeni, zamkniętą od trzech tysięcy
lat. Od tego czasu brama pozostała otwarta. Wkrótce po mojej
pierwszej wizycie Konsorcjum zaszczyciło Coruscant wizytą, w czasie
której zaofiarowaliście nam skarby, o jakich nawet nie śmieliśmy
marzyć - tęczowe klejnoty, zagadki myśli i drzewa mądrości, a wraz z
nimi tuzin gwiezdnych niszczycieli, odebranych wojennym lordom
Imperium, którzy odważyli się napaść na wasze tereny. Sądzono
wówczas, że Konsorcjum i Nowa Republika mogłyby zawrzeć sojusz
poprzez małżeństwo... choć los chciał innych związków dla
niedoszłych państwa młodych.
Przez zgromadzenie przetoczyła się fala życzliwych śmieszków i
szeptanych wyjaśnień, a rzadkie początkowo oklaski zakończyły się
długo trwającym aplauzem.
Leia skorzystała z okazji, żeby się obejrzeć; książę Isolder właśnie
na to czekał. Obok niego, uśmiechnięta i elegancko ubrana, siedziała
jego żona, królowa-matka Teneniel Djo z Darthomiry. Jej palce lśniły
od pierścieni z kryształów wulkanicznych, a płomieniste włosy podtrzy-
mywała oślepiająca, cudowna tiara z tęczowych klejnotów, porannych
gwiazd i lodowych księżyców.
Obok Teneniel zajęła miejsce jej teściowa, Ta'a Chume.
Srebrzyste włosy miała starannie upięte, a spod szkarłatnego szala
widać było tylko oczy. Dalej siedziały rzędy dygnitarzy i urzędników, w
tym również pani ambasador Nowej Republiki przy Konsorcjum.
Ambasador Coruscant na Hapes usadowiła się po lewej stronie
podium, wśród grupy dygnitarzy i urzędników; obok niej usiadła
również córka Isoldera i Teneniel, Jedi Tenel Ka. Jej okaleczone ramię
- odcięte powyżej łokcia wiele lat temu w ćwiczebnym pojedynku na
miecze świetlne z Jacenem - było ozdobione obręczami z electrum, a
z wąskiego paska, spinającego jej suknię, zwisał świetlny miecz.
Z boku stał świeżo wypolerowany C-3PO, a przy nim Olmakh,
wściekły, że dał się wbić w wąskie nogawice, długą tunikę i ciasno
przylegajÄ…cÄ… czapkÄ™.
- Przyjaciele - ciągnęła Leia, gdy brawa ucichły. - Nowa Republika
i Konsorcjum zawsze nie były sojusznikami. Dziś jednak przychodzę
do was z prośbą, która z pewnością będzie próbą sił dla tych więzów.
A zamiast podarków przywożę wam poważne ostrzeżenie.
Nad zgromadzeniem zawisło napięte milczenie.
- W imieniu Nowej Republiki, oświadczam, że szanuję wasze
przywiązanie do izolacji. - Nie oglądając się, wyciągnęła ramię w
kierunku panoramicznych okien, które miała za plecami. - Gdyby
Coruscant został pobłogosławiony tak niebiańskim zjawiskiem, jakim
są Przelotne Mgły, być może Nowa Republika także wybrałaby
spokojniejszÄ…, bardziej odosobnionÄ… drogÄ™. Ale, niestety, tak nie jest.
Na galaktykę padł wielki cień, pogrążając w mroku wiele światów
członkowskich Nowej Republiki. Wszędzie ogłoszono powszechną
mobilizacjÄ™. Wprawdzie Hapes, Charubah, Maires, Gallinore,
Aarabanth i inne światy tworzące Konsorcjum nie znalazły się jeszcze
na drodze ciemności, ale ten stan zapewne nie potrwa zbyt długo.