Tak jakby uważał, że chłopiec spragniony ojca, znalazłszy go wreszcie, może powziąć o nim fałszywe, zbyt szlachetne wyobrażenie, któremu on nie będzie mógł sprostać, musi je więc skorygować, by oszczędzić synowi nieuniknionego i gorzkiego rozczarowania.
Rady, które mu dawał, były praktyczne. "Lubisz morze. Idź za tym głosem. To dobre życie, w każdym razie, jeśli będziesz miał szczęście jak ja. Przyjemna mieszanina lenistwa i pracy. Ciągle coś nowego. I w dodatku na świeżym powietrzu. W końcu zostaniesz właścicielem "Klotyldy" albo nawet lepszego statku. Znasz się na tym. Dbaj o statek, otaczaj go miłością, tak jak Dwyer i ja. I radzę ci nie pieprzyć klientek". Uśmiechnął się. Nie mógł pozostać obojętny na przemożne zainteresowanie młodego człowieka seksem. "Bądź swoim własnym szefem, bo praca dla kogoś to pułapka. Naucz się wszystkiego. Na pokładzie i pod pokładem. Masz doskonałą okazję, by obserwować mnie, Króliczka i Kate. Nie żałuj pieniędzy na wyposażenie. Jeżeli z jakichkolwiek powodów nie podoba ci się klient, wysadź go w najbliższym porcie. Jeżeli przyłapiesz klienta na używaniu narkotyków, wyrzuć je za burtę, nie podejmując żadnej rozmowy na ten temat. Jeśli to możliwe, nie pij z klientami. Będzie cię stać na własne trunki. Nie bądź zachłanny. Takie wiadomości szybko się rozchodzą. Jeżeli nie podoba ci się pogoda, płyń do portu, nie zwracając uwagi na to, że jakiś ważniak na pokładzie mówi, że musi być w Rzymie, w Cannes czy w Atenach na spotkaniu w interesach czy że musi skądś zabrać dziewczynę. Nie zgłaszaj się na ochotnika na żadne wojny. Nie wycofuj się, ale sam nie zaczynaj bójek..."
Wesley pomyślał, że powinien był nagrać to wszystko na taśmę i puszczać sobie co wieczór przed zaśnięciem.
"Trzymaj broń na pokładzie. Na wszelki wypadek. Zamkniętą. Może się przydać". Ojcowskie dziedzictwo: nie oszczędzaj na wyposażeniu i trzymaj broń pod ręką.
Wesley nie miał pojęcia, gdzie na "Klotyldzie" chowano rewolwer. Króliczek pewnie wiedział, ale Wesley był pewien, że mu nie powie. I tak w najważniejszej chwili nie było tej broni pod ręką.
Ojciec ciągle mówił w tej ciemności za kratami, głos miał spokojny, lekko rozbawiony, ale słowa były niezrozumiałe. Ból w tyle głowy Wesleya pulsował, wspomnienie głosu ojca oddaliło się, jak dźwięk boi mijanej z lewej strony dziobu we mgle. Wesley usnął.
Rozdział V
Z notatnika Billy Abbotta, 1968
Mam słabość do mojego ojca, który jest człowiekiem słabym. Wybaczyłem mu. Nie mam słabości do mojej matki, która jest silną kobietą i której nie wybaczam. Niech uczeni, którzy w następnym stuleciu będą się przedzierać przez ruiny Brukseli, jakoś sobie z tym poradzą. Wszyscy jesteśmy w jakiś sposób prześladowani przez naszych rodziców. Mnie prześladuje dwóch ojców. William Abbott, który mnie spłodził, był - i myślę, że dalej jest - niewielki, zachwycający, czarujący i bezużyteczny.
Colin Burke, drugi mąż mojej matki, był błyskotliwym, egoistycznym, utalentowanym człowiekiem, u którego aktorzy grali jak aniołowie, a ekran rozświetlał się jak ognisko. Kochałem go i podziwiałem, i chciałem być do niego podobny, gdy dorosnę. Obawiam się jednak, że jestem podobny do Willie'ego Abbotta, choć brak mi tych zalet, które stanowią o jego uroku. Jego też kochałem.
Z pięćdziesiąt razy kładłem go do łóżka pijanego.
Dzisiaj rozegrałem pięć setów tenisa, obstawionych zakładami, i wszystkie wygrałem.