wydawało wspaniałe, taka ich była kupa w tej szopie i robili to w taki jakiś przejmujący sposób... 

Każdy jest innym i nikt sobą samym.


A potem kaznodzieja odczytywaÅ‚ nastÄ™pne dwie linijki i wszyscy znowu je Å›piewali – i tak dalej,
i dalej. Ludzie nabierali coraz większego rozpędu i śpiewali coraz głośniej, a kiedy się już hymn
zbliżał do końca, niektórzy zaczęli jęczeć, a inni zaczęli wrzeszczeć. Potem kaznodzieja zaczął
wygłaszać kazanie. I muszę powiedzieć, że ostro wziął się do rzeczy; najpierw ciskał się z jednej
strony podwyższenia, a potem ciskał się z drugiej strony podwyższenia, a wreszcie wychylał się
126
nad barierkę w środku podwyższenia, cały czas podskakując i wymachując rękami, i wrzeszcząc
wniebogłosy. A co rusz podnosił do góry Biblię, otwierał ją i przesuwał w powietrzu to w tę, to w
tamtÄ… stronÄ™, woÅ‚ajÄ…c: —Oto miedziany wąż na puszczy! Wejrzyjcie naÅ„ i żywi zostaÅ„cie!– A
ludzie ryczeli: – Gloria! A-a-men. – Potem gdy ludzie jÄ™czeli i wzdychali, i wykrzykiwali amen,
kaznodzieja tak zaczął mówić:
– Och, pójdźcie na Å‚awÄ™ pokutników! Pójdźcie, skalani grzechem! – (Amen!) – Pójdźcie,
chorzy i cierpiÄ…cy! – (Amen!) – Pójdźcie, chromi, niemi i Å›lepi! – (Amen!).– Pójdźcie wszyscy,
którzyście znużeni i zbrukani, i boleściwi! Pójdźcie, o wy, upadli na duchu. Pójdźcie, o wy, z
sercem pełnym skruchy! Pójdźcie, w waszych łachmanach, nikczemności i brudzie! Wody, które
oczyszczajÄ… z grzechu, sÄ… dostÄ™pne dla wszystkich, a bramy niebios stojÄ… otworem – och,
pójdźcie i znajdźcie ukojenie! —. (A-a-aaamen! Gloria! Glo-o-o-ria, alleluja!)
I tak w kółko. Wszyscy w szopie wrzeszczeli i zawodzili, i wcale już nie można było
zrozumieć, co kaznodzieja mówi. Wszędzie dookoła ludzie wstawali z miejsc i siłą przepychali
się przez tłum do ławy pokutników, a jak szli, łzy im ciekły po twarzach. Kiedy już wszyscy
pokutnicy stłoczyli się w pierwszych ławkach, zaczęli znowu śpiewać i wrzeszczeć, i rzucali się
na ziemiÄ™ – caÅ‚kiem dzicy i obÅ‚Ä…kani.
Zanim się obejrzałem, Króla już przy mnie nie było. Słyszałem tylko jego głos zagłuszający
wszystkie inne głosy. A potem zobaczyłem, jak się wpycha na kazalnicę. Kaznodzieja poprosił
go, żeby przemówił do zgromadzonych, a on nie dał sobie tego dwa razy powtarzać. Powiedział,
że jest piratem – a wÅ‚aÅ›ciwie, że byÅ‚ przez trzydzieÅ›ci lat piratem na Oceanie Indyjskim, że na
wiosnę tego roku załoga jego statku bardzo się przerzedziła po jakiejś strasznej bitwie i że on
przyjechał do kraju po nowy zaciąg ludzi. Bogu dzięki, wczoraj wieczorem został obrabowany na
statku i wysadzony na brzeg bez centa przy duszy, z czego nadzwyczajnie się cieszy i w ogóle
nic lepszego nie mogło go na tym świecie spotkać, bo teraz jest zupełnie odmienionym
człowiekiem i pierwszy raz w życiu czuje się naprawdę szczęśliwy. A choć jest biedny jak mysz
kościelna, bez chwili zwłoki puści się w drogę powrotną na Ocean Indyjski i resztę życia
poświęci dziełu nawracania piratów, bo zna wszystkich korsarzy na tamtejszych wodach i będzie
to mógł zrobić lepiej niż ktokolwiek inny na świecie. Nie ma pieniędzy, więc czeka go długa
droga, ale dotrze kiedyÅ› na miejsce, a ile razy nawróci jakiego pirata, tyle razy powie: – Nie
dziękuj mi, to nie moja zasługa. Wdzięczność twoja należy się tym zacnym ludziom z zebrania
misyjnego w Parkville, tym prawdziwym dobroczyńcom ludzkości, a także ich drogiemu
127
kaznodziei, co jest najwierniejszym przyjacielem korsarzy. – Tutaj Król zalaÅ‚ siÄ™ Å‚zami i wszyscy
inni też siÄ™ zaleli. Potem nagle ktoÅ› wrzasnÄ…Å‚: – Zróbmy na niego skÅ‚adkÄ™ Zróbmy skÅ‚adkÄ™! –
Kilku mężczyzn skoczyÅ‚o, żeby zrobić tÄ™ skÅ‚adkÄ™, ale ktoÅ› inny zawoÅ‚aÅ‚: – Niech sam zbiera! – i
po chwili wszyscy powtórzyli to wołanie nie wyłączając pastora.
Więc Król zaczął obchodzić szopę z kapeluszem w ręce, przewracając oczami i błogosławiąc
ludzi, wychwalając ich pod niebiosa i dziękując im, że są tacy dobrzy dla tych nieszczęśliwych
piratów hen, daleko na morzu; a co ładniejsze dziewczęta z twarzami mokrymi od łez
przepychały się do niego i pytały, czy pozwoli się pocałować na pamiątkę. Król im pozwalał. A
niektóre to nawet ściskał i całował nie mniej jak pięć albo sześć razy. Potem ludzie zaczęli go
prosić, żeby został w Parkville chociaż z tydzień, i wszyscy chcieli, żeby mieszkał u nich w

Tematy