Ale niczego nie
zobaczy³. Da³by
za to g³owê. Mimo to niepokój nie ustêpowa³. Pustka mieszkania nie dawa³a mu
spokoju.
Wiedzia³, ¿e coœ czai siê w pobli¿u, coœ lub ktoœ najwyraŸniej znajdowa³ siê w
pokoju razem
z nim.
Odwa¿y³ siê odezwaæ na g³os, skrzecz¹c raczej ni¿ mówi¹c:
- Jest tu kto?
W odpowiedzi na swoje pytanie, w rogu pokoju, tu¿ obok wysokiego, poz³acanego
krzes³a stoj¹cego przy marmurowym stole zauwa¿y³ s³ab¹ poœwiatê unosz¹cego siê
diamentowego py³u.
- Ach, wiêc to ty? - powiedzia³ Tennyson.
W tym samym momencie poœwiata znik³a. Mimo to Tennyson nadal wyraŸnie
odczuwa³ czyj¹œ obecnoœæ. Blask rozproszy³ siê, ale istota, która go emitowa³a,
nie znik³a na
pewno.
W umyœle Tennysona mno¿y³y siê pytania. Kim jesteœ? Czym jesteœ? Dlaczego jesteœ
tutaj? Nie by³ jednak w stanie wypowiedzieæ ich na g³os. Sta³ zmro¿ony w
bezruchu, gapi¹c
siê w miejsce, gdzie ostatnio widzia³ poœwiatê.
Coœ w œrodku niego przemówi³o:
Tu jestem. Jestem wewn¹trz ciebie. W twoim umyœle. Chcesz, abym odszed³?
G³os by³ ³agodny, jeœli w ogóle mo¿na to by³o nazwaæ g³osem. £agodny i mi³y.
Tennyson nie móg³ poruszyæ ¿adnym miêœniem swojego cia³a. Paniczny strach
trzyma³ go
mocno w objêciach. Próbowa³ przemówiæ, zacz¹æ o czymœ myœleæ, a mimo to, nie
sformu³owa³ ani jednego s³owa, ani jednej myœli. Jego umys³ zamar³ razem z
cia³em.
Chcia³byœ, ¿ebym odszed³? - powtórzy³ g³os.
Nie, odpar³ nie wypowiadaj¹c nadal ani jednego s³owa, formu³uj¹c je tylko w
swoim
mózgu. Nie odchodŸ, ale powiedz mi, kim jesteœ. Zdaje siê, ¿e w³asnoœci¹
Deckera. Czy
przychodzisz z wiadomoœciami od niego?
Nie jestem w³asnoœci¹ Deckera. Nie jestem niczyj¹ w³asnoœci¹. Jestem istot¹
woln¹ i
przyjacielem Deckera. Mogê z nim rozmawiaæ, ale nie jestem w stanie staæ siê
jego czêœci¹.
Ale mo¿esz byæ czêœci¹ mnie. - By³o to raczej twierdzenie ni¿ pytanie. Dlaczego
mo¿esz byæ czêœci¹ mnie, a nie Deckera?
Jestem Szeptacz. Tak nazywa mnie Decker. Imiê dobre jak ka¿de inne.
Nie odpowiedzia³eœ na moje pytanie, Szeptaczu. Dlaczego mo¿esz byæ czêœci¹ mnie,
a
nie Deckera?
Decker jest moim przyjacielem, powtórzy³ Szeptacz. Moim jedynym przyjacielem.
Sprawdza³em go przez bardzo d³ugi czas, ¿eby siê upewniæ, czy siê nadaje.
Próbowa³em
równie¿ z innymi. Oni tak¿e mogli zostaæ moimi przyjació³mi, jednak nie
potrafili mnie
us³yszeæ ani rozpoznaæ. Nie wiedzieli, ¿e istniejê.
A teraz?
Próbowa³em z Deckerem, ale do jego wnêtrza nie mo¿na siê dostaæ. Mogê z nim
rozmawiaæ, ale nie jestem w stanie dostaæ siê do jego umys³u. Kiedy spotka³em
ciê po raz
pierwszy, wydawa³o mi siê, ¿e ty jesteœ inny.
Wiêc opuœcisz Deckera? Nie mo¿esz mu tego przecie¿ zrobiæ, Szeptaczu. Ja w
ka¿dym
razie mu tego nie zrobiê. Nie zabiorê mu jego przyjaciela.
Nie opuszczê go. Ale czy mogê zostaæ z tob¹?
To znaczy, ¿e mogê siê nie zgodziæ?
Oczywiœcie. Jeœli powiesz „odejdŸ”, odejdê. Jeœli powiesz „trzymaj siê z dala”,
bêdê
siê trzymaæ z dala. Ale tak bardzo ciê proszê...
Tennyson mia³ nieodparte wra¿enie, ¿e zwariowa³. To przecie¿ nie mog³o dziaæ siê
naprawdê. Na pewno ma jakieœ przywidzenia. Takie istoty nie istniej¹.
Drzwi otworzy³y siê gwa³townie i stan¹³ w nich wzburzony czymœ Ecuyer.
— Jason - krzykn¹³ - musisz iœæ ze mn¹. Musisz iœæ natychmiast.
— Dobrze, oczywiœcie - odpar³ zaskoczony Tennyson. - O co chodzi?
— Mary wróci³a z Nieba. Zupe³nie postrada³a rozum.
Rozdzia³ 26
.Decker jeszcze raz przypomnia³ sobie tê chwilê. Przez lata o tym nie pamiêta³,
ale
odk¹d odnalaz³ kad³ub kapsu³y, czêsto zdarza³o mu siê wracaæ myœlami do tego
momentu. Za
ka¿dym razem przypomina³ sobie nowe elementy, które ju¿ dawno zatar³y siê w
pamiêci.
Wyci¹gn¹³ rêkê i dotkn¹³ metalowej skrzynki stoj¹cej na biurku, któr¹ przyniós³
wczeœniej z kapsu³y. Musia³o tam byæ wszystko, co zostawi³ za sob¹. Waha³ siê
jednak, czy
ma j¹ otworzyæ i obejrzeæ zapis podró¿y statku. Byæ mo¿e powinien by³ zostawiæ
j¹ we
wraku, tam, gdzie spoczywa³a zupe³nie zapomniana przez dwanaœcie lat.
Dlaczego ba³ siê wspomnieñ? Mo¿e nie chcia³, ¿eby znów ogarnê³o go tamto
przera¿enie? Czy statek móg³ zarejestrowaæ jego strach? Czy nadal tam jest,
zachowany w tej
samej postaci co tamtego dnia, wiele lat temu? Zmarszczy³ czo³o usilnie staraj¹c
siê