.. Ostatnio w 1995 roku, kiedy to ziemia zatrzęsła się w pasie od Czarnego Dunajca do
Bukowiny Tatrzańskiej i Jurgowa. Były to wstrząsy niewielkie – wszystkiego ≤ 3oMSK, ale
to wystarczyło, by spowodować niepokój u ludzi i zwierząt. Szczególnie te ostatnie
zachowywały się niespokojnie jeszcze przed wstrząsami: psy szczekały i wyły, krowy
ryczały, konie rżały i kopały, itd. itp. („Trzęsienie ziemi na Podhalu” w „Tygodnik
Podhalański” nr 44/1995; „Ziemia zatrzęsła się w Czarnym Dunajcu” w „Nasze Strony” nr
44/1995; Leśniakiewicz R. – „Koniec świata na Podhalu?” w „TP” nr 45/1995)
A zatem tym można wyjaśnić ich niezwykłe zachowanie. Tak samo odgłosy pisku
czy też świstu – mógł to być meteoryt elektrofoniczny, tj. taki, który lecąc przez atmosferę
wytwarza fale elektromagnetyczne oddziałujące na ludzki ośrodek słuchu w mózgu. Efekty
takie obserwowano niejednokrotnie, więc takie wyjaśnienie też wiele tłumaczy.
A kiedy to było? Mogło to być nawet kilka wieków temu. Legendy podawane z ust
do ust, z ojca na syna są niezwykle żywotne, a i z drugiej strony czas w takich małych,
izolowanych od świata społecznościach płynie zupełnie innym, naturalnym rytmem przemian
Przyrody, zatem Legenda ta może sobie liczyć 200, 300, a może nawet 500 i więcej lat!...
Wygląda zatem na to, że mamy do czynienia z dalekim echem dwóch (a może i więcej)
spadków meteorytów na słowacko-polskie pogranicze w dalekiej przeszłości. Skąd ta
pewność, że może tutaj chodzić o meteoryty? Proszę porównać opis tego, co się działo w
okolicach Magury, z opisami podanymi przez świadków spadku Meteorytu Tunguskiego – a
raczej bardziej adekwatnie - Tunguskiego Ciała Kosmicznego. Są one bardzo podobne, a
zatem mogło to być zjawisko w rodzaju spadku TCK, z tym, że w o wiele mniejszej skali!
Różnica polega na tym, że po TCK nie znaleziono żadnych śladów, natomiast po ML i MOM
tak. Można je podziwiać w muzeach. W Muzeum Kraju Wschodniosłowackiego w Koszycach
oglądałem kilkukilogramowe żelazne odłamy obu tych meteorytów. W orawskich muzeach
regionalnych możemy podziwiać narzędzia rolnicze zrobione z żelaza meteorytowego,
pochodzącego z MOM...
(Zob. Żbik M. – „Tajemnice kamieni z nieba”, Warszawa 1987; Brzostkiewicz St.
R. – „Komety - ciała tajemnice”, Warszawa 1985; Pilski A. S. – „Nieziemskie skarby”,
Warszawa 1999; Yeomans D. – „Komety”, Warszawa 1999)
A tymczasem nam te wszystkie dziwne wydarzenia – opisane przez A. Vit’azia -
kojarzą się jeszcze w inny sposób i w innym temacie, a mianowicie – zachodzi pytanie, czy
mogą one mieć jakiś związek z Tunelem o Szklistych Ścianach w Babiej Górze prof. dr inż.
Jana Pająka i Księżycową Jaskinią dr Antonina Horáka? Nie wydaje się tak na pierwszy rzut
oka, ale...
Legendy o tajemniczych jaskiniach są powszechne na całym świecie. To, co
uważamy za formacje naturalne przed kilkudziesięcioma wiekami mogło być dziełem
człowieka. Kiedyś zwiedzaliśmy ruiny kompleksu Głównej Kwatery Hitlera Wolfsschanze w
Gierłoży k./Kętrzyna i zwróciliśmy tam uwagę na tworzące się tam wapienne stalaktyty i
59
stalagmity – czasami zabarwione związkami żelaza na całą gamę barw – od żółci do
ciemnego brązu. To samo znajdowaliśmy w bunkrach umocnień Wału Pomorskiego,
Międzyrzeckiego RU czy podziemnych kryptach Gór Sowich... Od powstania tych umocnień
i ich zrujnowania minęło zaledwie 58 lat, a już pojawiły się tam typowe zjawiska krasowe!
Podejrzewamy, że za sto lat pojawi się tam regularna szata naciekowa. A co będzie za lat
tysiąc? A 10.000? Podziemne sztolnie i szyby zamienią się w urocze, pełne stalaktytów
stalagmitów, stalagnatów, pereł jaskiniowych, mleka wapiennego, makaronów, itp. zjawisk
krasowych, i tylko pewne szczegóły będą sugerowały, że nie są one naturalnego
pochodzenia... Dlatego uważamy, że część jaskiń – nawet tych w Tatrach, Pieninach,
Beskidach, Sudetach czy Górach Świętokrzyskich, a nawet w okolicach Trójmiasta – może
być pochodzenia sztucznego.
Inną poszlaką jest fakt eksploatacji bogactw naturalnych w naszych górach.
Wertując pracę pt. „Tatrzański Park Narodowy” (Kraków-Zakopane 1985) zespołu uczonych
z kilku polskich uczelni, stwierdziliśmy, że polskie Tatry są niezwykle ubogie w minerały.
Podobnie rzecz się ma ze słowacką ich częścią. Dlaczego? Przecież właśnie w górach
znajdowano żyły rud rozmaitych metali, czy je same w postaci rodzimej: złoto, srebro, miedź,
antymon, żelazo, arsen i inne. A tutaj nędzne resztki, nie zasługujące nawet na „uczciwą”
rabunkową eksploatację. Dziwne to jest – nieprawdaż? A może pokłady te zostały już kiedyś
wyeksploatowane, a nam pozostały tylko nędzne resztki i jaskinie, które kiedyś były szybami
i sztolniami, a teraz pozarastały szatą naciekową, wyżłobiła je woda i przemieszczenia
tektoniczne. Metalowe i drewniane konstrukcje wspierające rozpadły się i skorodowały z
biegiem stuleci i dzisiaj jeno pozostało nam podziwiać pozostałości po wspaniałych
konstrukcjach podziemnych kopalni i zakładów przetwórczych, które za czasów Imperium
Atlantydy pracowały całą parą...
A przecież resztki urządzeń mogły pozostać w postaci wrostków w buły kalcytowe,
alabastrowe czy aragonitowe. Trzeba byłoby ich poszukać na najniższych piętrach osadów
spągowych jaskiń, tam, gdzie kalcyt szybko zapływał pozostawione na dnie jaskiń
przedmioty. Kto wie, czy któregoś pięknego dnia nie odnajdziemy zatopionego w stale
wapiennej artefaktu w rodzaju, ot chociażby „kalkulatora astronomicznego z Rodos” czy
„świecy samochodowej” z geoidy z Coso? Uważamy, że takie poszukiwania powinno się
wreszcie zacząć. Oczywiście nie liczę na znalezienie całych artefaktów, czy chociażby ich